http://just-let-me-love-you.blogspot.com/ - Od teraz jestem tu, mam nadzieję, że chociaż mała część Was zostanie ze mną. Zachęcam Was do czytania nowego opowiadania, mam na nie pomysł i na pewno nie zakończę go tak szybko. Piszcie, co myślicie o zwiastunie na nowym blogu. Życzę Wam udanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku! :*
wtorek, 30 grudnia 2014
czwartek, 11 grudnia 2014
Rozdział czternasty. - koniec części pierwszej.
Tydzień później, Justin zaczyna zachowywać się strasznie dziwnie. Moje tabletki nadal giną, ale ja nie poruszam z nim tego tematu. Nie mam pojęcia, co go tak strasznie uszczęśliwia. Zrobiłam test ciążowy, jednak wynik był negatywny. Sama już nie wiem, czy zrobiłam go poprawnie. Cóż. Wolę nie wiedzieć. Dzisiejszego poranka, jedziemy z Justinem na zakupy. Chcemy wyręczyć w tym jego gosposię. A poza tym, Justin dał jej trochę wolnego, więc musimy radzić sobie sami. Stoimy z Justinem w łazience, przy dwóch umywalkach, szorując zęby. Co jakiś czas nasze spojrzenia się krzyżują. Jest to dla mnie bardzo intymny, jak i rodzinny akt. Zdecydowałam się na parę luźnych, poszarpanych jeansów, czarny t-shirt i modne klapki, które sprezentowała mi moja matka. Włosy związuję w kucyk i nakładam delikatny makijaż. Justin czeka na mnie w kuchni. Ujmuje delikatnie moją dłoń. Po chwili wychodzimy. Dziś mogę ja prowadzić i czuję się bardzo usatysfakcjonowana. To tak, jakbym ja mogła dzisiejszego dnia dominować w tym związku. Z reguły tak nie jest.
- O czym myślisz? - pytam Justina, gdy jego usta wyginają się w szerokim uśmieszku. Co się z nim dzieje, do jasnej cholery. Intensywnie mi się przygląda.
- O tym, jak bardzo cię kocham, aniołku. - odparowuje, głaszcząc moje kolano. Rozpływam się pod wpływem jego dotyku. Obawiam się, że mogę spowodować przez to wypadek. Och, mój słodki Justin. Moje serce jest przez niego kompletną papką.
- Ja też cię kocham. - odpowiadam, wychwytując jego zadowolone spojrzenie. Co jest grane? Czy ktoś mi może powiedzieć? W ciągu piętnastu minut docieramy do centrum handlowego, w którym jest największy supermarket w całym Nowym Jorku. Justin pcha koszyk i wygląda, co najmniej dziwnie. Nigdy nie potrafiłam sobie wyobrazić wielkiego biznesmena na zakupach. Śmieję się w duchu, rejestrując ten obraz w pamięci. W supermarkecie kupujemy tonę zdrowego jedzenia, na prośbę Justina. W naszej lodówce nie może zabraknąć jogurtów i tym podobnych. Myślę, że on naprawdę zwariował. Nie pozwala mi kupować napojów gazowanych, tylko soki z owoców i wodę. Decyduje się również na nowy sokownik w pobliskim sklepie ze sprzętem AGD. Kiedy wracamy do domu, pod drzwiami czeka na nas dwóch nieznajomych mi mężczyzn i Lou, który jest wyraźnie zainteresowany nimi. Wzdycham cicho. Okazuje się, że są to koledzy Justina. Nigdy nikogo mi nie przedstawił, więc miałam prawo nie wiedzieć. Dopiero w środku się zapoznajemy. Jest to Alex i Jacob, przyjaciele ze studiów.
- Porywam ją na chwilę, jest mi bardzo potrzebna. - rzuca uradowany Lou i wyciąga mnie z penthouseu. - Potrzebuję twojej rady i gorącej kawy.
- W takim razie, chodźmy do Starbucksa. - oferuję, ujmując go pod ramię. Konsjerż żegna nas dziwnym uśmieszkiem. Jest to młoda kobieta, która prawdopodobnie podkochuje się w Justinie. Mam ochotę wystawić jej środkowy palec, czego oczywiście nie robię. Maszeruję dzielnie przy Lou. Jakieś dwie minut później, dzwoni szatyn.
- Włącz na głośnik. - mruczy z niezadowoleniem, a gdy już jest na głośnomówiącym, dodaje. - Lou, nie ciągaj nigdzie Natalie. Proszę, abyś wrócił z nią niedługo, okej?
- Justin, idziemy tylko do Starbucksa. - odpowiadam za mojego przyjaciela.
- Tak jest, pięknisiu. - chichocze Lou, a wtedy się rozłączam. To może zajść za daleko. Nie potrafię zrozumieć Justina, to jest dla mnie bardzo, bardzo dziwne.
- O czym myślisz? - pytam Justina, gdy jego usta wyginają się w szerokim uśmieszku. Co się z nim dzieje, do jasnej cholery. Intensywnie mi się przygląda.
- O tym, jak bardzo cię kocham, aniołku. - odparowuje, głaszcząc moje kolano. Rozpływam się pod wpływem jego dotyku. Obawiam się, że mogę spowodować przez to wypadek. Och, mój słodki Justin. Moje serce jest przez niego kompletną papką.
- Ja też cię kocham. - odpowiadam, wychwytując jego zadowolone spojrzenie. Co jest grane? Czy ktoś mi może powiedzieć? W ciągu piętnastu minut docieramy do centrum handlowego, w którym jest największy supermarket w całym Nowym Jorku. Justin pcha koszyk i wygląda, co najmniej dziwnie. Nigdy nie potrafiłam sobie wyobrazić wielkiego biznesmena na zakupach. Śmieję się w duchu, rejestrując ten obraz w pamięci. W supermarkecie kupujemy tonę zdrowego jedzenia, na prośbę Justina. W naszej lodówce nie może zabraknąć jogurtów i tym podobnych. Myślę, że on naprawdę zwariował. Nie pozwala mi kupować napojów gazowanych, tylko soki z owoców i wodę. Decyduje się również na nowy sokownik w pobliskim sklepie ze sprzętem AGD. Kiedy wracamy do domu, pod drzwiami czeka na nas dwóch nieznajomych mi mężczyzn i Lou, który jest wyraźnie zainteresowany nimi. Wzdycham cicho. Okazuje się, że są to koledzy Justina. Nigdy nikogo mi nie przedstawił, więc miałam prawo nie wiedzieć. Dopiero w środku się zapoznajemy. Jest to Alex i Jacob, przyjaciele ze studiów.
- Porywam ją na chwilę, jest mi bardzo potrzebna. - rzuca uradowany Lou i wyciąga mnie z penthouseu. - Potrzebuję twojej rady i gorącej kawy.
- W takim razie, chodźmy do Starbucksa. - oferuję, ujmując go pod ramię. Konsjerż żegna nas dziwnym uśmieszkiem. Jest to młoda kobieta, która prawdopodobnie podkochuje się w Justinie. Mam ochotę wystawić jej środkowy palec, czego oczywiście nie robię. Maszeruję dzielnie przy Lou. Jakieś dwie minut później, dzwoni szatyn.
- Włącz na głośnik. - mruczy z niezadowoleniem, a gdy już jest na głośnomówiącym, dodaje. - Lou, nie ciągaj nigdzie Natalie. Proszę, abyś wrócił z nią niedługo, okej?
- Justin, idziemy tylko do Starbucksa. - odpowiadam za mojego przyjaciela.
- Tak jest, pięknisiu. - chichocze Lou, a wtedy się rozłączam. To może zajść za daleko. Nie potrafię zrozumieć Justina, to jest dla mnie bardzo, bardzo dziwne.
*
Gdy budzę się następnego dnia, Justina nie ma. Musiał wyjść wcześniej do pracy, co oczywiście rozumiem. Ale źle jest zacząć poranek bez niego. Wzdycham, po czym powoli się przeciągam. Jest mi trochę niedobrze, ale to może dlatego, że wczoraj wypiłam z Lou za dużą ilość kawy. Po krótkim prysznicu, ubieram się szybko w dresy i luźny t-shirt. Słyszę, że ktoś wszedł do domu, więc natychmiast opuszczam sypialnię. Na przeciwko siebie widzę, jak zwykle piękną Samantę z...Chanel. Blondynka ma na sobie białe ubranie takie, jak noszą pacjenci w psychiatryku.
- Popatrz, Chan. - mamrocze z dezaprobatą Sam. - To ta mała dziwka, która odebrała nam Justina. Zemścimy się na niej?
- Sam, czego ty chcesz? - warczę. W tej chwili żałuję, że nie zabrałam z sypialni swojego telefonu. Nie potrafię stwierdzić, jakie emocje kierują Chanel. Jeśli była naprawdę zamknięta w szpitalu psychiatrycznym, jest nafaszerowana lekami na uspokojenie, więc Sam może nią spokojnie kierować.
- Justin ci nie powiedział, że zamknął swoją byłą narzeczoną w psychiatryku? Ale ja ją stamtąd wyciągnęłam. Wiemy, że jesteś w ciąży.
- W jakiej ciąży? Nie jestem w żadnej cholernej ciąży. - krzyczę, czego od razu żałuję. Chanel podnosi głowę i patrzy na mnie wzrokiem żądnym mordu. Chce mi się płakać i nic poza tym.
- Chanel, załatwimy ją? - pyta Samanta, a blondynka potulnie kiwa głową. Jęczę w duchu, cofając się szybko do sypialni. Ale nie jest mi to dane. Blondynka szybko mnie chwyta i przewraca tak, że uderzam głową i framugę drzwi. Ból od razu ogarnia moje ciało. Gdy ciągnie mnie do schodów, widzę smugę krwi, która pozostała na podłodze. Jęczę głośno z bólu. Chanel zatrzymuje się i podnosi mnie szybko z podłogi. Trochę kręci mi się w głowie, więc opieram się o poręcz przy schodach. Obawiam się tego, że mogą mnie przez nią przerzucić, więc zapieram się z całych sił. Sam unosi nogę i z kolana uderza mnie w brzuch. Kulę się i wypluwam odrobinę krwi. Osłaniam brzuch rękoma, a ona ponawia czynność. Teraz klęczę. Łzy mimowolnie wypływają mi z oczu. Sama nie wiem, kiedy zaczęłam płakać. Ale ledwo widzę przez słoną wodę. Modlę się w duchu, aby nagle Justin się zjawił, jednak on chyba na to nie reaguje. Nie ma tu nikogo, kto mógłby mi pomóc. Nie mam pojęcia, czym sobie na to zasłużyłam, nie zrobiłam nic, ani Chanel, ani Sam. Delikatnie ocieram palcami krew z warg i mimowolnie się krzywię, za co otrzymuję kolejne kopnięcie. Chanel ponownie mocno chwyta mnie za ramiona i stawia do pionu. Jeśli dalej tak pójdzie, to sama wypadnę przez tą cholerną balustradę. Nie mam sił stać na nogach, ale gdy upadnę, znowu mnie skopią.
- Jeszcze ci mało? - wrzeszczy Samanta, a ból rozrywa mi czaszkę. Płaczę głośniej. Niemalże wyję z bólu. Mam nadzieję, że niebawem nastąpi koniec. Ale wtedy jej pięść ląduje na moim policzku. Snuję się z jednej strony, na drugą. - Odpieprzysz się od Justina?
Nie odpowiadam. Nie mam siły. Martwię się tym, że gdy otworzę usta, znowu zacznę pluć krwią, a to nic miłego. Chanel chwyta mnie za włosy i sprowadza mnie do parteru, uderzając mną o podłogę. Moja głowa z hukiem obija się o kafelki. Jestem pewna, nie dam rady wstać.
- Odpowiedz, suko. - krzyczy Chanel. Ale ja jestem na pół zamroczona. Niewiele rzeczy do mnie dociera. Więc gdy obie zrzucają moje ciało z 24 schodów, nie czuję nic. Uderzam o marmurowe schody, ale nie czuję bólu. Słyszę tylko ich przeklęty śmiech, a po chwili krzyk Justina. Chociaż nie mam pewności, co do tego, czy to on. Znowu zalewam się krwią. Nie wiem, skąd teraz się bierze, ale spływa mi na powieki. Próbuję walczyć sama ze sobą, aby ich nie zamknąć, ale nic z tego. Na sam koniec uderzam o piękną, wyłożoną małymi kafelkami ścianę. Ktoś wciąga mnie delikatnie na swoje kolana i kołysze moim ciałem, prosząc, abym nie odpływała. Ale ja nie dam rady. Po prostu odpadam.
***
I tyle w tym temacie. Prawdopodobnie nie napiszę drugiej części, bo i tak nikt tego nie czyta. Pa. :(
- Jeszcze ci mało? - wrzeszczy Samanta, a ból rozrywa mi czaszkę. Płaczę głośniej. Niemalże wyję z bólu. Mam nadzieję, że niebawem nastąpi koniec. Ale wtedy jej pięść ląduje na moim policzku. Snuję się z jednej strony, na drugą. - Odpieprzysz się od Justina?
Nie odpowiadam. Nie mam siły. Martwię się tym, że gdy otworzę usta, znowu zacznę pluć krwią, a to nic miłego. Chanel chwyta mnie za włosy i sprowadza mnie do parteru, uderzając mną o podłogę. Moja głowa z hukiem obija się o kafelki. Jestem pewna, nie dam rady wstać.
- Odpowiedz, suko. - krzyczy Chanel. Ale ja jestem na pół zamroczona. Niewiele rzeczy do mnie dociera. Więc gdy obie zrzucają moje ciało z 24 schodów, nie czuję nic. Uderzam o marmurowe schody, ale nie czuję bólu. Słyszę tylko ich przeklęty śmiech, a po chwili krzyk Justina. Chociaż nie mam pewności, co do tego, czy to on. Znowu zalewam się krwią. Nie wiem, skąd teraz się bierze, ale spływa mi na powieki. Próbuję walczyć sama ze sobą, aby ich nie zamknąć, ale nic z tego. Na sam koniec uderzam o piękną, wyłożoną małymi kafelkami ścianę. Ktoś wciąga mnie delikatnie na swoje kolana i kołysze moim ciałem, prosząc, abym nie odpływała. Ale ja nie dam rady. Po prostu odpadam.
***
I tyle w tym temacie. Prawdopodobnie nie napiszę drugiej części, bo i tak nikt tego nie czyta. Pa. :(
sobota, 6 grudnia 2014
Rozdział dwunasty + trzynasty.
Natychmiastowo odwiązuję przepaskę i rzucam ją na ziemię. Justin trzyma w dłoniach pałeczki, a w nich coś dziwnego. Krzywię się odruchowo, lecz zaraz ponownie skupiam swój wzrok na nim.
- Co się stało? - patrzy na mnie i wyciera dłonie w kawałek papieru. Uśmiecham się do niego czule i kładę swoją dłoń na jego.
- Kocham cię, Justin. - wyznaję cicho. On szybko wciąga mnie na swoje kolana i mocno całuje. Co to ma znaczyć?
- Wiem, aniołku. - mężczyzna przechyla moje ciało i głaszcze mnie po policzku. Patrzę na niego ze zdziwieniem. - Powiedziałaś mi o tym, po urodzinach Jamie. Dlatego wróciłem z delegacji. Ale nie chciałem naciskać, żebyś mi to znowu powiedziała.
- Chciałam powiedzieć ci o tym wcześniej, ale bałam się, że mogę cię przestraszyć.
- Chcę powiedzieć ci to samo, ale wtedy uczynię siebie kompletnie słabym. I jeśli odejdziesz, nie będę w stanie dłużej żyć. - szepcze, a mnie ściska serce. Kładę dłonie na jego koszulce i patrzę mu w oczy.
- Nigdy od ciebie nie odejdę. - powoli akcentuję każde słowo. Chcę, żeby to zrozumiał i zaakceptował. Albo po prostu pragnę usłyszeć od niego, że też mnie kocha.
- W takim razie, ja też cię kocham, skarbie. - mówi, uśmiechając się leniwie. Jestem w tej chwili najszczęśliwsza na świecie. Mój bóg mnie kocha. Mój słodki mężczyzna naprawdę mnie kocha. - Jestem w tobie szaleńczo zakochany, Natalie.
- Tak się cieszę. - mruczę w jego szyję, a on się śmieje. Wiem, że też jest radosny.
- Co się stało? - patrzy na mnie i wyciera dłonie w kawałek papieru. Uśmiecham się do niego czule i kładę swoją dłoń na jego.
- Kocham cię, Justin. - wyznaję cicho. On szybko wciąga mnie na swoje kolana i mocno całuje. Co to ma znaczyć?
- Wiem, aniołku. - mężczyzna przechyla moje ciało i głaszcze mnie po policzku. Patrzę na niego ze zdziwieniem. - Powiedziałaś mi o tym, po urodzinach Jamie. Dlatego wróciłem z delegacji. Ale nie chciałem naciskać, żebyś mi to znowu powiedziała.
- Chciałam powiedzieć ci o tym wcześniej, ale bałam się, że mogę cię przestraszyć.
- Chcę powiedzieć ci to samo, ale wtedy uczynię siebie kompletnie słabym. I jeśli odejdziesz, nie będę w stanie dłużej żyć. - szepcze, a mnie ściska serce. Kładę dłonie na jego koszulce i patrzę mu w oczy.
- Nigdy od ciebie nie odejdę. - powoli akcentuję każde słowo. Chcę, żeby to zrozumiał i zaakceptował. Albo po prostu pragnę usłyszeć od niego, że też mnie kocha.
- W takim razie, ja też cię kocham, skarbie. - mówi, uśmiechając się leniwie. Jestem w tej chwili najszczęśliwsza na świecie. Mój bóg mnie kocha. Mój słodki mężczyzna naprawdę mnie kocha. - Jestem w tobie szaleńczo zakochany, Natalie.
- Tak się cieszę. - mruczę w jego szyję, a on się śmieje. Wiem, że też jest radosny.
*
Od dwóch godzin, siedzimy z Justinem na plaży. Ludzie kręcą się ciągle, a my siedzimy w tym samym miejscu. Justin jest za mną i mocno mnie przytula. Delikatnie opieram się o jego klatkę piersiową. Nic nie może zepsuć nam tego dnia.
- Powiedz to jeszcze raz. Chcę to usłyszeć. - mówi, po raz milionowy, odkąd tu dotarliśmy. Ciągle muszę mu powtarzać, jak bardzo go kocham, ale wiem, że sprawia mu to przyjemność. Więc mnie też.
- Kocham cię, Justin. - oznajmiam, a on lekko ściska moje dłonie i całuje mnie w szyję. Jest już dosyć późno, więc temperatura się trochę niższa.
- Nie jest ci zimno, aniele? - pyta, a ja potrząsam głową. Tak naprawdę jest mi chłodno i chciałabym wrócić do willi. Ale nie chcę psuć nastroju. Nie chcę, żeby ten dzień się kończył. Mój Justin mnie kocha i tylko to się liczy. Będę go kochać do końca swoich dni. I wiem, że on też będzie mnie kochał w nieskończoność. - Wracamy.
Nim zdążyłam się obejrzeć, Justin niesie mnie na rękach na do domu. Obchodzi się ze mną tak, jakbym była jego najcenniejszym skarbem.
- Zamieszkasz ze mną? - ponownie zadaje mi to pytanie, a ja nie wiem, co odpowiedzieć. Ostatnio się zgodziłam. A teraz? Czy to dobry pomysł?
- Nie wiem, Justin. To trochę za szybko.
- Proszę, zgódź się. Będę miał pewność, że nigdzie mi nie uciekniesz. - w jego oczach widzę troskę, ale także niepokój. On naprawdę się boi, że mogę od niego odejść. Czy w takim razie jest coś, co jeszcze przede mną ukrywa? Nie zastanawiam się nad tym.
- Dobrze. Zapamiętaj sobie, że nie ma na świecie takiej rzeczy, która byłaby w stanie odciągnąć mnie od ciebie. Będziemy razem zawsze, rozumiesz?
Nie wiem, dlaczego on myśli, że mogę odejść. Może boi się, że przestraszą mnie jeszcze nowsze ciekawostki o jego mrocznym życiu? A może ma o sobie złe zdanie i obawia się tego, że gdy pojawi się ktoś lepszy, ja ucieknę? Nigdy by do tego nie doszło. Dostałam od Boga taki niesamowity dar i nie zamierzam oddać go komuś innemu. Justin pozostanie mój na wieczność.
- Chcę o tym pamiętać, ale ciągle się niepokoję, że uciekniesz. Nie mogę tego zaakceptować, kochanie.
Gdy dotarliśmy do willi, Josh musiał wrócić do swojej pracy. Było mi go bardzo szkoda. Justin mógł zabrać całą bandę swoich ochroniarzy, aby mogli się zmieniać. Justin otwiera przede mną drzwi, lecz zatrzymuję się przy ochroniarzu.
- Josh, może zechcesz wejść do środka i napić się z nami kawy? - pytam. Szatyn mi nie przerywa, ale bacznie nas obserwuje. Czuję to. Widzę, jak Josh tężeje. Wiem, że chce się zgodzić, ale boi się Biebera.
- Nie mogę. Muszę wypełniać swoje obowiązki.
- Chodź, nie daj się prosić. - mówię wesoło, ujmując go pod ramię. Josh nerwowo zerka na Justina. Josh jest pracownikiem Justina od wielu lat. Musi mu naprawdę sporo płacić, skoro Josh jest taki perfekcyjny. Justin uśmiecha się przyjaźnie i gestem dłoni pokazuje, że ma wejść do środka. Starszy mężczyzna prawdopodobnie odetchnął z ulgą i ruszył tuż za mną. Gdy pijemy kawę we trójkę, atmosfera staje się jeszcze luźniejsza. Josh od czasu do czasu rzuca jakimś wspomnieniem na temat głupiego zachowania Justina i wszyscy się z tego śmiejemy. To był dobry wybór. Musimy zapraszać go częściej.
- Dziękuję za kawę. Była pyszna. A teraz wracam do pracy.
- Josh, weź jutro wolny dzień. - woła za nim Justin.
- Masz na niego dobry wpływ, dziewczyno. - odpowiada uradowany Josh i niemalże tanecznym krokiem wychodzi z domu. Spoglądam na Justina, który obserwuje mnie z miłością.
- Polubił cię. Znam go od wielu lat, kiedyś pracował dla mojego ojca. Pomagał mi, gdy brałem. Jest, jak rodzina. Nie rozumiem, dlaczego się mnie tak boi. - szatyn wzdycha cicho i wzrusza ramionami. Zbieram kubki, opłukuję je z fusów i chowam do zmywarki. Justin opiera mnie o blat kuchenny. - Zmęczona?
- Odrobinę. To był wspaniały dzień. - zarzucam ramiona na jego szyję. - Nie chcę, żeby się kończył.
- Powiedz to. - prosi z uśmiechem. Jakżebym mogła mu odmówić?
- Kocham cię, Justinie Bieberze. - unoszę się na palcach i muskam jego gorące usta.
*
Sobota zleciała nam równie szybko, jak piątkowe popołudnie. Nie robiliśmy nic szczególnego, siedzieliśmy na plaży, trochę zwiedzaliśmy. W niedzielę obudziłam się około godziny 10. Justin przypatrywał mi się uważnie i leciutko bawił się moimi włosami. Uśmiechnęłam się, a on musnął delikatnie moje wargi.
- Dzień dobry, moja piękna. - mruknął, patrząc mi prosto w oczy. Palcami pieszczę skórę na jego policzku. Wydaje się być zadowolony. - Głodna?
- Tylko troszkę. - mówię, przylegając do niego całym swoim ciałem. Justin śmieje się cicho.
- Mam na ciebie ogromną ochotę. Później śniadanie. - szepce, przewracając mnie na plecy. Szatyn wygodnie układa się między moimi nogami i powoli ociera swoim kroczem o moje. Nagle gwałtownie wpija się w moje usta, językiem penetrując wnętrze mojej buzi. Oplatam swoim językiem jego język i ssę go mocno. Justin warczy prosto w moje wargi. Jego dłonie wędrują do moich nagich piersi. Więc teraz wiem, dlaczego wczoraj wieczorem kazał spać mi nago. Jak najszybciej chciał się do mnie dobrać. Śmieję się w myślach, rozkoszując się jego dotykiem. Wszystkie moje myśli rozwiewa palące pożądanie do tego mężczyzny. Wiję się pod nim. Gdy obejmuje ustami mój sutek, omal nie mdleję z rozkoszy. Jest mi teraz tak dobrze. Drugą dłoń zsuwa po moim brzuchu, pomiędzy uda.
- Jesteś taka mokra. - mruczy, rozprowadzając śliską maź po mojej kobiecości. Kciukiem muska łechtaczkę, a ja zaczynam cicho jęczeć. - Tylko dla mnie?
- Tylko... dla... ciebie. - udaje mi się wydusić. Wypycham biodra mu naprzeciw. Moja łechtaczka mocno pulsuje, pragnąc jego dotyku. Jednak on przerywa. Opiera dłonie po obu stronach mojej głowy i ustawia swój członek przy samym wejściu do mojej pochwy. To prawdziwe tortury.
- Czego chcesz, Natalie? - pyta, jakby nie wiedział. Dlaczego w tej chwili musi się tak głupio zachowywać?
- Ciebie w sobie. - delikatnie wsuwa główkę penisa we mnie. Rozciągam się dla niego.
- Dobra odpowiedź. - całuje mnie w usta. - Czyja jesteś?
- Twoja, tylko twoja. Na zawsze. - jęczę, próbując nabić się mocniej na niego, ale skutecznie unieruchamia moje ciało. Mam ochotę na niego wrzeszczeć. Wsuwa się we mnie nieco bardziej. - O Boże.
- Teraz powiedz to, co chcę usłyszeć.
- Kocham cię, Justin. Szaleńczo cię kocham. - piszczę, a na jego ustach rozciąga się seksowny uśmieszek. Wsuwa się we mnie niemalże do samego końca. Po kilku ruchach doprowadza nas na sam szczyt. Po wszystkim bierzemy krótki prysznic, podczas którego Justin myje mi włosy. Gdy wyciera dokładnie moje ciało, chcę zdać mu pytanie. Nie pięć, tylko jedno.
- Justin, dziś mam tylko jedno pytanie. - szatyn podnosi głowę, patrzy na mnie, a później sięga krem nawilżający z szafki, która jest za mną.
- Posmaruję cię, usiądź. - wskazuje brzeg wanny, więc siadam. Kiedy zaczyna mnie smarować, mówi. - Pytaj.
- Chciałabym wiedzieć, co czujesz, gdy mnie widzisz. - to raczej nie pytanie, a stwierdzenie. Jednak on i tak odpowiada. Zastanawia się przez chwilę, wmasowując krem w moją skórę.
- Czuję się kompletnie ogłupiały. Nie potrafisz sobie wyobrazić, jak ogromne jest moje uczucie do ciebie. Gdy cię widzę, czuję się najszczęśliwszy na świecie, wszystkie problemy znikają. Myślę o tym, jaka jesteś piękna i jakim ja jestem szczęściarzem, że cię mam. Jesteś najcudowniejszą kobietą na ziemi, Nat. Nie potrafię nawet dobrze opisać tego, co czuję, gdy cię widzę. Po prostu, nie mogę oddychać ze szczęścia.
Doskonale go rozumiem, bo ja czuję to samo, gdy widzę jego. Chwilę później Justin kończy mnie smarować. Robię to samo z jego ciałem, obserwując nas w lustrze. Dobrze ze sobą wyglądamy. Gdy pędzę do swojej torby, aby się ubrać, Justin staje przede mną z małą torebeczką. Wręcza mi je, a ja spoglądam na niego.
- Włóż to. - delikatnie wyciągam kawałek materiału z opakowania. Jest to śliczna kobaltowa sukienka na grubych ramiączkach. Ma po środku kokardkę, a jej dół jest rozkloszowany subtelnie. Ma bardzo delikatny materiał. Musiała być droga. - Gdy ją zobaczyłem ostatnio na zakupach, od razu pomyślałem o tobie. Podoba ci się?
- Jest przepiękna, dziękuję. - mruczę, składając pocałunek na jego ustach. Już wiem, że po powrocie do Nowego Jorku, muszę przygotować dla niego jakąś niespodziankę. Jeszcze nie mam pomysłu, ale z czasem się to zmieni. Ubieramy się wspólnie. Gdy ja naciągam na siebie koronkową bieliznę, Justin ma już na sobie bokserki i spodnie od garnituru. Wracamy do Nowego Jorku, więc musimy wyglądać perfekcyjnie. Co rusz, mój mężczyzna jest w jakiejś gazecie. A ja nie chcę źle przy nim wyglądać.
Gdy jesteśmy z Justinem w jego/naszym domu, żałuję, że musieliśmy
wracać. Nowy Jork w żadnym stopniu nie przypomina Meksyku. Justin musi
wracać do pracy, a ja pozostaję sama sobie. Postanawiam zadzwonić do
Jamie i zapytać, co u niej. Może będzie miała ochotę spotkać się i
trochę porozmawiać. Dawno się nie widziałyśmy, a ja bardzo za nią
tęsknię. Wyciągam swój telefon z torebki i wybieram numer James. Odbiera
po dwóch sygnałach. Jest bardzo rozentuzjazmowana.
- Ty frajerko, dlaczego nie powiedziałaś mi, że lecisz z bogatym dupkiem do Meksyku? - wrzeszczy na dzień dobry, a ja wesoło chichoczę. Idę do sypialni na górze, słuchając wyzwisk od Jamie. - Ale lepiej opowiadaj, jak było.
- Fantastycznie. Naprawdę, to był najlepszy weekend w moim życiu. Nigdy nie czułam się tak dobrze, jak w ostatnich dniach. - oznajmiam, myślami wracając do Meksyku i Justina. - Masz ochotę wyskoczyć dziś na drinka? Zrobimy sobie babski wieczór.
- Chodźmy zaszaleć na jakąś imprezę. Zaproś Lou, jest jak kobieta. - mówi Jamie i śmieje się wesoło. Wtóruję jej. Palcami przeczesuję włosy, w myślach dziękując Justinowi, że kazał ubrać mi się w tą sukienkę. Mam za sobą wszelkie przygotowania do imprezy.
- W Tropezie, o 19. Wynajmij nam lożę. - oznajmiam na pożegnanie i się rozłączam. Piszę szybkiego smsa do Lou i idę do Justina, aby poinformować go o swoich planach. Pije już drugi kubek kawy i odpisuje na mejle. To musi być nużące zadanie. Delikatnie wciskam mu się na kolana i obejmuję go za szyję. Opiera się o swoje obrotowe krzesło i patrzy mi w oczy. - Wychodzę wieczorem.
- Dokąd? - pyta, muskając kciukiem moją dolną wargę.
- Jamie chce iść do klubu.
- Obiecujesz, że nie przesadzisz z alkoholem? - zadaje kolejne pytanie. Jest zdecydowanie zbyt nadopiekuńczy.
- Tak, wypiję tylko jednego drinka. - mruczę, opierając policzek o jego policzek. - Będę grzeczna.
- O której się umówiłyście?
- Za piętnaście minut muszę być pod klubem. - oznajmiam, wyciskając na jego ustach pocałunek. Szybko wstaję z jego kolan, nim zdąży się rozmyślić.
- Zadzwoń, gdy będziesz wracała, przyjadę po ciebie. Poinformuję Josha, żeby cię odwiózł. - mówi, patrząc mi w oczy. Jestem już przy drzwiach, więc wychodzę.
- Dobrze, kocham cię. - wołam i biegnę na górę, do sypialni. Słyszę jeszcze, jak Justin mówi, że on też mnie kocha. Uśmiecham się subtelnie, wrzucając do torebki błyszczyk, telefon i klucze. Gdy schodzę na parking, Josh już na mnie czeka. Jedzie powoli, nucąc cicho jakąś nieznaną mi piosenkę.
- Jak się dziś miewasz? - pyta, spoglądając na mnie. Bardzo lubię tego mężczyznę.
- Bardzo dobrze, a ty, Josh? - starszy pan uśmiecha się do mnie ciepło i klepie mnie po dłoni.
- Fantastycznie. Od jutra mam tydzień wolnego, będę mógł spotkać się ze swoją rodziną. Bardzo się za nimi stęskniłem.
- Masz dzieci? - Josh tylko kiwa głową. Nie wiem, czy chce urwać ten temat, czy po prostu tak jest mu łatwiej, więc zwinnie przechodzę na następny. - Podobno długo znasz Justina.
- Och, tak. Bardzo długo. Pamiętam go, jak jeszcze był małym dzieckiem. To dobry człowiek, ale strasznie zagubiony. Nie wiem, czy mogę o tym mówić, ale ta Chanel jeszcze bardziej go zniszczyła. Przy tobie odżył. Aż miło na was patrzeć, dzieci.
- Tak, to prawda, wiele przeszedł. Chciałabym, aby był szczęśliwy. - mruczę i dopiero teraz spostrzegam, że jesteśmy pod klubem, a Jamie i Lou już na mnie czekają. Są z nimi również dwie nasze dawne przyjaciółki. Nie wiem, jak Jamie się z nimi skontaktowała, ale bardzo się cieszę. Szybko żegnam się z Joshem i wysiadam, machając mu na pożegnanie. Podchodzę do grupy przyjaciół i z każdym witam się całusem w policzek.
- No proszę, jaka opalona. Myślałam, że wyglądasz, jak czekolada po Tajlandii, ale się myliłam. - woła Jamie, zwracając uwagę wszystkich wokół. Śmieję się cicho, starając się ją uciszyć. Całą piątką pakujemy się do klubu. To klub Justina i wiem, że będzie mnie na pewno kontrolował. Ale nic nie mogę poradzić na to, że jest to moje ulubione miejsce w całym Nowym Jorku. Na dobry początek kupujemy drinki i zajmujemy nasz stolik. Wieczór zaczyna się bardzo dobrze. Gdy DJ zaczyna wygrywać dźwięki Rock Your Body JT, wkraczamy na parkiet. Kręcę biodrami, co chwilę przyciągając uwagę jakiegoś mężczyzny. Idąc do toalety, spotykam Samantę. Mój dobry nastrój automatycznie pryska. Uśmiecha się słodko, mocno wypinając swój napompowany biust. Jest ode mnie o wiele wyższa i ładniejsza. Nie dziwię się, że Justin jej uległ. Ostatnim razem widziałam ją w biurze szatyna i nie było to miłe spotkanie.
- Widziałam, ilu facetów się przy tobie kręci, więc zadzwoniłam do Justina. - pomachała mi swoim telefonem przed twarzą. - Jest wściekły i zaraz tu będzie.
- Ty podła suko. - wrzeszczę. Unoszę pięść, aby uderzyć ją w ten jej wypielęgnowany ryj, ale ktoś mnie odciąga. I wiem, że to Justin. Poznaję go po zapachu. Trzyma mnie mocno przy swojej klatce piersiowej i ciężko oddycha. Wiem, że jest zły. Może nie tyle na mnie, ale na to, że tu przyszłam. Odwracam się powoli do niego, a on zabiera mnie do swojego gabinetu, w którym byliśmy na początku naszej znajomości. Justin zapala światło i siada ze mną na kolanach, na fotelu. - Jesteś zły?
- Jestem zły, ale na siebie, a nie na ciebie. Powinienem albo przyjechać tu z tobą, albo zatrzymać cię w domu. Jesteś moja, Natalie. Tylko moja.
- Wiem. - szepczę, wtulając się w jego ciało.
- Powiedz to. - prosi delikatnie, głaszcząc moje plecy.
- Kocham cię.
- Kurwa. - z jego ust wyrywa się chrapliwe przekleństwo. Przewracam teatralnie oczyma. - Chcę, żeby każdy frajer wiedział, że jesteś moja.
Po kilku dłuższych minutach, wychodzimy z gabinetu. Justin w garniturze, kompletnie tu nie pasuje. Zamierzam, jak najszybciej znaleźć James i iść stąd. Szatyn lekko się spina na widok Lou, ale wie, że to gej. On chyba już tak ma, że jest zazdrosny o każdego faceta. Jednak to chyba ja powinnam być zazdrosna, bo Lou podoba się Justin. Śmieję się cicho, czego mój chłopak na szczęście nie zauważa. Mógłby pomyśleć, że jestem nienormalna. Bieber pociąga barkiem jakiegoś faceta, a ten zaczyna skakać do niego z łapami. Okazuje się, że to Marcus. Odgraża się za to, że Justin rzucił nim przez pół siłowni i nawet nie przeprosił.
- Spierdalaj, zanim zrobię to na oczach tych wszystkich ludzi. - warczy Justin, a Marcus potulnie się wycofuje. W duchu dziękuję Bogu, że nie doszło między tą dwójką do bójki. Justin tym razem by nie odpuścił, a nie chcę, żeby miał przeze mnie kłopoty. Delikatnie kładę dłonie na ramionach Jamie i staję na palcach, aby powiedzieć jej na ucho, że wracam do domu.
- On jest zabójczo przystojny. - jęczy. Wiem, że gdyby nie to, że Justin jest mój, już dawno zarzuciłaby sidła. Cała Jamie.
- Doceń Jake'a. - patrzę na nią znacząco, a gdy kiwa głową, całują ją i Lou w policzek, ponieważ dwie koleżanki gdzieś się zapodziały. Justin chwyta moją dłoń i trzyma mnie z tyłu, a sam przepycha się przez tłum. Kilka kobiet wiesza się na nim, a ja niemalże szaleję z zazdrości. Kiedy wypadamy przez otwarte drzwi na świeże powietrze, okazuje się, że jest już bardzo zimno. Szatyn zarzuca mi na ramiona swoją marynarkę, czego od razu żałuję, bo wygląda jeszcze seksowniej i teraz już każda kobieta zżera go wzrokiem. Staram się go pokryć swoim małym ciałem, co tylko powoduje wybuch śmiechu u mojego mężczyzny. Justin odwraca się, przyciska swoje ciało do mojego i spektakularnie całuje. To był zdecydowanie najbardziej zaskakujący pocałunek w całym moim życiu. Gdy stawia mnie ponownie na nogach, inne panie nie wiedzą, gdzie podziać swój wzrok.
- Załatwione? - pyta, na co odpowiadam skinięciem. Teraz wiem, jak on się czuje, gdy patrzą na mnie inni. Otwiera mnie drzwi od swojego auta, które szczerze mówiąc, widzę po raz pierwszy. Jest to chyba czerwony bugatti veyron, ale nie mam pewności. Samochód ma bardzo niskie podwozie, więc obawiam się wszelkich dziur, które sprawią, że uderzę głową o sufit. Chociaż nie wypiłam zbyt wiele, to i tak czuję się pijana. Sama nie wiem dlaczego. Może po prostu jestem zmęczona. W momencie, w którym Justin pędzi do domu, uświadamiam sobie, że od dłuższego czasu giną mi tabletki. Wykupuję nowe opakowanie, ale ich nie ma. Na dodatek spóźnia mi się okres. Chcę zapytać o to Justina, ale nie mam siły nawet uchylić ust. Zasypiam.
***
Przypominam, że pojawił się nowy rozdział na http://boyfriend-justinbieber.blogspot.com/
- Dzień dobry, moja piękna. - mruknął, patrząc mi prosto w oczy. Palcami pieszczę skórę na jego policzku. Wydaje się być zadowolony. - Głodna?
- Tylko troszkę. - mówię, przylegając do niego całym swoim ciałem. Justin śmieje się cicho.
- Mam na ciebie ogromną ochotę. Później śniadanie. - szepce, przewracając mnie na plecy. Szatyn wygodnie układa się między moimi nogami i powoli ociera swoim kroczem o moje. Nagle gwałtownie wpija się w moje usta, językiem penetrując wnętrze mojej buzi. Oplatam swoim językiem jego język i ssę go mocno. Justin warczy prosto w moje wargi. Jego dłonie wędrują do moich nagich piersi. Więc teraz wiem, dlaczego wczoraj wieczorem kazał spać mi nago. Jak najszybciej chciał się do mnie dobrać. Śmieję się w myślach, rozkoszując się jego dotykiem. Wszystkie moje myśli rozwiewa palące pożądanie do tego mężczyzny. Wiję się pod nim. Gdy obejmuje ustami mój sutek, omal nie mdleję z rozkoszy. Jest mi teraz tak dobrze. Drugą dłoń zsuwa po moim brzuchu, pomiędzy uda.
- Jesteś taka mokra. - mruczy, rozprowadzając śliską maź po mojej kobiecości. Kciukiem muska łechtaczkę, a ja zaczynam cicho jęczeć. - Tylko dla mnie?
- Tylko... dla... ciebie. - udaje mi się wydusić. Wypycham biodra mu naprzeciw. Moja łechtaczka mocno pulsuje, pragnąc jego dotyku. Jednak on przerywa. Opiera dłonie po obu stronach mojej głowy i ustawia swój członek przy samym wejściu do mojej pochwy. To prawdziwe tortury.
- Czego chcesz, Natalie? - pyta, jakby nie wiedział. Dlaczego w tej chwili musi się tak głupio zachowywać?
- Ciebie w sobie. - delikatnie wsuwa główkę penisa we mnie. Rozciągam się dla niego.
- Dobra odpowiedź. - całuje mnie w usta. - Czyja jesteś?
- Twoja, tylko twoja. Na zawsze. - jęczę, próbując nabić się mocniej na niego, ale skutecznie unieruchamia moje ciało. Mam ochotę na niego wrzeszczeć. Wsuwa się we mnie nieco bardziej. - O Boże.
- Teraz powiedz to, co chcę usłyszeć.
- Kocham cię, Justin. Szaleńczo cię kocham. - piszczę, a na jego ustach rozciąga się seksowny uśmieszek. Wsuwa się we mnie niemalże do samego końca. Po kilku ruchach doprowadza nas na sam szczyt. Po wszystkim bierzemy krótki prysznic, podczas którego Justin myje mi włosy. Gdy wyciera dokładnie moje ciało, chcę zdać mu pytanie. Nie pięć, tylko jedno.
- Justin, dziś mam tylko jedno pytanie. - szatyn podnosi głowę, patrzy na mnie, a później sięga krem nawilżający z szafki, która jest za mną.
- Posmaruję cię, usiądź. - wskazuje brzeg wanny, więc siadam. Kiedy zaczyna mnie smarować, mówi. - Pytaj.
- Chciałabym wiedzieć, co czujesz, gdy mnie widzisz. - to raczej nie pytanie, a stwierdzenie. Jednak on i tak odpowiada. Zastanawia się przez chwilę, wmasowując krem w moją skórę.
- Czuję się kompletnie ogłupiały. Nie potrafisz sobie wyobrazić, jak ogromne jest moje uczucie do ciebie. Gdy cię widzę, czuję się najszczęśliwszy na świecie, wszystkie problemy znikają. Myślę o tym, jaka jesteś piękna i jakim ja jestem szczęściarzem, że cię mam. Jesteś najcudowniejszą kobietą na ziemi, Nat. Nie potrafię nawet dobrze opisać tego, co czuję, gdy cię widzę. Po prostu, nie mogę oddychać ze szczęścia.
Doskonale go rozumiem, bo ja czuję to samo, gdy widzę jego. Chwilę później Justin kończy mnie smarować. Robię to samo z jego ciałem, obserwując nas w lustrze. Dobrze ze sobą wyglądamy. Gdy pędzę do swojej torby, aby się ubrać, Justin staje przede mną z małą torebeczką. Wręcza mi je, a ja spoglądam na niego.
- Włóż to. - delikatnie wyciągam kawałek materiału z opakowania. Jest to śliczna kobaltowa sukienka na grubych ramiączkach. Ma po środku kokardkę, a jej dół jest rozkloszowany subtelnie. Ma bardzo delikatny materiał. Musiała być droga. - Gdy ją zobaczyłem ostatnio na zakupach, od razu pomyślałem o tobie. Podoba ci się?
- Jest przepiękna, dziękuję. - mruczę, składając pocałunek na jego ustach. Już wiem, że po powrocie do Nowego Jorku, muszę przygotować dla niego jakąś niespodziankę. Jeszcze nie mam pomysłu, ale z czasem się to zmieni. Ubieramy się wspólnie. Gdy ja naciągam na siebie koronkową bieliznę, Justin ma już na sobie bokserki i spodnie od garnituru. Wracamy do Nowego Jorku, więc musimy wyglądać perfekcyjnie. Co rusz, mój mężczyzna jest w jakiejś gazecie. A ja nie chcę źle przy nim wyglądać.
TRZYNASTY.
- Ty frajerko, dlaczego nie powiedziałaś mi, że lecisz z bogatym dupkiem do Meksyku? - wrzeszczy na dzień dobry, a ja wesoło chichoczę. Idę do sypialni na górze, słuchając wyzwisk od Jamie. - Ale lepiej opowiadaj, jak było.
- Fantastycznie. Naprawdę, to był najlepszy weekend w moim życiu. Nigdy nie czułam się tak dobrze, jak w ostatnich dniach. - oznajmiam, myślami wracając do Meksyku i Justina. - Masz ochotę wyskoczyć dziś na drinka? Zrobimy sobie babski wieczór.
- Chodźmy zaszaleć na jakąś imprezę. Zaproś Lou, jest jak kobieta. - mówi Jamie i śmieje się wesoło. Wtóruję jej. Palcami przeczesuję włosy, w myślach dziękując Justinowi, że kazał ubrać mi się w tą sukienkę. Mam za sobą wszelkie przygotowania do imprezy.
- W Tropezie, o 19. Wynajmij nam lożę. - oznajmiam na pożegnanie i się rozłączam. Piszę szybkiego smsa do Lou i idę do Justina, aby poinformować go o swoich planach. Pije już drugi kubek kawy i odpisuje na mejle. To musi być nużące zadanie. Delikatnie wciskam mu się na kolana i obejmuję go za szyję. Opiera się o swoje obrotowe krzesło i patrzy mi w oczy. - Wychodzę wieczorem.
- Dokąd? - pyta, muskając kciukiem moją dolną wargę.
- Jamie chce iść do klubu.
- Obiecujesz, że nie przesadzisz z alkoholem? - zadaje kolejne pytanie. Jest zdecydowanie zbyt nadopiekuńczy.
- Tak, wypiję tylko jednego drinka. - mruczę, opierając policzek o jego policzek. - Będę grzeczna.
- O której się umówiłyście?
- Za piętnaście minut muszę być pod klubem. - oznajmiam, wyciskając na jego ustach pocałunek. Szybko wstaję z jego kolan, nim zdąży się rozmyślić.
- Zadzwoń, gdy będziesz wracała, przyjadę po ciebie. Poinformuję Josha, żeby cię odwiózł. - mówi, patrząc mi w oczy. Jestem już przy drzwiach, więc wychodzę.
- Dobrze, kocham cię. - wołam i biegnę na górę, do sypialni. Słyszę jeszcze, jak Justin mówi, że on też mnie kocha. Uśmiecham się subtelnie, wrzucając do torebki błyszczyk, telefon i klucze. Gdy schodzę na parking, Josh już na mnie czeka. Jedzie powoli, nucąc cicho jakąś nieznaną mi piosenkę.
- Jak się dziś miewasz? - pyta, spoglądając na mnie. Bardzo lubię tego mężczyznę.
- Bardzo dobrze, a ty, Josh? - starszy pan uśmiecha się do mnie ciepło i klepie mnie po dłoni.
- Fantastycznie. Od jutra mam tydzień wolnego, będę mógł spotkać się ze swoją rodziną. Bardzo się za nimi stęskniłem.
- Masz dzieci? - Josh tylko kiwa głową. Nie wiem, czy chce urwać ten temat, czy po prostu tak jest mu łatwiej, więc zwinnie przechodzę na następny. - Podobno długo znasz Justina.
- Och, tak. Bardzo długo. Pamiętam go, jak jeszcze był małym dzieckiem. To dobry człowiek, ale strasznie zagubiony. Nie wiem, czy mogę o tym mówić, ale ta Chanel jeszcze bardziej go zniszczyła. Przy tobie odżył. Aż miło na was patrzeć, dzieci.
- Tak, to prawda, wiele przeszedł. Chciałabym, aby był szczęśliwy. - mruczę i dopiero teraz spostrzegam, że jesteśmy pod klubem, a Jamie i Lou już na mnie czekają. Są z nimi również dwie nasze dawne przyjaciółki. Nie wiem, jak Jamie się z nimi skontaktowała, ale bardzo się cieszę. Szybko żegnam się z Joshem i wysiadam, machając mu na pożegnanie. Podchodzę do grupy przyjaciół i z każdym witam się całusem w policzek.
- No proszę, jaka opalona. Myślałam, że wyglądasz, jak czekolada po Tajlandii, ale się myliłam. - woła Jamie, zwracając uwagę wszystkich wokół. Śmieję się cicho, starając się ją uciszyć. Całą piątką pakujemy się do klubu. To klub Justina i wiem, że będzie mnie na pewno kontrolował. Ale nic nie mogę poradzić na to, że jest to moje ulubione miejsce w całym Nowym Jorku. Na dobry początek kupujemy drinki i zajmujemy nasz stolik. Wieczór zaczyna się bardzo dobrze. Gdy DJ zaczyna wygrywać dźwięki Rock Your Body JT, wkraczamy na parkiet. Kręcę biodrami, co chwilę przyciągając uwagę jakiegoś mężczyzny. Idąc do toalety, spotykam Samantę. Mój dobry nastrój automatycznie pryska. Uśmiecha się słodko, mocno wypinając swój napompowany biust. Jest ode mnie o wiele wyższa i ładniejsza. Nie dziwię się, że Justin jej uległ. Ostatnim razem widziałam ją w biurze szatyna i nie było to miłe spotkanie.
- Widziałam, ilu facetów się przy tobie kręci, więc zadzwoniłam do Justina. - pomachała mi swoim telefonem przed twarzą. - Jest wściekły i zaraz tu będzie.
- Ty podła suko. - wrzeszczę. Unoszę pięść, aby uderzyć ją w ten jej wypielęgnowany ryj, ale ktoś mnie odciąga. I wiem, że to Justin. Poznaję go po zapachu. Trzyma mnie mocno przy swojej klatce piersiowej i ciężko oddycha. Wiem, że jest zły. Może nie tyle na mnie, ale na to, że tu przyszłam. Odwracam się powoli do niego, a on zabiera mnie do swojego gabinetu, w którym byliśmy na początku naszej znajomości. Justin zapala światło i siada ze mną na kolanach, na fotelu. - Jesteś zły?
- Jestem zły, ale na siebie, a nie na ciebie. Powinienem albo przyjechać tu z tobą, albo zatrzymać cię w domu. Jesteś moja, Natalie. Tylko moja.
- Wiem. - szepczę, wtulając się w jego ciało.
- Powiedz to. - prosi delikatnie, głaszcząc moje plecy.
- Kocham cię.
- Kurwa. - z jego ust wyrywa się chrapliwe przekleństwo. Przewracam teatralnie oczyma. - Chcę, żeby każdy frajer wiedział, że jesteś moja.
Po kilku dłuższych minutach, wychodzimy z gabinetu. Justin w garniturze, kompletnie tu nie pasuje. Zamierzam, jak najszybciej znaleźć James i iść stąd. Szatyn lekko się spina na widok Lou, ale wie, że to gej. On chyba już tak ma, że jest zazdrosny o każdego faceta. Jednak to chyba ja powinnam być zazdrosna, bo Lou podoba się Justin. Śmieję się cicho, czego mój chłopak na szczęście nie zauważa. Mógłby pomyśleć, że jestem nienormalna. Bieber pociąga barkiem jakiegoś faceta, a ten zaczyna skakać do niego z łapami. Okazuje się, że to Marcus. Odgraża się za to, że Justin rzucił nim przez pół siłowni i nawet nie przeprosił.
- Spierdalaj, zanim zrobię to na oczach tych wszystkich ludzi. - warczy Justin, a Marcus potulnie się wycofuje. W duchu dziękuję Bogu, że nie doszło między tą dwójką do bójki. Justin tym razem by nie odpuścił, a nie chcę, żeby miał przeze mnie kłopoty. Delikatnie kładę dłonie na ramionach Jamie i staję na palcach, aby powiedzieć jej na ucho, że wracam do domu.
- On jest zabójczo przystojny. - jęczy. Wiem, że gdyby nie to, że Justin jest mój, już dawno zarzuciłaby sidła. Cała Jamie.
- Doceń Jake'a. - patrzę na nią znacząco, a gdy kiwa głową, całują ją i Lou w policzek, ponieważ dwie koleżanki gdzieś się zapodziały. Justin chwyta moją dłoń i trzyma mnie z tyłu, a sam przepycha się przez tłum. Kilka kobiet wiesza się na nim, a ja niemalże szaleję z zazdrości. Kiedy wypadamy przez otwarte drzwi na świeże powietrze, okazuje się, że jest już bardzo zimno. Szatyn zarzuca mi na ramiona swoją marynarkę, czego od razu żałuję, bo wygląda jeszcze seksowniej i teraz już każda kobieta zżera go wzrokiem. Staram się go pokryć swoim małym ciałem, co tylko powoduje wybuch śmiechu u mojego mężczyzny. Justin odwraca się, przyciska swoje ciało do mojego i spektakularnie całuje. To był zdecydowanie najbardziej zaskakujący pocałunek w całym moim życiu. Gdy stawia mnie ponownie na nogach, inne panie nie wiedzą, gdzie podziać swój wzrok.
- Załatwione? - pyta, na co odpowiadam skinięciem. Teraz wiem, jak on się czuje, gdy patrzą na mnie inni. Otwiera mnie drzwi od swojego auta, które szczerze mówiąc, widzę po raz pierwszy. Jest to chyba czerwony bugatti veyron, ale nie mam pewności. Samochód ma bardzo niskie podwozie, więc obawiam się wszelkich dziur, które sprawią, że uderzę głową o sufit. Chociaż nie wypiłam zbyt wiele, to i tak czuję się pijana. Sama nie wiem dlaczego. Może po prostu jestem zmęczona. W momencie, w którym Justin pędzi do domu, uświadamiam sobie, że od dłuższego czasu giną mi tabletki. Wykupuję nowe opakowanie, ale ich nie ma. Na dodatek spóźnia mi się okres. Chcę zapytać o to Justina, ale nie mam siły nawet uchylić ust. Zasypiam.
***
Przypominam, że pojawił się nowy rozdział na http://boyfriend-justinbieber.blogspot.com/
niedziela, 30 listopada 2014
Rozdział jedenasty.
W Meksyku, Justin wynajął dla nas willę z widokiem na morze. Ten weekend zaczynał się naprawdę idealnie. W samolocie doszliśmy do porozumienia z tym, że będę mogła go zapytać, o co chcę. Mogłam zadać pięć pytań każdego dnia, więc mój mózg pracował w szaleńczym trybie. O co mogłam go zapytać? Na pewno o Samantę i ich relacje. Chciałabym dowiedzieć się coś o jego przeszłości i kobietach, z którymi miał kontakt. O Chanel napomknęła mi jego matka i ją mogłam wypytać o wszystko na lunchu w poniedziałek, więc nie zamierzałam marnować pytania. Pierwsze, co zrobiliśmy po przyjeździe do Meksyku, to wspólna kąpiel. Nie miałam na to czasu w Nowym Jorku, a bardzo jej potrzebowałam. Choć lecieliśmy prywatnym samolotem Justina i tam mogłam skorzystać z prysznica, nie chciałam tego robić, bo najzwyczajniej w świecie się tego bałam. Kiedy mój chłopak napełniał wannę wodą, ja powoli zsuwałam z siebie ubrania. Justin nie pozwolił lecieć mi w czarnej i obłędnie pięknej sukience. Sam dobrał mi strój na podróż, z czego był bardzo zadowolony. Wślizgnęłam się powoli do wanny, a Justin chwilę później zrobił to samo. Próbował zająć miejsce za mną, jednak nie zgodziłam się na to. Chciałam na niego patrzeć, gdy będę pytać. Szatyn uśmiechnął się, ujmując dłońmi jedną moją stopę. Złożył pocałunek na spodzie dużego palca i potarł ją lekko palcami. Mógłby tak robić zawsze.
- Czy mogę już pytać? - zerknęłam na niego podejrzliwie, a on tylko westchnął cicho i kiwnął głową. - Dobrze, zaczniemy od Samanty. Jakie były wasze relacje?
- Czy to jest naprawdę takie ważne? - spytał ponuro, marszcząc czoło. Aha, więc ma coś na sumieniu.
- Dla mnie tak. Odpowiedz.
- Ona jest starsza ode mnie tylko dwa lata, aniele. Zaprzyjaźniłem się z nią na studiach. Towarzyszyła mi przez całe moje życie. Uprawialiśmy niezobowiązujący seks. Nawet wtedy, gdy byłem z Chanel, pieprzyłem się z Sam. - wzruszył obojętnie ramionami, jakby to nie miało żadnego znaczenia. Dłońmi nadal pieścił moją stopę, chcąc mnie rozluźnić. Ale we mnie szalała złość. Byłam podminowana. - Nie myśl nad tym, nigdy bym ci tego nie zrobił.
- Ile miałeś kobiet przede mną? - mruknęłam, bawiąc się pianą.
- Bardzo dużo, Nat. Nie każ mi liczyć.
- Kim była kobieta, która zaczepiła cię w studio? - zapytałam, już nieco pewniej. Niby to tylko klientka, ale sama w to nie wierzyłam. Wyglądała dosyć podejrzanie i wzbudzała we mnie same negatywne emocje. Do tego, Justin tak szybko ją spławił.
- Nie muszę odpowiadać na wszystkie pytania. - burknął, odwracając wzrok. A jednak. Mogłam się tego po nim spodziewać.
- Kto to był, Justin? - powtórzyłam dobitniej, ale on pokręcił głową. - Jeśli mi nie odpowiesz, wrócę do Nowego Jorku.
- Jeśli ci odpowiem, mogę zepsuć wszystko. - co on takiego zrobił? Czy wydarzyło się to w przeszłości, czy teraz? Swobodnie opowiada o przeszłości, więc zrobił coś teraz. Moje serce ścisnęło się z żalu. Wstałam z wanny, chcąc wyjść, ale on pociągnął mnie z powrotem na dół. - Okej, powiem ci. Ale obiecaj, że nie będzie to miało wpływu na naszą przyszłość.
- Obiecuję.
- Gdy wyjechałaś do Tajlandii i nie dawałaś znaku życia, odchodziłem od zmysłów. Myślałem, że oszaleję. Wtedy pojawiła się Rovena, to była dziewczyna Jake'a. Szukała go, ale jego akurat nie było. Byłem u rodziców. Uprawialiśmy seks. Robiłem to tylko po to, aby się jakoś pocieszyć. - po jego wyznaniu, moja szczęka ląduje na samym dnie wanny. Pieprzył się z inną kobietą dla pocieszenia? Nie mogę w to uwierzyć. Justin trzyma mnie blisko siebie i nie pozwala uciec. - Obiecałaś.
Patrzę mu w oczy i kręcę z niedowierzaniem głową. Jak mógł!
- Mam na to swoje usprawiedliwienie, Natalie. Ale boję się, że gdy odkryjesz moją przeszłość, uciekniesz.
- Ucieknę, jeśli nie powiesz mi, o co chodzi, Justin. - krzyczę na niego, jednocześnie wijąc się w jego stalowym uścisku. To na nic. Mrugam kilkakrotnie powiekami, uspokajając się.
- Gdy byłem trochę młodszy od ciebie, miałem problemy z narkotykami i alkoholem. Gdybym wtedy nie pocieszył się jej ciałem, mógłbym do tego wrócić. Nie chcę stracić cię przez swoją głupotę, maleńka. Nigdy nie dotknę innej, przysięgam. Jesteś całym moim życiem i gdyby ktoś mi cię odebrał...
Szatyn zaciska wargi i nerwowo kręci głową. Tych informacji jest zbyt wiele, jak na jeden dzień. Wyobrażam sobie mojego biednego Justina, z igłą w żyle. To sprawia, że łzy pojawiają się w moich oczach. Nie, nie mogę pozwolić, aby wrócił do narkotyków i alkoholu. Przysuwam się bliżej niego, obejmuję dłońmi jego twarz i cicho szlochając, całuję go po twarzy. Wybaczę mu ten jeden wybryk, jeśli nigdy więcej się nie powtórzy. Kocham go do szaleństwa i chcę dla niego, jak najlepiej. Musi być szczęśliwy. Wtedy i ja będę szczęśliwa.
- Aniołku, powiedz coś. - szepcze, opierając swoje czoło o moje. Stykamy się czubkami nosów. To kolejny idealny moment, który zapamiętam, który jest tylko dla nas. - Jesteś bardzo zła?
- Och, nie. Tylko trochę. - mruczę, robiąc kółka nosem, wokół jego nosa. Uśmiecha się lekko.
- To dobrze. - oplata palcami mój kark i przyciska swoje usta, do moich. - Nie zostawiaj mnie już więcej. To straszne uczucie.
- Nie zostawię. A ty nigdy nie pieprz innych kobiet, nie pij i nie bierz narkotyków. Nie mogę sobie nawet tego wyobrazić. - mówię cicho.
- Nie chcę, abyś o tym myślała. To było dawno. Nie zrobię tego więcej, przysięgam. Tylko ty jesteś moim uzależnieniem.
- Czy mogę już pytać? - zerknęłam na niego podejrzliwie, a on tylko westchnął cicho i kiwnął głową. - Dobrze, zaczniemy od Samanty. Jakie były wasze relacje?
- Czy to jest naprawdę takie ważne? - spytał ponuro, marszcząc czoło. Aha, więc ma coś na sumieniu.
- Dla mnie tak. Odpowiedz.
- Ona jest starsza ode mnie tylko dwa lata, aniele. Zaprzyjaźniłem się z nią na studiach. Towarzyszyła mi przez całe moje życie. Uprawialiśmy niezobowiązujący seks. Nawet wtedy, gdy byłem z Chanel, pieprzyłem się z Sam. - wzruszył obojętnie ramionami, jakby to nie miało żadnego znaczenia. Dłońmi nadal pieścił moją stopę, chcąc mnie rozluźnić. Ale we mnie szalała złość. Byłam podminowana. - Nie myśl nad tym, nigdy bym ci tego nie zrobił.
- Ile miałeś kobiet przede mną? - mruknęłam, bawiąc się pianą.
- Bardzo dużo, Nat. Nie każ mi liczyć.
- Kim była kobieta, która zaczepiła cię w studio? - zapytałam, już nieco pewniej. Niby to tylko klientka, ale sama w to nie wierzyłam. Wyglądała dosyć podejrzanie i wzbudzała we mnie same negatywne emocje. Do tego, Justin tak szybko ją spławił.
- Nie muszę odpowiadać na wszystkie pytania. - burknął, odwracając wzrok. A jednak. Mogłam się tego po nim spodziewać.
- Kto to był, Justin? - powtórzyłam dobitniej, ale on pokręcił głową. - Jeśli mi nie odpowiesz, wrócę do Nowego Jorku.
- Jeśli ci odpowiem, mogę zepsuć wszystko. - co on takiego zrobił? Czy wydarzyło się to w przeszłości, czy teraz? Swobodnie opowiada o przeszłości, więc zrobił coś teraz. Moje serce ścisnęło się z żalu. Wstałam z wanny, chcąc wyjść, ale on pociągnął mnie z powrotem na dół. - Okej, powiem ci. Ale obiecaj, że nie będzie to miało wpływu na naszą przyszłość.
- Obiecuję.
- Gdy wyjechałaś do Tajlandii i nie dawałaś znaku życia, odchodziłem od zmysłów. Myślałem, że oszaleję. Wtedy pojawiła się Rovena, to była dziewczyna Jake'a. Szukała go, ale jego akurat nie było. Byłem u rodziców. Uprawialiśmy seks. Robiłem to tylko po to, aby się jakoś pocieszyć. - po jego wyznaniu, moja szczęka ląduje na samym dnie wanny. Pieprzył się z inną kobietą dla pocieszenia? Nie mogę w to uwierzyć. Justin trzyma mnie blisko siebie i nie pozwala uciec. - Obiecałaś.
Patrzę mu w oczy i kręcę z niedowierzaniem głową. Jak mógł!
- Mam na to swoje usprawiedliwienie, Natalie. Ale boję się, że gdy odkryjesz moją przeszłość, uciekniesz.
- Ucieknę, jeśli nie powiesz mi, o co chodzi, Justin. - krzyczę na niego, jednocześnie wijąc się w jego stalowym uścisku. To na nic. Mrugam kilkakrotnie powiekami, uspokajając się.
- Gdy byłem trochę młodszy od ciebie, miałem problemy z narkotykami i alkoholem. Gdybym wtedy nie pocieszył się jej ciałem, mógłbym do tego wrócić. Nie chcę stracić cię przez swoją głupotę, maleńka. Nigdy nie dotknę innej, przysięgam. Jesteś całym moim życiem i gdyby ktoś mi cię odebrał...
Szatyn zaciska wargi i nerwowo kręci głową. Tych informacji jest zbyt wiele, jak na jeden dzień. Wyobrażam sobie mojego biednego Justina, z igłą w żyle. To sprawia, że łzy pojawiają się w moich oczach. Nie, nie mogę pozwolić, aby wrócił do narkotyków i alkoholu. Przysuwam się bliżej niego, obejmuję dłońmi jego twarz i cicho szlochając, całuję go po twarzy. Wybaczę mu ten jeden wybryk, jeśli nigdy więcej się nie powtórzy. Kocham go do szaleństwa i chcę dla niego, jak najlepiej. Musi być szczęśliwy. Wtedy i ja będę szczęśliwa.
- Aniołku, powiedz coś. - szepcze, opierając swoje czoło o moje. Stykamy się czubkami nosów. To kolejny idealny moment, który zapamiętam, który jest tylko dla nas. - Jesteś bardzo zła?
- Och, nie. Tylko trochę. - mruczę, robiąc kółka nosem, wokół jego nosa. Uśmiecha się lekko.
- To dobrze. - oplata palcami mój kark i przyciska swoje usta, do moich. - Nie zostawiaj mnie już więcej. To straszne uczucie.
- Nie zostawię. A ty nigdy nie pieprz innych kobiet, nie pij i nie bierz narkotyków. Nie mogę sobie nawet tego wyobrazić. - mówię cicho.
- Nie chcę, abyś o tym myślała. To było dawno. Nie zrobię tego więcej, przysięgam. Tylko ty jesteś moim uzależnieniem.
*
Po kąpieli zakładam na siebie sukienkę, która sięga mi kostek. Jest zawiązywana na szyi. Materiał ma różne motywy, bardzo mi się podoba. Na stopy wsuwam lekkie sandałki. Włosy związałam w niechlujnego koka i delikatnie się pomalowałam. Justin ma na sobie szorty, podkoszulek i adidasy, a na głowie full capa. Zupełnie nie przypomina biznesmena z Nowego Jorku. Uśmiecham się na ten widok, który zdarza się nieczęsto. Gdy oboje jesteśmy gotowi, wychodzimy z domu. Josh, szofer i ochroniarz Justina, który przyjechał tu z nami, kiwa lekko głową. Ma teraz czas dla siebie, z czego na pewno jest zadowolony. Kto by chciał pracować w takim raju? Spodziewam się tego, że będzie to najlepszy weekend w moim życiu. Justin przez cały czas trzyma mocno moją rękę. Chcemy iść na miasto, zjeść kolację i pospacerować spokojnie. Moje życie przy tym mężczyźnie jest wspaniałe.
- Byłeś tu już wcześniej? - spoglądam na niego spod swoich ciemnych okularów. Wygląda bosko. Chcę cieszyć oczy jego widokiem, jak najdłużej.
- Tak, w sprawach biznesowych. - odpowiada, uśmiechając się szeroko. Po chwili obejmuje mnie ramieniem. Jestem tak niska, że śmiało mogę schować się pod nim. - Podoba ci się?
- Owszem, jest cudownie. Lubię mieć cię tylko dla siebie.
- Musimy częściej organizować takie wypady, maleńka. - mruczy, całując mnie w skroń. Zgadzam się z nim, jednak nie chcę, aby zawalał przeze mnie pracę. To szanowana osoba na świecie. Na pewno długo pracował na swój sukces. Otaczają nas palmy, nieznajomi ludzie i całkowicie inne powietrze. Jedyne, co może zepsuć mi humor, to to, że wszystkie kobiety pożerają wzrokiem mojego uroczego mężczyznę. Mężczyznę, w którym jestem absolutnie zakochana. Szkoda, że wie o tym tylko Jamie. Powinnam do niej zadzwonić, gdy wrócę do naszego tymczasowego lokum. - Jesteśmy na miejscu.
- Sushi? - pytam, na co Justin chichocze. Wiedział, że nie przepadam za tym, a mimo tego, zabrał mnie tu.
- Kochanie. - ujmuje moją twarz w dłonie i patrzy mi w oczy z troską. - Dostaniesz tu wszystko. Jadłem tu wiele razy i nigdy mnie nie zawiedli. Sama się przekonasz.
- Przeginasz, Bieber. - mruczę, idąc za nim. Muzyka w barze jest delikatna i szybko wpada w ucho. Potupuję cicho nogą w jej rytm. Czuję się wspaniale. Jestem nieco zdziwiona, gdy szatyn zawiązuje mi oczy czarną przepaską. Podobał mi się widok na tę restaurację. - Hej, co robisz?
- Chcę cię karmić. - oznajmia. Do moich nozdrzy dociera zapach jedzenia, które ktoś przed chwilą dostarczył. - Chcę, abyś skupiła się na smaku i zapachu, a nie wyglądzie. Może wtedy zacznie ci to smakować. Próbujemy?
Gdy kiwam ochoczo głową, Justin bierze się do pracy. Słyszę, jak bierze w dłoń pałeczki, chwyta coś i wsuwa do moich ust. Jedzenie jest miękkie, soczyste i rozpływające się w ustach. Gdy przegryzam prawdopodobnie kawałek ryby, mój język oblewa lekko słony sok.
- I jak? - pyta, a ja oblizuję usta. Justin śmieje się cicho. - Dalej?
- Tak, poproszę. - mamroczę, nie mogąc doczekać się następnej niespodzianki. Czuję palce Justina przy swoich ustach. Wsuwa mi do buzi coś twardego i chrupkiego, gdy odgryzam część, resztę zabiera. Czymkolwiek to było, było dobre. Przeszkadzał mi tylko palący sos.
- Wody? - zadaje mi kolejne pytanie i podaje szklankę. Biorę duży łyk, aby ugasić pożar. - Chcesz jeszcze?
- Och, jasne. - wzdycham cicho. Justin przez dłuższą chwilę coś majstruje. Wsuwa do moich ust kawałek bułki, na pewno cholernie drogiej, bo jest przepyszna, z rybą i jakimś sosem. Jest przepyszne. Miał rację, że jedzenie tu jest niesamowite. Mam ochotę na jeszcze i Justin oczywiście wciąż mnie karmi. Nie znam drugiego faceta, który potrafiłby uszczęśliwić kobietę tak, jak Justin. I wiem, że to jest ten moment. W tym momencie, muszę mu powiedzieć, że go kocham. Nie mogę dłużej z tym czekać. Nieważne, jak na to zareaguję. Kocham go i chcę, aby wiedział. Chcę, żeby miał pewność, że należę w stu procentach do niego. Nie musi odpowiadać mi tym samym. Wystarczy, że będzie miał świadomość mojego uczucia.
***
http://boyfriend-justinbieber.blogspot.com/ - zapraszam na nowe opowiadanie.
***
http://boyfriend-justinbieber.blogspot.com/ - zapraszam na nowe opowiadanie.
sobota, 22 listopada 2014
Rozdział dziesiąty.
Gdy obudziłam się nad ranem, Justina nie było obok. Westchnęłam zrezygnowana, przebiegając palcami po jego poduszce. Gdzie podziewała się moja miłość o tak wczesnej porze? Na dworze ledwie świtało. W nocy dostałam niezły wycisk od mojego chłopaka. W końcu mogłam go w ten sposób nazywać. Kilka razy obudziłam się, czując, jak zaczyna kolejną rundę. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Wstałam z ciepłego łóżka, narzuciłam na swoje nagie ciało szlafrok i zeszłam na dół. Justin akurat wszedł do domu.
- Dzień dobry, aniele. - rzucił z tym swoim seksownym uśmieszkiem. Dobrze wiedziałam, że myślał o tym samym, co ja. Zebrałam swoje włosy w niechlujnego koka i umocowałam go gumką. Szatyn przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
- Gdzie byłeś? - spytałam, uważnie go obserwując. Usiadłam przy wyspie kuchennej, podczas gdy on kręcił się po kuchni.
- Biegałem. Musiałem pomyśleć. - potarł palcami swoje czoło i dodał. - A potem zobaczyłem supermarket. Pierwszy raz robiłem sam zakupy, wiesz o tym? Teraz zrobię ci śniadanie.
- Co kupiłeś? - stanęłam tuż za nim i usilnie próbowałam zajrzeć przez jego ramię, co leży na blacie, ale to było bezsensu. Był zbyt wysoki.
- Proszę. - wręczył mi moją ulubioną kawę ze Starbucksa i kazał mi usiąść ponownie. - Kupiłem bułki, ser, wędlinę, pomidory, ogórki, jajka i bekon. Na co masz ochotę?
- Na jajecznicę na bekonie. Do tego bułka z pomidorem.
- Więc biorę się do pracy. - uśmiechnął się szeroko. To sprawiało mu niewyobrażalną przyjemność. - Gdy zobaczyłem ten supermarket, uznałem, że muszę tam wejść. Chciałbym, aby już zawsze tak wyglądało nasze życie. Chcę cię zaskakiwać i uszczęśliwiać.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. To był najsłodszy facet na całym świecie. Patrzył na mnie tak, jakby nikt inny nie istniał na tym świecie. Upiłam łyk swojej kawy. Tak strasznie chciałam mu powiedzieć, że go kocham. Ale było za wcześnie. Tak samo, jak na wspólne mieszkanie. Nie wiedziałam, jak Justin mógłby zareagować na moje wyznanie.
- Przyjadę po ciebie do pracy. - mruknął Justin, stawiając przede mną talerz pełen jedzenia. Zaburczało mi w brzuchu. - Smacznego, kotku.
- Dziękuję. Pachnie wspaniale. - odparłam, chwytając widelec. Wsunęłam do ust jajko, w połączeniu z bekonem i rozkoszowałam się tym smakiem. Było idealne. Upiłam łyk kawy, a następnie ugryzłam bułkę. - Zdecydowanie zgadzam się na takie życie.
Westchnęłam, co chyba Justinowi przyniosło satysfakcję. Gdy wsunęłam jajko do ust ponownie, Justin pochylił się nad długim blatem, wsunął język do moich ust i odebrał mi jedzenie, nim zdążyłam się nim nacieszyć.
- Która jest godzina? - spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się wymownie. Byłam spóźniona do mojej cholernej pracy. Poderwałam się z miejsca, biegnąc w stronę schodów. - Zrobiłeś to specjalnie.
- Natalie, natychmiast tu wróć i dokończ posiłek. Nigdzie cię nie puszczę, póki nie skończysz jeść.
- Sam to zjedz. Przez ciebie jestem spóźniona. - wrzasnęłam, wbiegając do naszej wspólnej sypialni. Naciągnęłam na siebie koronkową bieliznę. Przesuwałam wszystkie wieszaki z sukienkami, jakie zostawiłam u Justina. Aby zrobić mu na złość, zdecydowałam się na czarną, bardzo krótką i obcisłą sukienkę, na nadgarstku zapięłam złotego rolexa, wsunęłam na stopy wysokie, czarne szpilki i prawie byłam gotowa. Zostawiłam włosy tak, jak upięłam je rano. Szybko umyłam zęby i pomalowałam się delikatnie. Dziesięć minut, niezły wynik. Zabrałam torebkę, która pasowała do mojego stroju i zbiegłam na dół. Justin akurat wstawiał talerze do zmywarki.
- Nie waż się wychodzić w tym stroju, Natalie. - krzyknął i rzucił się w pogoń za mną. Ale nawet przy moich ponad dziesięciocentymetrowych obcasach, miałam przewagę. Justin za późno ruszył. Gdy byłam już w windzie, zadzwonił do mnie. - Dorwę cię za ten pieprzony strój. Czy ty naprawdę chcesz, abym ogłupiał? Przysięgam, Nat, że ostro ci się za to oberwie.
- Do później, kochanie. - rzuciłam słodko, rozłączając się. Natychmiast dostałam smsa.
Jesteś w cholernych kłopotach, aniołku. Nie każ mi na siebie długo czekać. J.
Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy udało mi się naprawdę wkurzyć Justina. Nie mogę doczekać się tego, co ze mną zrobi. Naprawdę uwielbiam tego faceta. Nie wyobrażam sobie, że jakaś suka mogłaby położyć na nim swoje łapy. Spędzę ponad dwa dni, z moim przystojnym bogiem. Będę tylko ja i on. No i może jakaś ochrona, ponieważ Justin jest bardzo przewrażliwiony. Każdego dnia chciałam mu powiedzieć, jak bardzo go kocham. Ale nie mogłam. Coś mnie blokowało, tylko nie wiem co. Zastanawia mnie, jakie były jego relacje z Chanel i innymi kobietami. Czy z Samantą łączył go tylko seks? Mój mózg pracuje na pełnych obrotach. Pomiędzy myślami o Justinie i jego miłosnych podbojach, rozmyślam również nad tym, czy zabrałam wszystko na nasz mały wypad. Z zamyślenia wyrywa mnie kolejny sms.
Będę po ciebie punktualnie o 17. Żadnego spóźnienia. J.
Jest naprawdę wściekły, ale i tak nie zamierzam odpowiadać. Jednak, czy to nie zepsuje naszej wycieczki? Justin nie może być taki zaborczy wobec mnie. Parkuję samochód przed Willis&Marks. Mianowałam Lou swoim współwłaścicielem, ponieważ przyjaźniliśmy się od dawna, a ja mu ufałam.
- Znowu spóźniona. - mamrocze mój przyjaciel-gej i wita mnie całusem w policzek. Kładę dłonie na jego ramionach i delikatnie go przytulam. - Seksowna kiecka. Czy to dla naszego ciasteczka?
- Lou, błagam. Mogę dziś być trupem przez ten strój. Mamy dziś dużo klientów?
- Och, tak. Mamy dziś nawał pracy, a na dodatek Liz się rozchorowała. Jesteśmy w dupie. - mruczy, poprawiając swój różowy krawat. Lou zdecydowanie nadaje temu miejscu koloru. Jest przystojny, więc ściąga wiele klientek, co tylko wpływa dobrze na nasz budżet. - Hej, co ta laweta robi przed naszym studiem? Oni zostawiają tu ten kabriolet. Jest boski!
Do studia wchodzi jeden z mężczyzn, podczas gdy dwóch pozostałych, próbuje uporać się z autem.
- Natalie Willis? - zwraca się do mnie, a ja kiwam głową. Przecież nie kupowałam żadnego samochodu. - Musi tu pani podpisać.
- To nie mój samochód. - mruknęłam, patrząc na niego. Facet dokładnie mi się przygląda. Już wiem, co Justin miał na myśli, gdy zabraniał mi wychodzić w tej sukience z domu.
- Pan Bieber kazał go tu dostarczyć. - i wszystko nagle staje się jasne.
- Twój bóg kupił ci auto. Dziewczyno, jesteś taką szczęściarą.
Justin ma wyrzuty sumienia, więc kupuje mi kabriolet za dwieście tysięcy dolarów. Wariat. Głupek. Ale to sprawia, że poziom mojej miłości wzrasta. Wzdycham i składam podpis w wyznaczonym miejscu. Gdy trójka spoconych mężczyzn odjeżdża, podchodzę do mojego pięknego kabrioletu. Justin idealnie trafił mój gust. Za wycieraczką jest bilecik. Wyciągnęłam go i potarłam lekko palcem.
Przepraszam, maleńka. Przesadziłem. Podoba ci się? To na rozpoczęcie naszego wspólnego życia. Tęsknię. Twój J.
Uśmiechnęłam się, opierając swoje ciało o maskę kabrioletu. Czy nasze życie rozpoczęło się wcześniej, czy dopiero dziś rano? Jest tak wiele pytań, które chcę mu zdać, ale wiem, że na większość nie udzieli mi odpowiedzi. Typowy Justin. Kilka minut później, gdy nacieszyłam oczy swoim drogim prezentem, wracam do studia. Mój mężczyzna wydał na mnie już tyle pieniędzy, nie mogę w to uwierzyć. Najpierw studio, teraz auto, wycieczka do Meksyku. Wiem, że muszę mu się w jakiś sposób odwdzięczyć. I wiem też, co zrobię. Pomiędzy jednym klientem, a drugim, piszę Justinowi krótkiego smsa. Mam nadzieję, że chce przyjechać do studia i posiedzieć tu ze mną. Wszystko od razu byłoby lepsze. Pojawia się piętnaście minut później. Leniwie podnosi swój seksowny tyłek z siedzenia swojego ukochanego Bugatti Veyrona. Osobiście nienawidzę tego samochodu. Justin zawsze pędzi nim, jak oszalały. Chcę wierzyć, że nigdy nic mu się nie stanie, ale nie potrafię. Szatyn lubi szybką jazdę, w każdym znaczeniu. Na jego widok moje serce mocno trzepocze. Wchodzi do salonu, skupiając całą swoją uwagę tylko na mnie. Czy to możliwe, abym była jego światem? Chciałabym wiedzieć, co Justin myśli i czuje, gdy mnie widzi. Uśmiechnął się, zdjął okulary i wsunął je do kieszeni marynarki. Pomimo tego, że nie jest w pracy, ma na sobie garnitur, a ja jestem nadal nim oczarowana.Wszystkie kobiety, jakie są w studio, patrzą na niego z otwartymi buziami. Jednak on opiera się o moje biurko i mocno całuje mnie w usta.
- Witam, maleńka. - uśmiechnął się szeroko i przysunął krzesło, aby być, jak najbliżej mnie. Nie odpowiadam, a on ponownie muska moje wargi. Jest szczęśliwy. Zarzuciłam ręce na jego ramiona, bezustannie patrząc w jego czarne oczy.
- Dziękuję za samochód. Jest fantastyczny.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - mruknął. Ułożył swoją potężną dłoń na moim udzie, jednak wciąż na mnie patrzy. - Uwielbiam, gdy jesteś szczęśliwa. Musisz wiedzieć, że jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką spotkałem dotychczas. I musisz też wiedzieć, że piękniejszej od ciebie nie będzie.
Kocham cię - mówię do siebie w myślach, ale jestem pewna, że to odczytał, ponieważ ponownie się uśmiecha. A może po prostu jest szczęśliwy? Westchnęłam cicho.
- Mógłbyś odpisać na kilka mejli? Będziemy mieli teraz wielu klientów, więc Lou sam sobie nie poradzi.
- Oczywiście. Będziesz miała czas, aby wyjść na lunch? - spytał, trzymając dłonie na moich biodrach. Pokręciłam delikatnie głową. - Nie zjadłaś zbyt wiele dziś rano. Jak skończę, kupię coś na wynos, okej?
- Okej. - ostatni raz pocałowałam go w usta i ruszyłam w stronę Lou. Widziałam jeszcze, jak Justin zdjął marynarkę, podwinął lekko rękawy koszuli i wziął się do pracy. Gdy ja robię zdjęcia, mojego chłopaka zaczepia jakaś kobieta. Jest bardzo elegancka i zadbana, ale mimo to, Justin nie zwraca na nią zbyt wielkiej uwagi. Starałam się skupić na swojej pracy, ale kompletnie mi to nie wychodziło. Kolejna zdzira się do niego przystawiała, a ja nie mogłam tego zaakceptować. Wiem, jak piękny i idealny jest Justin, ale skoro coraz więcej osób wie o naszym związku, mogliby sobie odpuścić. To wszystko dzieje się tak szybko. Gdy Justin przytula mnie od tyłu, odetchnęłam głęboko. Musiał wyczuć moje napięcie, a przede wszystkim zauważyć, że ciągle go obserwuję.
- Czemu jesteś zdenerwowana? - spytał cicho, muskając wrażliwe miejsce za moim uchem.
- Nie jestem. - odparłam, nie spuszczając dłoni z aparatu. Szatyn przejechał dłońmi po moim brzuchu. Chociaż nie widziałam jego twarzy, mogłam się domyślać, że się uśmiecha.
- Weź wolne.
- Nie mogę. Zawaliłam już dwa dni pracy. - mruknęłam, a to go chyba nie bardzo uszczęśliwiło.
- Nie chcę, żebyś pracowała, Nat. Moglibyśmy spędzać więcej czasu razem.
- Znudzę ci się.
- Nigdy, kochanie. - powiedział cicho, masując moje biodra. Co on kombinuje? - Zatrudnię odpowiednio wykwalifikowanych ludzi, abyś nic nie musiała robić. Zgadasz się?
- Nie wiem.
- Zgadzasz się, Nat? - powtórzył nieco dobitniej. Pokiwałam delikatnie głową. Nawet, gdybym się nie zgodziła, Justin i tak zrobiłby swoje. Ten człowiek nie przyjmował odmowy.
- Dzień dobry, aniele. - rzucił z tym swoim seksownym uśmieszkiem. Dobrze wiedziałam, że myślał o tym samym, co ja. Zebrałam swoje włosy w niechlujnego koka i umocowałam go gumką. Szatyn przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
- Gdzie byłeś? - spytałam, uważnie go obserwując. Usiadłam przy wyspie kuchennej, podczas gdy on kręcił się po kuchni.
- Biegałem. Musiałem pomyśleć. - potarł palcami swoje czoło i dodał. - A potem zobaczyłem supermarket. Pierwszy raz robiłem sam zakupy, wiesz o tym? Teraz zrobię ci śniadanie.
- Co kupiłeś? - stanęłam tuż za nim i usilnie próbowałam zajrzeć przez jego ramię, co leży na blacie, ale to było bezsensu. Był zbyt wysoki.
- Proszę. - wręczył mi moją ulubioną kawę ze Starbucksa i kazał mi usiąść ponownie. - Kupiłem bułki, ser, wędlinę, pomidory, ogórki, jajka i bekon. Na co masz ochotę?
- Na jajecznicę na bekonie. Do tego bułka z pomidorem.
- Więc biorę się do pracy. - uśmiechnął się szeroko. To sprawiało mu niewyobrażalną przyjemność. - Gdy zobaczyłem ten supermarket, uznałem, że muszę tam wejść. Chciałbym, aby już zawsze tak wyglądało nasze życie. Chcę cię zaskakiwać i uszczęśliwiać.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. To był najsłodszy facet na całym świecie. Patrzył na mnie tak, jakby nikt inny nie istniał na tym świecie. Upiłam łyk swojej kawy. Tak strasznie chciałam mu powiedzieć, że go kocham. Ale było za wcześnie. Tak samo, jak na wspólne mieszkanie. Nie wiedziałam, jak Justin mógłby zareagować na moje wyznanie.
- Przyjadę po ciebie do pracy. - mruknął Justin, stawiając przede mną talerz pełen jedzenia. Zaburczało mi w brzuchu. - Smacznego, kotku.
- Dziękuję. Pachnie wspaniale. - odparłam, chwytając widelec. Wsunęłam do ust jajko, w połączeniu z bekonem i rozkoszowałam się tym smakiem. Było idealne. Upiłam łyk kawy, a następnie ugryzłam bułkę. - Zdecydowanie zgadzam się na takie życie.
Westchnęłam, co chyba Justinowi przyniosło satysfakcję. Gdy wsunęłam jajko do ust ponownie, Justin pochylił się nad długim blatem, wsunął język do moich ust i odebrał mi jedzenie, nim zdążyłam się nim nacieszyć.
- Która jest godzina? - spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się wymownie. Byłam spóźniona do mojej cholernej pracy. Poderwałam się z miejsca, biegnąc w stronę schodów. - Zrobiłeś to specjalnie.
- Natalie, natychmiast tu wróć i dokończ posiłek. Nigdzie cię nie puszczę, póki nie skończysz jeść.
- Sam to zjedz. Przez ciebie jestem spóźniona. - wrzasnęłam, wbiegając do naszej wspólnej sypialni. Naciągnęłam na siebie koronkową bieliznę. Przesuwałam wszystkie wieszaki z sukienkami, jakie zostawiłam u Justina. Aby zrobić mu na złość, zdecydowałam się na czarną, bardzo krótką i obcisłą sukienkę, na nadgarstku zapięłam złotego rolexa, wsunęłam na stopy wysokie, czarne szpilki i prawie byłam gotowa. Zostawiłam włosy tak, jak upięłam je rano. Szybko umyłam zęby i pomalowałam się delikatnie. Dziesięć minut, niezły wynik. Zabrałam torebkę, która pasowała do mojego stroju i zbiegłam na dół. Justin akurat wstawiał talerze do zmywarki.
- Nie waż się wychodzić w tym stroju, Natalie. - krzyknął i rzucił się w pogoń za mną. Ale nawet przy moich ponad dziesięciocentymetrowych obcasach, miałam przewagę. Justin za późno ruszył. Gdy byłam już w windzie, zadzwonił do mnie. - Dorwę cię za ten pieprzony strój. Czy ty naprawdę chcesz, abym ogłupiał? Przysięgam, Nat, że ostro ci się za to oberwie.
- Do później, kochanie. - rzuciłam słodko, rozłączając się. Natychmiast dostałam smsa.
Jesteś w cholernych kłopotach, aniołku. Nie każ mi na siebie długo czekać. J.
Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy udało mi się naprawdę wkurzyć Justina. Nie mogę doczekać się tego, co ze mną zrobi. Naprawdę uwielbiam tego faceta. Nie wyobrażam sobie, że jakaś suka mogłaby położyć na nim swoje łapy. Spędzę ponad dwa dni, z moim przystojnym bogiem. Będę tylko ja i on. No i może jakaś ochrona, ponieważ Justin jest bardzo przewrażliwiony. Każdego dnia chciałam mu powiedzieć, jak bardzo go kocham. Ale nie mogłam. Coś mnie blokowało, tylko nie wiem co. Zastanawia mnie, jakie były jego relacje z Chanel i innymi kobietami. Czy z Samantą łączył go tylko seks? Mój mózg pracuje na pełnych obrotach. Pomiędzy myślami o Justinie i jego miłosnych podbojach, rozmyślam również nad tym, czy zabrałam wszystko na nasz mały wypad. Z zamyślenia wyrywa mnie kolejny sms.
Będę po ciebie punktualnie o 17. Żadnego spóźnienia. J.
Jest naprawdę wściekły, ale i tak nie zamierzam odpowiadać. Jednak, czy to nie zepsuje naszej wycieczki? Justin nie może być taki zaborczy wobec mnie. Parkuję samochód przed Willis&Marks. Mianowałam Lou swoim współwłaścicielem, ponieważ przyjaźniliśmy się od dawna, a ja mu ufałam.
- Znowu spóźniona. - mamrocze mój przyjaciel-gej i wita mnie całusem w policzek. Kładę dłonie na jego ramionach i delikatnie go przytulam. - Seksowna kiecka. Czy to dla naszego ciasteczka?
- Lou, błagam. Mogę dziś być trupem przez ten strój. Mamy dziś dużo klientów?
- Och, tak. Mamy dziś nawał pracy, a na dodatek Liz się rozchorowała. Jesteśmy w dupie. - mruczy, poprawiając swój różowy krawat. Lou zdecydowanie nadaje temu miejscu koloru. Jest przystojny, więc ściąga wiele klientek, co tylko wpływa dobrze na nasz budżet. - Hej, co ta laweta robi przed naszym studiem? Oni zostawiają tu ten kabriolet. Jest boski!
Do studia wchodzi jeden z mężczyzn, podczas gdy dwóch pozostałych, próbuje uporać się z autem.
- Natalie Willis? - zwraca się do mnie, a ja kiwam głową. Przecież nie kupowałam żadnego samochodu. - Musi tu pani podpisać.
- To nie mój samochód. - mruknęłam, patrząc na niego. Facet dokładnie mi się przygląda. Już wiem, co Justin miał na myśli, gdy zabraniał mi wychodzić w tej sukience z domu.
- Pan Bieber kazał go tu dostarczyć. - i wszystko nagle staje się jasne.
- Twój bóg kupił ci auto. Dziewczyno, jesteś taką szczęściarą.
Justin ma wyrzuty sumienia, więc kupuje mi kabriolet za dwieście tysięcy dolarów. Wariat. Głupek. Ale to sprawia, że poziom mojej miłości wzrasta. Wzdycham i składam podpis w wyznaczonym miejscu. Gdy trójka spoconych mężczyzn odjeżdża, podchodzę do mojego pięknego kabrioletu. Justin idealnie trafił mój gust. Za wycieraczką jest bilecik. Wyciągnęłam go i potarłam lekko palcem.
Przepraszam, maleńka. Przesadziłem. Podoba ci się? To na rozpoczęcie naszego wspólnego życia. Tęsknię. Twój J.
Uśmiechnęłam się, opierając swoje ciało o maskę kabrioletu. Czy nasze życie rozpoczęło się wcześniej, czy dopiero dziś rano? Jest tak wiele pytań, które chcę mu zdać, ale wiem, że na większość nie udzieli mi odpowiedzi. Typowy Justin. Kilka minut później, gdy nacieszyłam oczy swoim drogim prezentem, wracam do studia. Mój mężczyzna wydał na mnie już tyle pieniędzy, nie mogę w to uwierzyć. Najpierw studio, teraz auto, wycieczka do Meksyku. Wiem, że muszę mu się w jakiś sposób odwdzięczyć. I wiem też, co zrobię. Pomiędzy jednym klientem, a drugim, piszę Justinowi krótkiego smsa. Mam nadzieję, że chce przyjechać do studia i posiedzieć tu ze mną. Wszystko od razu byłoby lepsze. Pojawia się piętnaście minut później. Leniwie podnosi swój seksowny tyłek z siedzenia swojego ukochanego Bugatti Veyrona. Osobiście nienawidzę tego samochodu. Justin zawsze pędzi nim, jak oszalały. Chcę wierzyć, że nigdy nic mu się nie stanie, ale nie potrafię. Szatyn lubi szybką jazdę, w każdym znaczeniu. Na jego widok moje serce mocno trzepocze. Wchodzi do salonu, skupiając całą swoją uwagę tylko na mnie. Czy to możliwe, abym była jego światem? Chciałabym wiedzieć, co Justin myśli i czuje, gdy mnie widzi. Uśmiechnął się, zdjął okulary i wsunął je do kieszeni marynarki. Pomimo tego, że nie jest w pracy, ma na sobie garnitur, a ja jestem nadal nim oczarowana.Wszystkie kobiety, jakie są w studio, patrzą na niego z otwartymi buziami. Jednak on opiera się o moje biurko i mocno całuje mnie w usta.
- Witam, maleńka. - uśmiechnął się szeroko i przysunął krzesło, aby być, jak najbliżej mnie. Nie odpowiadam, a on ponownie muska moje wargi. Jest szczęśliwy. Zarzuciłam ręce na jego ramiona, bezustannie patrząc w jego czarne oczy.
- Dziękuję za samochód. Jest fantastyczny.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - mruknął. Ułożył swoją potężną dłoń na moim udzie, jednak wciąż na mnie patrzy. - Uwielbiam, gdy jesteś szczęśliwa. Musisz wiedzieć, że jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką spotkałem dotychczas. I musisz też wiedzieć, że piękniejszej od ciebie nie będzie.
Kocham cię - mówię do siebie w myślach, ale jestem pewna, że to odczytał, ponieważ ponownie się uśmiecha. A może po prostu jest szczęśliwy? Westchnęłam cicho.
- Mógłbyś odpisać na kilka mejli? Będziemy mieli teraz wielu klientów, więc Lou sam sobie nie poradzi.
- Oczywiście. Będziesz miała czas, aby wyjść na lunch? - spytał, trzymając dłonie na moich biodrach. Pokręciłam delikatnie głową. - Nie zjadłaś zbyt wiele dziś rano. Jak skończę, kupię coś na wynos, okej?
- Okej. - ostatni raz pocałowałam go w usta i ruszyłam w stronę Lou. Widziałam jeszcze, jak Justin zdjął marynarkę, podwinął lekko rękawy koszuli i wziął się do pracy. Gdy ja robię zdjęcia, mojego chłopaka zaczepia jakaś kobieta. Jest bardzo elegancka i zadbana, ale mimo to, Justin nie zwraca na nią zbyt wielkiej uwagi. Starałam się skupić na swojej pracy, ale kompletnie mi to nie wychodziło. Kolejna zdzira się do niego przystawiała, a ja nie mogłam tego zaakceptować. Wiem, jak piękny i idealny jest Justin, ale skoro coraz więcej osób wie o naszym związku, mogliby sobie odpuścić. To wszystko dzieje się tak szybko. Gdy Justin przytula mnie od tyłu, odetchnęłam głęboko. Musiał wyczuć moje napięcie, a przede wszystkim zauważyć, że ciągle go obserwuję.
- Czemu jesteś zdenerwowana? - spytał cicho, muskając wrażliwe miejsce za moim uchem.
- Nie jestem. - odparłam, nie spuszczając dłoni z aparatu. Szatyn przejechał dłońmi po moim brzuchu. Chociaż nie widziałam jego twarzy, mogłam się domyślać, że się uśmiecha.
- Weź wolne.
- Nie mogę. Zawaliłam już dwa dni pracy. - mruknęłam, a to go chyba nie bardzo uszczęśliwiło.
- Nie chcę, żebyś pracowała, Nat. Moglibyśmy spędzać więcej czasu razem.
- Znudzę ci się.
- Nigdy, kochanie. - powiedział cicho, masując moje biodra. Co on kombinuje? - Zatrudnię odpowiednio wykwalifikowanych ludzi, abyś nic nie musiała robić. Zgadasz się?
- Nie wiem.
- Zgadzasz się, Nat? - powtórzył nieco dobitniej. Pokiwałam delikatnie głową. Nawet, gdybym się nie zgodziła, Justin i tak zrobiłby swoje. Ten człowiek nie przyjmował odmowy.
czwartek, 6 listopada 2014
Rozdział dziewiąty.
Gdy Justin wyszedł do pracy, postanowiłam się czymś zająć. Bardzo szybko w mieszkaniu pojawiła się jego gosposia, którą niemalże natychmiast polubiłam. Obie ustaliłyśmy menu na przyszły tydzień. Później zebrałam swoje rzeczy i wróciłam do mieszkania, które dzieliłam z Jamie. Powinnam od czasu do czasu tam przebywać. Standardowo Jamie była w towarzystwie Jake'a. Gdy ujrzałam jego nagie pośladki, pisnęłam i momentalnie zakryłam oczy.
- Już możesz patrzeć. - rzucił ze śmiechem. Był przepasany moim ulubionym kocem.
- Hej, to moje! - krzyknęłam.
- Zabierz, jeśli chcesz. - mruknął chrapliwie. Czy miałam to uznać za formę podrywu? Postanowiłam go zlekceważyć. Poszłam do swojego pokoju, nadal uważając na swoją głowę, która bolała, ale nie tak bardzo. Lekarstwo, które podał mi Justin, działało cuda. Przebrałam się w luźne czarne spodnie, do tego dobrałam szarą koszulkę na grubych ramiączkach. Na szyi zawiesiłam długi wisior, a na nadgarstku zapięłam złoty zegarek. Włosy upięłam w kucyk na czubku głowy, zrobiłam sobie makijaż i byłam gotowa. Wsunęłam stopy w szpilki, zabrałam torebkę i opuściłam mieszkanie. Miałam spotkać się z Justinem dopiero na lunchu, ale postanowiłam zrobić mu niespodziankę. Nie widzieliśmy się dopiero od dwóch godzin, a ja już bardzo za nim tęskniłam. Wsiadłam do swojego auta i ruszyłam w kierunku Bieber Industries, w którym miał dziś być. Budynek należał głównie do jego ojca, ale Justin miał tam duże udziały. Przedarcie się przez Nowy Jork o tej porze, graniczyło niemalże z cudem. Zaparkowałam samochód przed budynkiem i ruszyłam do środka. Na 30 piętrze, wysiadłam z windy. Powitałam sekretarkę Justina, a ona zamiast odpowiedzieć mi tym samym, natychmiast stanęła przed drzwiami do biura, nie chcąc mnie wpuścić.
- Pan Bieber nie pozwalał nikogo wpuszczać, bez wyjątku. - wyraźnie zaakcentowała ostatnie dwa słowa.
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego? - uniosłam pytająco brew, zakładając ramiona na klatce piersiowej.
- Ma teraz ważne spotkanie. Powinnam podejść do swojego biurka i sprawdzić, czy jest pani na liście gości.
- Proszę to zrobić. Pójdę za panią. Potrafię się zachować. - blondynka przez dłuższą chwilę się zastanawiała, jednak w końcu uległa i podążyła do miejsca pracy. Wykorzystałam chwilę jej nieuwagi i bez żadnego pukania, wpadłam do pomieszczenia, w którym zastałam Justina i...
- Sam? - zaśmiałam się. - Justin, możesz mi wytłumaczyć, co ona tu robi?
- Ty zdziro. - usłyszałam z ust pani Perkins. Byłam wściekła. To nawet mało powiedziane. Byłam u progu swojej granicy. Powiedział, że ona zniknęła z jego życia, a teraz siedzą sobie w jego biurze, jak nigdy nic. - Jak mogłaś odebrać mi mojego jedynego mężczyznę?
- Sam, uspokój się. - warknął, zbliżając się do mnie. Gdy chciał mnie objąć, natychmiast go odepchnęłam.
- Nawet mnie nie dotykaj. - burknęłam, odskakując na bezpieczną odległość. - Okłamałeś mnie.
- To nie tak, jak myślisz, skarbie. - całą swoją uwagę skupiał tylko na mnie. Nie interesowała go Sam. - Zostawimy ją tu, pójdziemy na lunch i porozmawiamy, okej?
- Ani się waż wychodzić, Justin. Nie skończyliśmy naszej rozmowy. - wtrąciła się Sam, stając pomiędzy nim, a mną. Ułożyła swoje idealnie wypielęgnowane łapska na jego ramionach, a mnie po prostu skręcało z zazdrości. Justin poprawił swój krawat, ujął jej dłonie i opuścił wzdłuż jej perfekcyjnego ciała.
- Sam, już ostatnio powiedziałem ci, co o tym myślę.
Jednak ona nie odpuszczała. Odwróciła się przodem do mnie, z tym swoim sztucznym uśmieszkiem.
- Czy Justin powiedział ci, co ostatnio robiliśmy i dlaczego do ciebie nie przyjechał? - gdy pokręciłam głową, westchnęła triumfalnie. - Bo zadowalał się moim ciałem.
- Sam, nie. - jęknął szatyn, chwytając się za głowę.
- Justin, czy to prawda? - spytałam cicho. Byłam zdruzgotana. On pokręcił przecząco głową. Kto kłamie
- Wypierdalaj stąd, Sam i nigdy więcej nie wracaj. - wrzasnął, wypychając ją z pomieszczenia. Stałam tam, kompletnie złamana. Nie widziałam niczego przez łzy. Słyszałam tylko, jak trzasnęły drzwi. Justin podszedł do mnie powoli i objął mnie mocno. Cmoknął mnie w czubek głowy. - To nie jest prawda, kochanie. Tak strasznie cię przepraszam.
- Jesteś pieprzonym dupkiem. - mruknęłam, cicho szlochając. Całe moje ciało drżało. Czułam się potwornie. Skąd mogłam wiedzieć, że tego nie zrobił?
- Wiem. Nie płacz, nie jestem tego wart. - zaczął delikatnie kołysać naszymi ciałami. Zacisnęłam dłonie na jego marynarce, usilnie trzymając się tego, co mi zostało. Chciałam mu wierzyć, zrozumieć, ale nie potrafiłam.
- Jak mam ci w to uwierzyć?
- Natalie, nie dotknąłem żadnej innej kobiety, odkąd cię poznałem. Liczysz się tylko ty. Sam jest ostatnią osobą, z którą mógłbym cokolwiek zrobić. Wiem, że to by cię zraniło. - szepnął, ocierając moje łzy. Przypomniałam sobie, jaki jest troskliwy dla mnie, wrócił z Irlandii przed czasem. Może on ma rację? - Naprawimy to, okej? Co powiesz na wspólny weekend w Meksyku?
- Podoba mi się. Ale jutro już jest piątek, wątpię, że się ze wszystkim wyrobimy. - mruknęłam, gładząc klapy jego marynarki. Uśmiechnął się i złożył pocałunek na moich ustach. Wierzyłam mu.
- Zostaw to mnie. Lunch i zakupy? Wezmę wolne do końca dnia.
- Obiecujesz, że nie będziesz marudził? - spojrzałam na niego podejrzliwie, a on zaśmiał się radośnie.
- Zrobię wszystko, by cię uszczęśliwić. - skinęłam głową, chcąc wydostać się z jego objęć. Potrzebowałam pięciu minut w łazience, aby doprowadzić się do porządku. - Jesteśmy pogodzeni?
- Tak. Muszę do toalety. - wymamrotałam. Szatyn wziął mnie na ręce i zaniósł do jego prywatnej łazienki. Gdy ja poprawiałam makijaż, on siedział na klapie toalety i uważnie mnie obserwował. Gdy kończyłam, objął mnie od tyłu w pasie i złożył drobne muśnięcie na złączeniu mojej szyi z ramieniem.
- To niesamowite, że będę miał cię przez ponad 48 godzin tylko dla siebie. To najlepsze, co mogłem ostatnio dostać.
Odwróciłam się przodem do niego i zarzuciłam ramiona na jego szyję.
- Jesteś tylko mój? - spytałam całkiem poważnie. Justin uśmiechnął się, położył moją dłoń na swoim sercu i cicho westchnął.
- Tak szaleję, gdy jesteś przy mnie. Oczywiście, że jestem cały twój, aniele. - wyszeptał i przytulił mnie do siebie.
- Co tylko zechcesz. - przypominałam teraz małą desperatkę, która od wielu lat nie uprawiała seksu. Nie moja wina, że Justin właśnie w ten sposób na mnie działał. Krew w moim organizmie szalała.
- Zamieszkaj ze mną. - zesztywniałam. Przecież było na to o wiele za wcześnie.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Dopiero się poznaliśmy, jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Nie, kotku. Jesteś moją dziewczyną, którą pragnę całować na dobranoc i dzień dobry w łóżku, w moim pieprzonym domu.
Naprawdę jestem jego dziewczyną?
- Czy mogę się zastanowić? - zapytałam, całując go czule i szybko.
- Przekonam cię do tego w penthousie, chodźmy.
- Już możesz patrzeć. - rzucił ze śmiechem. Był przepasany moim ulubionym kocem.
- Hej, to moje! - krzyknęłam.
- Zabierz, jeśli chcesz. - mruknął chrapliwie. Czy miałam to uznać za formę podrywu? Postanowiłam go zlekceważyć. Poszłam do swojego pokoju, nadal uważając na swoją głowę, która bolała, ale nie tak bardzo. Lekarstwo, które podał mi Justin, działało cuda. Przebrałam się w luźne czarne spodnie, do tego dobrałam szarą koszulkę na grubych ramiączkach. Na szyi zawiesiłam długi wisior, a na nadgarstku zapięłam złoty zegarek. Włosy upięłam w kucyk na czubku głowy, zrobiłam sobie makijaż i byłam gotowa. Wsunęłam stopy w szpilki, zabrałam torebkę i opuściłam mieszkanie. Miałam spotkać się z Justinem dopiero na lunchu, ale postanowiłam zrobić mu niespodziankę. Nie widzieliśmy się dopiero od dwóch godzin, a ja już bardzo za nim tęskniłam. Wsiadłam do swojego auta i ruszyłam w kierunku Bieber Industries, w którym miał dziś być. Budynek należał głównie do jego ojca, ale Justin miał tam duże udziały. Przedarcie się przez Nowy Jork o tej porze, graniczyło niemalże z cudem. Zaparkowałam samochód przed budynkiem i ruszyłam do środka. Na 30 piętrze, wysiadłam z windy. Powitałam sekretarkę Justina, a ona zamiast odpowiedzieć mi tym samym, natychmiast stanęła przed drzwiami do biura, nie chcąc mnie wpuścić.
- Pan Bieber nie pozwalał nikogo wpuszczać, bez wyjątku. - wyraźnie zaakcentowała ostatnie dwa słowa.
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego? - uniosłam pytająco brew, zakładając ramiona na klatce piersiowej.
- Ma teraz ważne spotkanie. Powinnam podejść do swojego biurka i sprawdzić, czy jest pani na liście gości.
- Proszę to zrobić. Pójdę za panią. Potrafię się zachować. - blondynka przez dłuższą chwilę się zastanawiała, jednak w końcu uległa i podążyła do miejsca pracy. Wykorzystałam chwilę jej nieuwagi i bez żadnego pukania, wpadłam do pomieszczenia, w którym zastałam Justina i...
- Sam? - zaśmiałam się. - Justin, możesz mi wytłumaczyć, co ona tu robi?
- Ty zdziro. - usłyszałam z ust pani Perkins. Byłam wściekła. To nawet mało powiedziane. Byłam u progu swojej granicy. Powiedział, że ona zniknęła z jego życia, a teraz siedzą sobie w jego biurze, jak nigdy nic. - Jak mogłaś odebrać mi mojego jedynego mężczyznę?
- Sam, uspokój się. - warknął, zbliżając się do mnie. Gdy chciał mnie objąć, natychmiast go odepchnęłam.
- Nawet mnie nie dotykaj. - burknęłam, odskakując na bezpieczną odległość. - Okłamałeś mnie.
- To nie tak, jak myślisz, skarbie. - całą swoją uwagę skupiał tylko na mnie. Nie interesowała go Sam. - Zostawimy ją tu, pójdziemy na lunch i porozmawiamy, okej?
- Ani się waż wychodzić, Justin. Nie skończyliśmy naszej rozmowy. - wtrąciła się Sam, stając pomiędzy nim, a mną. Ułożyła swoje idealnie wypielęgnowane łapska na jego ramionach, a mnie po prostu skręcało z zazdrości. Justin poprawił swój krawat, ujął jej dłonie i opuścił wzdłuż jej perfekcyjnego ciała.
- Sam, już ostatnio powiedziałem ci, co o tym myślę.
Jednak ona nie odpuszczała. Odwróciła się przodem do mnie, z tym swoim sztucznym uśmieszkiem.
- Czy Justin powiedział ci, co ostatnio robiliśmy i dlaczego do ciebie nie przyjechał? - gdy pokręciłam głową, westchnęła triumfalnie. - Bo zadowalał się moim ciałem.
- Sam, nie. - jęknął szatyn, chwytając się za głowę.
- Justin, czy to prawda? - spytałam cicho. Byłam zdruzgotana. On pokręcił przecząco głową. Kto kłamie
- Wypierdalaj stąd, Sam i nigdy więcej nie wracaj. - wrzasnął, wypychając ją z pomieszczenia. Stałam tam, kompletnie złamana. Nie widziałam niczego przez łzy. Słyszałam tylko, jak trzasnęły drzwi. Justin podszedł do mnie powoli i objął mnie mocno. Cmoknął mnie w czubek głowy. - To nie jest prawda, kochanie. Tak strasznie cię przepraszam.
- Jesteś pieprzonym dupkiem. - mruknęłam, cicho szlochając. Całe moje ciało drżało. Czułam się potwornie. Skąd mogłam wiedzieć, że tego nie zrobił?
- Wiem. Nie płacz, nie jestem tego wart. - zaczął delikatnie kołysać naszymi ciałami. Zacisnęłam dłonie na jego marynarce, usilnie trzymając się tego, co mi zostało. Chciałam mu wierzyć, zrozumieć, ale nie potrafiłam.
- Jak mam ci w to uwierzyć?
- Natalie, nie dotknąłem żadnej innej kobiety, odkąd cię poznałem. Liczysz się tylko ty. Sam jest ostatnią osobą, z którą mógłbym cokolwiek zrobić. Wiem, że to by cię zraniło. - szepnął, ocierając moje łzy. Przypomniałam sobie, jaki jest troskliwy dla mnie, wrócił z Irlandii przed czasem. Może on ma rację? - Naprawimy to, okej? Co powiesz na wspólny weekend w Meksyku?
- Podoba mi się. Ale jutro już jest piątek, wątpię, że się ze wszystkim wyrobimy. - mruknęłam, gładząc klapy jego marynarki. Uśmiechnął się i złożył pocałunek na moich ustach. Wierzyłam mu.
- Zostaw to mnie. Lunch i zakupy? Wezmę wolne do końca dnia.
- Obiecujesz, że nie będziesz marudził? - spojrzałam na niego podejrzliwie, a on zaśmiał się radośnie.
- Zrobię wszystko, by cię uszczęśliwić. - skinęłam głową, chcąc wydostać się z jego objęć. Potrzebowałam pięciu minut w łazience, aby doprowadzić się do porządku. - Jesteśmy pogodzeni?
- Tak. Muszę do toalety. - wymamrotałam. Szatyn wziął mnie na ręce i zaniósł do jego prywatnej łazienki. Gdy ja poprawiałam makijaż, on siedział na klapie toalety i uważnie mnie obserwował. Gdy kończyłam, objął mnie od tyłu w pasie i złożył drobne muśnięcie na złączeniu mojej szyi z ramieniem.
- To niesamowite, że będę miał cię przez ponad 48 godzin tylko dla siebie. To najlepsze, co mogłem ostatnio dostać.
Odwróciłam się przodem do niego i zarzuciłam ramiona na jego szyję.
- Jesteś tylko mój? - spytałam całkiem poważnie. Justin uśmiechnął się, położył moją dłoń na swoim sercu i cicho westchnął.
- Tak szaleję, gdy jesteś przy mnie. Oczywiście, że jestem cały twój, aniele. - wyszeptał i przytulił mnie do siebie.
*
- Mam dość. - bąknął Justin, siadając na jednej z ławek w centrum handlowym. Opadłam na miejsce obok niego i cmoknęłam go w policzek.
- Hej, obiecywałeś, że nie będziesz marudził. Potrzebuję jeszcze kilku drobiazgów. - odparłam, uśmiechając się do niego słodko.
- Sama wiesz, że nie mógłbym ci niczego odmówić. Za karę będziemy uprawiali całą noc leniwy seks. - szepnął, przygryzając moje ucho. Zachichotałam wesoło, patrząc mu w oczy. - Jesteś taka piękna. Nie mógłbym cię nikomu oddać.
Boże, tak strasznie kochałam tego mężczyznę. Kiedy Justin tak odpoczywał, ja zastanawiałam się, co jeszcze konkretnie jest mi potrzebne. I właśnie wtedy podeszła do nas Eveline, matka szatyna.
- Natalie, skarbie, jak dobrze znów cię widzieć. - powiedziała, zamykając mnie w szczelnym uścisku. Bieber przewrócił teatralnie oczyma. Jego mama poświęcała mi więcej zainteresowania, niż jemu. - Macie ochotę na małego drinka?
- Jest dopiero siedemnasta, a poza tym, prowadzę. - mruknął wyraźnie niezadowolony Justin.
- Natalie na pewno mi nie odmówisz, prawda? - gdy pokręciłam głową, ona ujęła mnie pod ramię. - Do zobaczenia, synku.
Jednak Justin nie odpuszczał. Mimo tego, że nie chciał pić, zamierzał nam dotrzymać towarzystwa. Cieszyłam się. Chciałam spędzać, jak najwięcej czasu z nim. Wylądowaliśmy w bardzo drogiej i eleganckiej restauracji. Eve zamówiła dla nas drinki i wróciła do stolika.
- Może wpadniecie do nas na obiad w niedzielę? - spytała kobieta, upijając łyk chłodnej cieczy.
- Nie będzie nas przez cały weekend w Nowym Jorku. - odparł Justin. - A teraz zostawiam was na chwilę, muszę zadzwonić do ojca.
I tyle go widziałam.
- Jest w ciebie taki zapatrzony. Nawet teraz cię obserwuje. - blondynka kiwnęła prawie niezauważalnie głową w stronę swojego syna. - Nigdy go takiego nie widziałam. Od pewnego momentu zaczął żyć naprawdę.
- Co z Chanel?
- Brak słów, nigdy jej nie tolerowałam. Justin marnował swoje talenty przy niej. Mógł mieć każdą kobietę, ale ona była odpowiednia. Twierdził, że nikt bardziej nie może go kochać. Dlatego ciągle przy niej był. - oznajmiła. Westchnęłam cicho i wzięłam duży łyk alkoholu, aby ukoić swoje myśli.
- A Sam? Ma oko na Justina.
- Nienawidzę tej kretynki. - fuknęła, ale od razu się uspokoiła. Miałam ją po swojej stronie? Cudownie. - Zawsze próbowała mieszać Justinowi w głowie. Wiem, że pakowała mu się nie raz do łóżka. Justin rzadko kiedy dobiera odpowiednie osoby, ale ciebie jestem pewna.
- Kocham go. - mruknęłam, patrząc na swoje dłonie, które były teraz najciekawszym elementem w tym miejscu.
- Wiem, kochanie. On ciebie również, tego nie da się przeoczyć. - gdy szatyn wrócił, zakończyłyśmy prywatne pogaduszki. - Niestety, muszę już was zostawić. Natalie, masz ochotę na poniedziałkowy lunch? Wpadnę po ciebie do studio.
- Jasne, nie ma sprawy. - odparłam. Justin uśmiechnął się i wyraźnie odetchnął, gdy jego rodzicielka zniknęła z zasięgu naszego wzroku. Przysunął krzesło bliżej mnie i ułożył dłoń na moim udzie.
- Pragnę cię, właśnie w tym momencie. - powiedział, uśmiechając się słodko. Przeniosłam swoje ciało na jego kolana i poruszyłam biodrami tak, aby otrzeć się o jego przyrodzenie. - Cholera, Nat, uspokój się, albo będę musiał wziąć cię tutaj, na oczach wszystkich ludzi.
- Już jestem grzeczna. - wydęłam usta, do których on momentalnie przywarł. Jego język bezczelnie wdarł się do mojej jamy ustnej. Moje ciało przeszył dreszcz, gdy Justin dociskał mnie do swojego krocza. Palące podniecenie pojawiło się w moim podbrzuszu.
- Tylko ja tak na ciebie działam? - spytał, uśmiechając się jeszcze szerzej, niż poprzednio.
- Tylko ty, skarbie. - mruknęłam, pragnąc natychmiast znaleźć się w jego domu.
- Czego potrzebujesz?
- Ciebie. I to w tej chwili, Justin. - jęknęłam, gdy potarł palcami moją kobiecość, przez materiał spodni. Droczył się ze mną.
- Wrócimy do domu, gdy mi na coś odpowiesz.- Natalie, skarbie, jak dobrze znów cię widzieć. - powiedziała, zamykając mnie w szczelnym uścisku. Bieber przewrócił teatralnie oczyma. Jego mama poświęcała mi więcej zainteresowania, niż jemu. - Macie ochotę na małego drinka?
- Jest dopiero siedemnasta, a poza tym, prowadzę. - mruknął wyraźnie niezadowolony Justin.
- Natalie na pewno mi nie odmówisz, prawda? - gdy pokręciłam głową, ona ujęła mnie pod ramię. - Do zobaczenia, synku.
Jednak Justin nie odpuszczał. Mimo tego, że nie chciał pić, zamierzał nam dotrzymać towarzystwa. Cieszyłam się. Chciałam spędzać, jak najwięcej czasu z nim. Wylądowaliśmy w bardzo drogiej i eleganckiej restauracji. Eve zamówiła dla nas drinki i wróciła do stolika.
- Może wpadniecie do nas na obiad w niedzielę? - spytała kobieta, upijając łyk chłodnej cieczy.
- Nie będzie nas przez cały weekend w Nowym Jorku. - odparł Justin. - A teraz zostawiam was na chwilę, muszę zadzwonić do ojca.
I tyle go widziałam.
- Jest w ciebie taki zapatrzony. Nawet teraz cię obserwuje. - blondynka kiwnęła prawie niezauważalnie głową w stronę swojego syna. - Nigdy go takiego nie widziałam. Od pewnego momentu zaczął żyć naprawdę.
- Co z Chanel?
- Brak słów, nigdy jej nie tolerowałam. Justin marnował swoje talenty przy niej. Mógł mieć każdą kobietę, ale ona była odpowiednia. Twierdził, że nikt bardziej nie może go kochać. Dlatego ciągle przy niej był. - oznajmiła. Westchnęłam cicho i wzięłam duży łyk alkoholu, aby ukoić swoje myśli.
- A Sam? Ma oko na Justina.
- Nienawidzę tej kretynki. - fuknęła, ale od razu się uspokoiła. Miałam ją po swojej stronie? Cudownie. - Zawsze próbowała mieszać Justinowi w głowie. Wiem, że pakowała mu się nie raz do łóżka. Justin rzadko kiedy dobiera odpowiednie osoby, ale ciebie jestem pewna.
- Kocham go. - mruknęłam, patrząc na swoje dłonie, które były teraz najciekawszym elementem w tym miejscu.
- Wiem, kochanie. On ciebie również, tego nie da się przeoczyć. - gdy szatyn wrócił, zakończyłyśmy prywatne pogaduszki. - Niestety, muszę już was zostawić. Natalie, masz ochotę na poniedziałkowy lunch? Wpadnę po ciebie do studio.
- Jasne, nie ma sprawy. - odparłam. Justin uśmiechnął się i wyraźnie odetchnął, gdy jego rodzicielka zniknęła z zasięgu naszego wzroku. Przysunął krzesło bliżej mnie i ułożył dłoń na moim udzie.
- Pragnę cię, właśnie w tym momencie. - powiedział, uśmiechając się słodko. Przeniosłam swoje ciało na jego kolana i poruszyłam biodrami tak, aby otrzeć się o jego przyrodzenie. - Cholera, Nat, uspokój się, albo będę musiał wziąć cię tutaj, na oczach wszystkich ludzi.
- Już jestem grzeczna. - wydęłam usta, do których on momentalnie przywarł. Jego język bezczelnie wdarł się do mojej jamy ustnej. Moje ciało przeszył dreszcz, gdy Justin dociskał mnie do swojego krocza. Palące podniecenie pojawiło się w moim podbrzuszu.
- Tylko ja tak na ciebie działam? - spytał, uśmiechając się jeszcze szerzej, niż poprzednio.
- Tylko ty, skarbie. - mruknęłam, pragnąc natychmiast znaleźć się w jego domu.
- Czego potrzebujesz?
- Ciebie. I to w tej chwili, Justin. - jęknęłam, gdy potarł palcami moją kobiecość, przez materiał spodni. Droczył się ze mną.
- Co tylko zechcesz. - przypominałam teraz małą desperatkę, która od wielu lat nie uprawiała seksu. Nie moja wina, że Justin właśnie w ten sposób na mnie działał. Krew w moim organizmie szalała.
- Zamieszkaj ze mną. - zesztywniałam. Przecież było na to o wiele za wcześnie.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Dopiero się poznaliśmy, jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Nie, kotku. Jesteś moją dziewczyną, którą pragnę całować na dobranoc i dzień dobry w łóżku, w moim pieprzonym domu.
Naprawdę jestem jego dziewczyną?
- Czy mogę się zastanowić? - zapytałam, całując go czule i szybko.
- Przekonam cię do tego w penthousie, chodźmy.
sobota, 11 października 2014
Rozdział ósmy.
Dzień 22 urodzin mojej najlepszej przyjaciółki, przyszedł nadzwyczajnie szybko. Nudziłam się bez Justina. Spędziłam całe dwie noce w jego łóżku. Spałabym tam również w dni, ale wtedy musiałam pracować. Na środę i czwartek powierzyłam studio jednemu z profesjonalistów, których zatrudnił Justin. To on mi polecił tego mężczyznę, a ja ufałam mu w stu procentach. Po długiej i relaksującej kąpieli, ubrałam na siebie srebrną, cholernie obcisłą sukienkę, z głębokim dekoltem. Upięłam włosy w wysokiego koka, pomalowałam się o wiele mocniej, a do tego dobrałam czarne szpilki i czarną kopertówkę. Zrobiłam sobie zdjęcie, po czym wysłałam je Justinowi. Odpowiedź przyszła natychmiastowo.
Nie waż się wychodzić tak ubrana! Tęsknię. J.
Przewróciłam teatralnie oczyma i opuściłam jego penthouse. W klubie Tropez czekała na mnie Jamie, Eliot, Lou, Harry i wielu innych naszych znajomych. Był także Jake, którego Jamie musiała koniecznie zaprosić. Jeszcze nie zdecydowała się na usunięcie dziecka, ale wlewanie w siebie dużej dawki alkoholu, nie sprawiało jej problemów. Westchnęłam cicho, siadając przy zarezerwowanym wcześniej stoliku. To była noc Jamie i musiałam się dobrze bawić. Tęskniłam za Justinem, zostało jeszcze kilka dni do jego powrotu. Żałowałam, że nie ma go tu teraz z nami. Po dwóch godzinach byłam tak pijana, że ledwo stałam na nogach. Akurat, gdy zeszłam z parkietu, rozdzwonił się mój telefon.
- Halo? - wybełkotałam, o ile tak można było to nazwać. Sama siebie nie rozumiałam, ledwo co słyszałam. Po dużej dawce alkoholu, szumiało mi w głowie.
- Nat, wypiłaś zdecydowanie za dużo. - fuknął, a ja omal nie zwymiotowałam. - Skup się i posłuchaj mnie uważnie. Przy bramce stoi ochroniarz, który pilnuje cię przez cały czas. Jeśli źle się poczujesz, idź do niego i wróć do domu, dobrze?
- Kazałeś mnie śledzić? - burknęłam. - Jak możesz?
- Bałem się, że ktoś może ci coś zrobić. - odparł skruszony, ale to na mnie nie działało. On kazał mnie śledzić. Byłam rozdrażniona.
- Mieliśmy sobie ufać.
- I ufamy, skarbie. Josh jest tylko po to, aby ci pomóc z powrotem, nie złość się.
- Dobrze, muszę teraz kończyć. - mruknęłam. Nadal byłam trochę zła na Justina.
- Zadzwoń, gdy będziesz już wracała. - po tych słowach się rozłączył. Byłam rozwścieczona, musiałam to jakoś załagodzić. Wypiłam kilka kieliszków wina i poszłam tańczyć. Byłam jeszcze bardziej pijana, niż poprzednio, ale nadal dobrze się poruszałam. Kilku mężczyzn podbijało do mnie, ale zdecydowanie ich odtrącałam. Gdy w końcu ujrzałam swoją przyjaciółkę, wzięłam ją za rękę i pociągnęłam w stronę toalet. Wrócił mi dawny humor.
- Jamie, muszę ci o czymś powiedzieć. - pisnęłam radośnie, ściskając jej dłonie. - Zakochałam się w Justinie. Jestem pewna, że go kocham.
- Musisz mu koniecznie o tym powiedzieć. - wykrzyknęła, klaszcząc, jak małe dziecko.
- Wiem o tym. Wracam do domu i do niego zadzwonię.
Gdy Josh odstawił mnie pod same łóżko Justina, byłam szczęśliwa. Wysypałam wszystko z torebki, aby jak najszybciej znaleźć swój telefon. Miałam dwie wiadomości od Justina, ale tekst mi się rozmywał. Ledwo zdołałam wybrać jego numer. Odebrał po jednym sygnale.
- Kotku, mam teraz zebranie. Wróciłaś już do domu?
- Tak, jestem już w łóżku. Justin, muszę ci o czymś powiedzieć. - mruknęłam, okrywając się kołdrą. Byłam w samej bieliźnie, a tu, jak zawsze panował chłód.
- Szybko, skarbie. Poświęciłbym ci każdą sekundę, ale zwołali nagłe spotkanie, to podobno coś ważnego.
- Kocham cię. - szepnęłam i szybko się rozłączyłam. Czułam, że nie powinnam tego robić, że to było nieodpowiednie, jak na ten moment.
Nie waż się wychodzić tak ubrana! Tęsknię. J.
Przewróciłam teatralnie oczyma i opuściłam jego penthouse. W klubie Tropez czekała na mnie Jamie, Eliot, Lou, Harry i wielu innych naszych znajomych. Był także Jake, którego Jamie musiała koniecznie zaprosić. Jeszcze nie zdecydowała się na usunięcie dziecka, ale wlewanie w siebie dużej dawki alkoholu, nie sprawiało jej problemów. Westchnęłam cicho, siadając przy zarezerwowanym wcześniej stoliku. To była noc Jamie i musiałam się dobrze bawić. Tęskniłam za Justinem, zostało jeszcze kilka dni do jego powrotu. Żałowałam, że nie ma go tu teraz z nami. Po dwóch godzinach byłam tak pijana, że ledwo stałam na nogach. Akurat, gdy zeszłam z parkietu, rozdzwonił się mój telefon.
- Halo? - wybełkotałam, o ile tak można było to nazwać. Sama siebie nie rozumiałam, ledwo co słyszałam. Po dużej dawce alkoholu, szumiało mi w głowie.
- Nat, wypiłaś zdecydowanie za dużo. - fuknął, a ja omal nie zwymiotowałam. - Skup się i posłuchaj mnie uważnie. Przy bramce stoi ochroniarz, który pilnuje cię przez cały czas. Jeśli źle się poczujesz, idź do niego i wróć do domu, dobrze?
- Kazałeś mnie śledzić? - burknęłam. - Jak możesz?
- Bałem się, że ktoś może ci coś zrobić. - odparł skruszony, ale to na mnie nie działało. On kazał mnie śledzić. Byłam rozdrażniona.
- Mieliśmy sobie ufać.
- I ufamy, skarbie. Josh jest tylko po to, aby ci pomóc z powrotem, nie złość się.
- Dobrze, muszę teraz kończyć. - mruknęłam. Nadal byłam trochę zła na Justina.
- Zadzwoń, gdy będziesz już wracała. - po tych słowach się rozłączył. Byłam rozwścieczona, musiałam to jakoś załagodzić. Wypiłam kilka kieliszków wina i poszłam tańczyć. Byłam jeszcze bardziej pijana, niż poprzednio, ale nadal dobrze się poruszałam. Kilku mężczyzn podbijało do mnie, ale zdecydowanie ich odtrącałam. Gdy w końcu ujrzałam swoją przyjaciółkę, wzięłam ją za rękę i pociągnęłam w stronę toalet. Wrócił mi dawny humor.
- Jamie, muszę ci o czymś powiedzieć. - pisnęłam radośnie, ściskając jej dłonie. - Zakochałam się w Justinie. Jestem pewna, że go kocham.
- Musisz mu koniecznie o tym powiedzieć. - wykrzyknęła, klaszcząc, jak małe dziecko.
- Wiem o tym. Wracam do domu i do niego zadzwonię.
Gdy Josh odstawił mnie pod same łóżko Justina, byłam szczęśliwa. Wysypałam wszystko z torebki, aby jak najszybciej znaleźć swój telefon. Miałam dwie wiadomości od Justina, ale tekst mi się rozmywał. Ledwo zdołałam wybrać jego numer. Odebrał po jednym sygnale.
- Kotku, mam teraz zebranie. Wróciłaś już do domu?
- Tak, jestem już w łóżku. Justin, muszę ci o czymś powiedzieć. - mruknęłam, okrywając się kołdrą. Byłam w samej bieliźnie, a tu, jak zawsze panował chłód.
- Szybko, skarbie. Poświęciłbym ci każdą sekundę, ale zwołali nagłe spotkanie, to podobno coś ważnego.
- Kocham cię. - szepnęłam i szybko się rozłączyłam. Czułam, że nie powinnam tego robić, że to było nieodpowiednie, jak na ten moment.
*
Nad ranem było mi tak gorąco, myślałam, że się uduszę. Ktoś mocno mnie przytrzymywał przy swoim ciele. Byłam zdziwiona, ponieważ Justina nie było w kraju. Nie wrócił jeszcze z Irlandii. Zaczęłam się wiercić, aby tajemnicza osoba wypuściła mnie z uścisku.
- Uspokój się. - usłyszałam zachrypnięty głos szatyna. Dał mi odrobinę odetchnąć, ale nadal mnie obejmował. Przekręciłam się przodem do niego.
- Co ty tu robisz? - mruknęłam. Strasznie bolała mnie głowa. Zdecydowanie za dużo wczoraj wypiłam.
- Wróciłem wcześniej, skarbie.
- Dlaczego? - zerknęłam na niego podejrzliwie. Co było, aż tak ważne, że nie mógł zaczekać z tym do wtorku? A może po prostu nie musiał zostawać tam na dłużej?
- Pamiętasz, co powiedziałaś mi, po powrocie z klubu? - spytał, ale pokręciłam głową. Może czymś go przestraszyłam? - Nastraszyłaś mnie tym, że słabo się czujesz. Byłaś tu sama, a bałem się, że coś może ci się stać, więc postanowiłem wrócić.
- Dziwne wyjaśnienie. Mogłeś równie dobrze kogoś tu przysłać.
- Wolałem sam to sprawdzić. - mruknął. Jego nastrój kompletnie się zmienił. - Jak się czujesz?
- Nawet nie pytaj. - jęknęłam, a on cicho zachichotał.
- Wypijesz lekarstwo na kaca, weźmiemy kąpiel, a potem coś zjesz.
- Nie ma szans, żebym coś zjadła. Przesadziłam z alkoholem. - powiedziałam, odgarniając włosy z twarzy.
- A prosiłem. - oznajmił, całkowicie zadowolony. Justin wziął mnie na ręce i zaniósł moje zmęczone ciało do kuchni. Przypominałam zwłoki. Jedyne, co mogło świadczyć o tym, że wciąż żyję to to, że owinęłam się wokół jego ciała. Cudownie pachniał. Miał na sobie tylko bokserki, a jego włosy były w kompletnym nieładzie. Dopiero teraz uzmysłowiłam sobie, jak strasznie muszę wyglądać. Uderzyłam się dłonią w czoło, gdy szatyn posadził mnie na blacie. Od razu tego pożałowałam. Justin ujął moją rękę, położył ją na moim udzie i ucałował to miejsce, w które się strzeliłam. Był przesłodki. To sprawiało, że jeszcze bardziej go kochałam. Czy mogłam mu o tym powiedzieć? Nie, to niemożliwe. Wiedziałabym to, bo takich rzeczy się nie zapomina.
- Idziesz dziś do pracy? - spytałam, pijąc wodę z jakimś proszkiem.
- Niestety. Przerwałem spotkanie, żeby wrócić do ciebie i moi partnerzy biznesowi są nieco wściekli. Ojciec się dowie i pogrzebie mnie żywcem. Postaram się zorganizować telekonferencję, czy coś w tym rodzaju.
- Przepraszam. - spuściłam wzrok i nerwowo zaczęłam bawić się palcami. Justin automatycznie ujął mój podbródek i podniósł moją twarz tak, aby móc patrzeć mi w oczy.
- Hej, to nie twoja wina. Sam podjąłem taką decyzję. - uśmiechnął się leniwie i pocałował moje usta. Westchnęłam, ponownie wskakując mu na ręce. Justin objął mnie mocno i zaniósł tym razem, do łazienki. Posadził mnie na brzegu wanny i odkręcił ciepłą wodę, co chwilę sprawdzając temperaturę. - Rozbieraj się, aniele.
Westchnęłam głośno, wędrując dłońmi do zapięcia stanika. Szatyn przewrócił teatralnie oczyma i zrobił to za mnie. Kazał mi wstać, a gdy to zrobiłam, zsunął moje koronkowe figi. Klepnął delikatnie moją kostkę, co oznaczało, że mam podnieść nogę. Najpierw raz, potem drugi. Byłam zafascynowana jego zaangażowaniem i delikatnością. Powoli weszłam do wody. Czułam się tak, jakbym od kilku dni ostro chorowała. Justin usiadł na brzegu wanny, wsunął nogi do wody i kazał mi się oprzeć. Ostrożnie zamoczył moje włosy i umył mi je szamponem, a następnie odżywką. Zmył całkowicie mój makijaż, a następnie zajął się ciałem. Czułam się odrobinę niekomfortowo, ale nie przeszkadzało mi to. Rozkoszowałam się jego dotykiem. Gdy siedzieliśmy w sypialni, a ja byłam ubrana, Justin zapytał.
- Czy dobrze się tobą opiekuję? - byłam zdziwiona. Właśnie czesał dokładnie moje włosy. Nigdy nikt nie poświęcał mi tyle uwagi, a on pyta, czy robi to dobrze?
- Idealnie. - mruknęłam.
- Nigdy tego nie robiłem, nie mam doświadczenia.
- Uspokój się. - powiedziałam, siadając do niego przodem. Przywarłam swoimi ustami do jego ust. - Jesteś najlepszy i niezastąpiony.
Potarłam dłonią jego policzek, pokryty dwudniowym zarostem. Uwielbiałam go w każdym wydaniu.
- Naprawdę nikim byś mnie nie zastąpiła? - spytał, a gdy odpowiedziałam, że nikim, wyraźnie się ożywił. Tak strasznie go kochałam. W każdej chwili mojego życia.
- Pamiętasz, co powiedziałaś mi, po powrocie z klubu? - spytał, ale pokręciłam głową. Może czymś go przestraszyłam? - Nastraszyłaś mnie tym, że słabo się czujesz. Byłaś tu sama, a bałem się, że coś może ci się stać, więc postanowiłem wrócić.
- Dziwne wyjaśnienie. Mogłeś równie dobrze kogoś tu przysłać.
- Wolałem sam to sprawdzić. - mruknął. Jego nastrój kompletnie się zmienił. - Jak się czujesz?
- Nawet nie pytaj. - jęknęłam, a on cicho zachichotał.
- Wypijesz lekarstwo na kaca, weźmiemy kąpiel, a potem coś zjesz.
- Nie ma szans, żebym coś zjadła. Przesadziłam z alkoholem. - powiedziałam, odgarniając włosy z twarzy.
- A prosiłem. - oznajmił, całkowicie zadowolony. Justin wziął mnie na ręce i zaniósł moje zmęczone ciało do kuchni. Przypominałam zwłoki. Jedyne, co mogło świadczyć o tym, że wciąż żyję to to, że owinęłam się wokół jego ciała. Cudownie pachniał. Miał na sobie tylko bokserki, a jego włosy były w kompletnym nieładzie. Dopiero teraz uzmysłowiłam sobie, jak strasznie muszę wyglądać. Uderzyłam się dłonią w czoło, gdy szatyn posadził mnie na blacie. Od razu tego pożałowałam. Justin ujął moją rękę, położył ją na moim udzie i ucałował to miejsce, w które się strzeliłam. Był przesłodki. To sprawiało, że jeszcze bardziej go kochałam. Czy mogłam mu o tym powiedzieć? Nie, to niemożliwe. Wiedziałabym to, bo takich rzeczy się nie zapomina.
- Idziesz dziś do pracy? - spytałam, pijąc wodę z jakimś proszkiem.
- Niestety. Przerwałem spotkanie, żeby wrócić do ciebie i moi partnerzy biznesowi są nieco wściekli. Ojciec się dowie i pogrzebie mnie żywcem. Postaram się zorganizować telekonferencję, czy coś w tym rodzaju.
- Przepraszam. - spuściłam wzrok i nerwowo zaczęłam bawić się palcami. Justin automatycznie ujął mój podbródek i podniósł moją twarz tak, aby móc patrzeć mi w oczy.
- Hej, to nie twoja wina. Sam podjąłem taką decyzję. - uśmiechnął się leniwie i pocałował moje usta. Westchnęłam, ponownie wskakując mu na ręce. Justin objął mnie mocno i zaniósł tym razem, do łazienki. Posadził mnie na brzegu wanny i odkręcił ciepłą wodę, co chwilę sprawdzając temperaturę. - Rozbieraj się, aniele.
Westchnęłam głośno, wędrując dłońmi do zapięcia stanika. Szatyn przewrócił teatralnie oczyma i zrobił to za mnie. Kazał mi wstać, a gdy to zrobiłam, zsunął moje koronkowe figi. Klepnął delikatnie moją kostkę, co oznaczało, że mam podnieść nogę. Najpierw raz, potem drugi. Byłam zafascynowana jego zaangażowaniem i delikatnością. Powoli weszłam do wody. Czułam się tak, jakbym od kilku dni ostro chorowała. Justin usiadł na brzegu wanny, wsunął nogi do wody i kazał mi się oprzeć. Ostrożnie zamoczył moje włosy i umył mi je szamponem, a następnie odżywką. Zmył całkowicie mój makijaż, a następnie zajął się ciałem. Czułam się odrobinę niekomfortowo, ale nie przeszkadzało mi to. Rozkoszowałam się jego dotykiem. Gdy siedzieliśmy w sypialni, a ja byłam ubrana, Justin zapytał.
- Czy dobrze się tobą opiekuję? - byłam zdziwiona. Właśnie czesał dokładnie moje włosy. Nigdy nikt nie poświęcał mi tyle uwagi, a on pyta, czy robi to dobrze?
- Idealnie. - mruknęłam.
- Nigdy tego nie robiłem, nie mam doświadczenia.
- Uspokój się. - powiedziałam, siadając do niego przodem. Przywarłam swoimi ustami do jego ust. - Jesteś najlepszy i niezastąpiony.
Potarłam dłonią jego policzek, pokryty dwudniowym zarostem. Uwielbiałam go w każdym wydaniu.
- Naprawdę nikim byś mnie nie zastąpiła? - spytał, a gdy odpowiedziałam, że nikim, wyraźnie się ożywił. Tak strasznie go kochałam. W każdej chwili mojego życia.
sobota, 27 września 2014
Rozdział siódmy.
W sobotę wieczorem ja i Justin, wybieraliśmy się na otwarcie mojego studia. Justin zaprosił wielu swoich znajomych, aby biznes nabrał tempa. Ostatnio zrobiłam mu kilka zdjęć, które teraz wisiały na ścianach studia fotograficznego. Było bardzo profesjonalne i eleganckie. Szatyn włożył w to kupę pieniędzy, bo sprzęt był naprawdę najwyższej klasy. Byłam ubrana w czarną sukienkę, która sięgała niemalże ziemi. Na plecach miała średniej grubości pasek, a pod nim wycięcie, aż do pośladków. Sukienka miała srebrne ramiączka i pod piersiami były również srebrne paski. Justin zdecydował się na srebrny krawat, abyśmy do siebie pasowali. To pierwsze wyjście, na którym pokażemy się publicznie. Zdecydowanie bardziej wolałabym pozostać osobą anonimową, to dobrze wpłynęło by na nasze relacje. Dziś miałam poznać rodziców Justina, czym byłam lekko przerażona.
- Dzień dobry, panie Bieber. - usłyszałam, gdy akurat wchodziliśmy do nowo wybudowanego budynku. Przystojny mężczyzna ujął moją dłoń i złożył na niej lekkie, jak wiatr muśnięcie, przez co Justin posłał mu mordercze spojrzenie i mocniej przycisnął mnie do siebie. - Panienko.
Oboje skinęliśmy głowami. Nie miałam pojęcia, kim jest ten facet. Był w średnim wieku.
- Jeśli chcesz, możesz iść, przyjdę niedługo. - szepnął mi na ucho Justin. - Prowadzę interesy z tym facetem.
Ucałowałam policzek Justina, podniosłam nieco swoją sukienkę, aby się nie przewrócić i poszłam dalej. Spotkałam Jamie, Eliota, Leo i innych znajomych. Jamie była oczywiście z Jakem, czym nie byłam w ogóle zdziwiona. Przez dłuższy czas Eliot i Leo dotrzymywali mi towarzystwa.
- Rzucam robotę i przechodzę do ciebie. - rzucił żartobliwie Leo. Jednak ja uznałam, że to genialny pomysł i ochoczo klasnęłam w dłonie.
- Zrób to Leo. Jesteś świetnym fotografem, a ja potrzebuję najlepszej załogi. - odparłam, wsuwając rękę pod jego ramię. Leo uśmiechnął się przyjaźnie.
- Myślisz, że poradzimy sobie we dwoje? Będę tęsknił za robotą w Elle.
- Oczywiście. Moglibyśmy bawić się w paparazzi i sprzedawać zdjęcia gwiazd do gazet.
- Sesje zdjęciowe również wchodzą w grę? - spytał mężczyzna i pociągnął mnie w kierunku bufetu.
- Jak najbardziej. Zdjęcia Justina już mam, teraz kolej na ciebie. Myślę, że świetnie byście się zgrywali. - mruknęłam, wsuwając do ust krewetkę. Leo zaśmiał się z mojej niedbałości i zrobił to samo. Kilka minut później dołączył do nas Justin, wraz ze swoimi rodzicami.
- Więc to ty jesteś tą kobietą, przez którą mój syn zwariował. Miło mi cię poznać, Natalie. - gdy chciałam uścisnąć jej dłoń, ona przyciągnęła mnie do siebie i zamknęła w szczelnym uścisku. Jego ojciec zrobił to samo. - Jestem Eveline, a to mój mąż Derek. Oboje się cieszymy, że Justin w końcu zdecydował się na kogoś normalnego i grzeszącego urodą. Zostawmy mężczyzn w swoim gronie. Zapoznam cię z kilkoma osobami.
- Wolałbym, aby Natalie została ze mną. - wtrącił Justin, ale jego matka tylko machnęła ręką i zabrała mnie ze sobą. Ja i Justin nie mieliśmy szans, aby spędzić dziś ze sobą chociaż chwilkę.
- Dzień dobry, panie Bieber. - usłyszałam, gdy akurat wchodziliśmy do nowo wybudowanego budynku. Przystojny mężczyzna ujął moją dłoń i złożył na niej lekkie, jak wiatr muśnięcie, przez co Justin posłał mu mordercze spojrzenie i mocniej przycisnął mnie do siebie. - Panienko.
Oboje skinęliśmy głowami. Nie miałam pojęcia, kim jest ten facet. Był w średnim wieku.
- Jeśli chcesz, możesz iść, przyjdę niedługo. - szepnął mi na ucho Justin. - Prowadzę interesy z tym facetem.
Ucałowałam policzek Justina, podniosłam nieco swoją sukienkę, aby się nie przewrócić i poszłam dalej. Spotkałam Jamie, Eliota, Leo i innych znajomych. Jamie była oczywiście z Jakem, czym nie byłam w ogóle zdziwiona. Przez dłuższy czas Eliot i Leo dotrzymywali mi towarzystwa.
- Rzucam robotę i przechodzę do ciebie. - rzucił żartobliwie Leo. Jednak ja uznałam, że to genialny pomysł i ochoczo klasnęłam w dłonie.
- Zrób to Leo. Jesteś świetnym fotografem, a ja potrzebuję najlepszej załogi. - odparłam, wsuwając rękę pod jego ramię. Leo uśmiechnął się przyjaźnie.
- Myślisz, że poradzimy sobie we dwoje? Będę tęsknił za robotą w Elle.
- Oczywiście. Moglibyśmy bawić się w paparazzi i sprzedawać zdjęcia gwiazd do gazet.
- Sesje zdjęciowe również wchodzą w grę? - spytał mężczyzna i pociągnął mnie w kierunku bufetu.
- Jak najbardziej. Zdjęcia Justina już mam, teraz kolej na ciebie. Myślę, że świetnie byście się zgrywali. - mruknęłam, wsuwając do ust krewetkę. Leo zaśmiał się z mojej niedbałości i zrobił to samo. Kilka minut później dołączył do nas Justin, wraz ze swoimi rodzicami.
- Więc to ty jesteś tą kobietą, przez którą mój syn zwariował. Miło mi cię poznać, Natalie. - gdy chciałam uścisnąć jej dłoń, ona przyciągnęła mnie do siebie i zamknęła w szczelnym uścisku. Jego ojciec zrobił to samo. - Jestem Eveline, a to mój mąż Derek. Oboje się cieszymy, że Justin w końcu zdecydował się na kogoś normalnego i grzeszącego urodą. Zostawmy mężczyzn w swoim gronie. Zapoznam cię z kilkoma osobami.
- Wolałbym, aby Natalie została ze mną. - wtrącił Justin, ale jego matka tylko machnęła ręką i zabrała mnie ze sobą. Ja i Justin nie mieliśmy szans, aby spędzić dziś ze sobą chociaż chwilkę.
*
- Moja matka jest tobą oczarowana. - rzucił wesoło Justin, oplatając mój pas ręką, po czym przyciągnął mnie do siebie. Dochodziła czwarta nad ranem, a my zamiast spać, leżeliśmy w jego przytulnym łóżku i oglądaliśmy telewizję. Jakieś dwie godziny temu wróciliśmy z otwarcia studia. Jednak miało ono funkcjonować dopiero od poniedziałku.
- Jest wspaniałą kobietą. Nie dziwię się, że twój ojciec się w niej zakochał. - wymruczałam, układając dłoń na jego dłoni. Czy możliwe jest, aby Justin kiedyś zakochał się we mnie? Skoro spędzamy razem tak wiele czasu, to niemożliwym jest, aby traktował mnie tylko i wyłącznie, jak przyjaciółkę. Uśmiechnęłam się leniwie, obserwując wyczyny bohaterów. Po raz setny oglądałam zagubioną walentynkę, ale nie przeszkadzało mi to. Uwielbiałam ten film. Justin podobno nie był zwolennikiem filmów romantycznych, jednak za jednego buziaka zgodził się na niego. W ostatnim czasie wiele się o nim nauczyłam. Nie musiał mi niczego mówić. Sama zwracałam uwagę na to, jaką pija kawę, czy chociażby ile słodzi. Mimo wszystko, to było ważne w życiu.
- Nigdy nie spędzałem w ten sposób z nikim czasu. Nawet z Chanel. Nie spaliśmy w jednym łóżku. - powiedział cicho, robiąc opuszkami palców kółka na moim brzuchu. Przygryzłam wargę, byłam podekscytowana. - Podoba mi się takie życie. Ale tylko z tobą.
Westchnęłam cicho, przekręcając się przodem do niego. Szatyn wciągnął mnie na swoje ciało, a następnie wycisnął mokry pocałunek na moich ustach. Sprawiał, że byłam nim zauroczona coraz bardziej i bardziej.
- Justin.
- Hm. - mruknął, masując przy tym moje ramiona.
- Myślę, że nasza przyjaźń może mi nie wystarczyć. Będę chciała więcej i więcej. - szepnęłam, kładąc głowę na jego nagim torsie. Pachniał cudownie. Miał na sobie tylko satynowe spodnie od piżamy. Po moich słowach nagle zdrętwiał. Czy powiedziałam coś złego? Może on nie chciał się angażować.
- Spodziewałem się tego. - musnął czubek mojej głowy i dodał. - Zawsze będziesz moja.
- Nie chodzi mi o takie bycie, jak teraz.
- Wiem, skarbie. Nigdy nie pozwolę ci odejść, nie wyobrażam sobie, że mogłabyś być z kimś innym. Ale daj nam czas. - gdy tylko pokiwałam głową, on musiał uznać, że mnie uraził, więc po chwili dodał. - Boję się, że jeśli poświęcę dla ciebie wszystko, zostawisz mnie, jak Chanel. To tylko przykład, bo jesteś dla mnie ważniejsza i nie zniósłbym utraty ciebie.
- Poczekam. - po moich słowach, jego usta rozciągnęły się w seksownym uśmieszku. Był świadom tego, że cokolwiek się nie stanie, ja zawsze do niego wrócę. Nie było takiej rzeczy, która byłaby wstanie mnie od niego odciągnąć. Przyłożyłam usta do jego klatki piersiowej, którą delikatnie ucałowałam, a po chwili zassałam jego skórę, tworząc w tym miejscu malinkę. Justin zaśmiał się wesoło.
- Oznaczasz tereny, hm? - uniósł pytająco brew i pogładził moje nagie ramię. Miałam na sobie satynową koszulę nocną, która była bardzo króciutka i odkrywała zbyt wiele. - Jedź ze mną do Irlandii.
- Nie mogę. Ty spędzisz tam ponad tydzień, załatwiając swoje sprawy biznesowe. A ja dopiero zaczynam pracę w studiu.
- Mamy wystarczająco dużo pieniędzy. - mruknął. Wiedziałam, że trochę się zezłościł. Nie chciał mnie zostawiać na tak długi okres czasu, a podróży służbowej niestety nie mógł przełożyć.
- Ty masz. Ustaliliśmy już wcześniej, że zostaję. Pojadę z tobą następnym razem.
- Nie chciałabyś tylko zarządzać studiem? Pociągnąłbym za odpowiednie sznurki, zatrudnił porządnych ludzi. Ty od czasu do czasu byś tam zaglądała, zbijając na tym kupę forsy.
- Nawet nie żartuj. Fotografia to coś, co kocham i chcę to robić. - odpowiedziałam, pocierając lekko czoło.
- Możesz robić mi zdjęcia, kiedy chcesz. Zgódź się, Natalie. Wtedy będziemy spędzać razem cały czas.
- I szybciej ci się znudzę. - bąknęłam, zsuwając się na swoją stronę. - Chodźmy spać.
- Nigdy się tak nie stanie, aniołku. - Justin pocałował mnie w policzek, a po chwili pogładził to miejsce dłonią. - Śpij, maleńka.
- Jest wspaniałą kobietą. Nie dziwię się, że twój ojciec się w niej zakochał. - wymruczałam, układając dłoń na jego dłoni. Czy możliwe jest, aby Justin kiedyś zakochał się we mnie? Skoro spędzamy razem tak wiele czasu, to niemożliwym jest, aby traktował mnie tylko i wyłącznie, jak przyjaciółkę. Uśmiechnęłam się leniwie, obserwując wyczyny bohaterów. Po raz setny oglądałam zagubioną walentynkę, ale nie przeszkadzało mi to. Uwielbiałam ten film. Justin podobno nie był zwolennikiem filmów romantycznych, jednak za jednego buziaka zgodził się na niego. W ostatnim czasie wiele się o nim nauczyłam. Nie musiał mi niczego mówić. Sama zwracałam uwagę na to, jaką pija kawę, czy chociażby ile słodzi. Mimo wszystko, to było ważne w życiu.
- Nigdy nie spędzałem w ten sposób z nikim czasu. Nawet z Chanel. Nie spaliśmy w jednym łóżku. - powiedział cicho, robiąc opuszkami palców kółka na moim brzuchu. Przygryzłam wargę, byłam podekscytowana. - Podoba mi się takie życie. Ale tylko z tobą.
Westchnęłam cicho, przekręcając się przodem do niego. Szatyn wciągnął mnie na swoje ciało, a następnie wycisnął mokry pocałunek na moich ustach. Sprawiał, że byłam nim zauroczona coraz bardziej i bardziej.
- Justin.
- Hm. - mruknął, masując przy tym moje ramiona.
- Myślę, że nasza przyjaźń może mi nie wystarczyć. Będę chciała więcej i więcej. - szepnęłam, kładąc głowę na jego nagim torsie. Pachniał cudownie. Miał na sobie tylko satynowe spodnie od piżamy. Po moich słowach nagle zdrętwiał. Czy powiedziałam coś złego? Może on nie chciał się angażować.
- Spodziewałem się tego. - musnął czubek mojej głowy i dodał. - Zawsze będziesz moja.
- Nie chodzi mi o takie bycie, jak teraz.
- Wiem, skarbie. Nigdy nie pozwolę ci odejść, nie wyobrażam sobie, że mogłabyś być z kimś innym. Ale daj nam czas. - gdy tylko pokiwałam głową, on musiał uznać, że mnie uraził, więc po chwili dodał. - Boję się, że jeśli poświęcę dla ciebie wszystko, zostawisz mnie, jak Chanel. To tylko przykład, bo jesteś dla mnie ważniejsza i nie zniósłbym utraty ciebie.
- Poczekam. - po moich słowach, jego usta rozciągnęły się w seksownym uśmieszku. Był świadom tego, że cokolwiek się nie stanie, ja zawsze do niego wrócę. Nie było takiej rzeczy, która byłaby wstanie mnie od niego odciągnąć. Przyłożyłam usta do jego klatki piersiowej, którą delikatnie ucałowałam, a po chwili zassałam jego skórę, tworząc w tym miejscu malinkę. Justin zaśmiał się wesoło.
- Oznaczasz tereny, hm? - uniósł pytająco brew i pogładził moje nagie ramię. Miałam na sobie satynową koszulę nocną, która była bardzo króciutka i odkrywała zbyt wiele. - Jedź ze mną do Irlandii.
- Nie mogę. Ty spędzisz tam ponad tydzień, załatwiając swoje sprawy biznesowe. A ja dopiero zaczynam pracę w studiu.
- Mamy wystarczająco dużo pieniędzy. - mruknął. Wiedziałam, że trochę się zezłościł. Nie chciał mnie zostawiać na tak długi okres czasu, a podróży służbowej niestety nie mógł przełożyć.
- Ty masz. Ustaliliśmy już wcześniej, że zostaję. Pojadę z tobą następnym razem.
- Nie chciałabyś tylko zarządzać studiem? Pociągnąłbym za odpowiednie sznurki, zatrudnił porządnych ludzi. Ty od czasu do czasu byś tam zaglądała, zbijając na tym kupę forsy.
- Nawet nie żartuj. Fotografia to coś, co kocham i chcę to robić. - odpowiedziałam, pocierając lekko czoło.
- Możesz robić mi zdjęcia, kiedy chcesz. Zgódź się, Natalie. Wtedy będziemy spędzać razem cały czas.
- I szybciej ci się znudzę. - bąknęłam, zsuwając się na swoją stronę. - Chodźmy spać.
- Nigdy się tak nie stanie, aniołku. - Justin pocałował mnie w policzek, a po chwili pogładził to miejsce dłonią. - Śpij, maleńka.
*
W poniedziałkowy poranek Justin miał lecieć do Irlandii. Obiecałam, że odwiozę go na jego prywatne lotnisko. To znaczy, musiałam go dosyć długo do tego przekonywać, bo nie wierzył moim umiejętnościom, ale w końcu uległ. Oboje wstaliśmy około 7, aby wyrobić się ze wszystkim. Po wspólnym prysznicu ubrałam na siebie bieliznę, krótki biały top z dżerseju na grubych ramiączkach, a do tego ciemne dżinsy z wysokim stanem. Na stopy wsunęłam czarne botki na obcasie. Zabrałam również czarną torbę na ramię. Przy Justinie, który perfekcyjnie prezentował się w czarnym garniturze, wyglądałam, jak jego młodsza siostra.
- Pojedziemy moim SUVem. - rzucił, zapinając na nadgarstku zegarek.
- Nie wierzę, że pozwolisz mi prowadzić swoje cacko.
- To jeden z bezpieczniejszych samochodów. Auto mogę kupić nowe. Ważne jest to, aby tobie nie stała się krzywda. - mruknął i ucałował moje usta. Moje serce zabiło mocniej. Zarzuciłam ręce na jego ramiona, natomiast on ułożył swoje dłonie na moich biodrach. - Będę tęsknił.
- Ja też. Nie wytrzymam tygodnia bez ciebie. - szepnęłam, kreśląc różne wzorki na jego klatce piersiowej.
- Obiecaj mi, że będziesz grzeczna. Masz nie rozrabiać za dużo.
Skinęłam głową. Pół godziny później byliśmy w wyznaczonym miejscu. Kilku dobrze ubranych mężczyzn czekało na mojego Justina. Czy mogłam się o nim w ten sposób wypowiadać? Przecież podarował mi klucz od swojego serca. Napisał, że jest cały mój.
- Natalie, mówiłem poważnie o tym, że masz być grzeczna. Uważaj na siebie i dzwoń do mnie tak często, jak to tylko możliwe. Odpuść sobie imprezy w tym tygodniu.
- W środę i czwartek biorę sobie wolne, bo Jamie ma urodziny. Postaram się nie przesadzić z alkoholem.
- Będę się martwił. Odbieraj każdy telefon i odpisuj mi na smsy, skarbie. - nachylił się nieco do przodu i ujął moją twarz w dłonie, po czym mocno mnie pocałował. - Nie chcę lecieć.
- Ja też nie chcę, żebyś leciał, ale już czas. Faceci w czerni się niepokoją. - mruknęłam, jeszcze raz go całując. Odwróciłam się, on klepnął mnie lekko w pośladek i mrugnął, śmiejąc się cicho. Czym prędzej pognałam do auta.
***
Czy mam jeszcze pisać? Czyta to ktoś chociaż?
- To jeden z bezpieczniejszych samochodów. Auto mogę kupić nowe. Ważne jest to, aby tobie nie stała się krzywda. - mruknął i ucałował moje usta. Moje serce zabiło mocniej. Zarzuciłam ręce na jego ramiona, natomiast on ułożył swoje dłonie na moich biodrach. - Będę tęsknił.
- Ja też. Nie wytrzymam tygodnia bez ciebie. - szepnęłam, kreśląc różne wzorki na jego klatce piersiowej.
- Obiecaj mi, że będziesz grzeczna. Masz nie rozrabiać za dużo.
Skinęłam głową. Pół godziny później byliśmy w wyznaczonym miejscu. Kilku dobrze ubranych mężczyzn czekało na mojego Justina. Czy mogłam się o nim w ten sposób wypowiadać? Przecież podarował mi klucz od swojego serca. Napisał, że jest cały mój.
- Natalie, mówiłem poważnie o tym, że masz być grzeczna. Uważaj na siebie i dzwoń do mnie tak często, jak to tylko możliwe. Odpuść sobie imprezy w tym tygodniu.
- W środę i czwartek biorę sobie wolne, bo Jamie ma urodziny. Postaram się nie przesadzić z alkoholem.
- Będę się martwił. Odbieraj każdy telefon i odpisuj mi na smsy, skarbie. - nachylił się nieco do przodu i ujął moją twarz w dłonie, po czym mocno mnie pocałował. - Nie chcę lecieć.
- Ja też nie chcę, żebyś leciał, ale już czas. Faceci w czerni się niepokoją. - mruknęłam, jeszcze raz go całując. Odwróciłam się, on klepnął mnie lekko w pośladek i mrugnął, śmiejąc się cicho. Czym prędzej pognałam do auta.
***
Czy mam jeszcze pisać? Czyta to ktoś chociaż?
czwartek, 21 sierpnia 2014
Rozdział szósty. + nominacja.
Dzień powrotu do Nowego Jorku i wszystkich innych spraw z nim związanych, nastał zbyt szybko. Jamie strasznie się cieszyła, bo Jake miał po nas przyjechać. Na początku się na to nie zgadzałam, bo bałam się, że Justin coś wywęszy i również się tam pojawi. Ale na moje szczęście, był tylko Jake.
- A co to za dwie śliczności do mnie przyleciały. - mruknął, przytulając nas obie na powitanie. - Nieźle się opaliłyście. A ty, koleżanko, byłaś w gazecie, jak tańczysz na barze. W necie było milion filmików, jak kręcisz się na rurze. Justin omal nie padł z zazdrości. Czeka na ciebie na parkingu.
- Obiecałeś, że go nie będzie. - burknęłam, stając w miejscu.
- Ten kretyn przyjechał za mną, nawet nie wiem kiedy. Odchodził od zmysłów, jak się okazało, że zmieniłaś numer. Próbował cię namierzyć, ale chyba byłaś mądrzejsza, niż on. Zachował się, jak skończony frajer. I ja i matka przez te półtora tygodnia mieliśmy go dosyć.
- Okej, wyjdę, a jeśli mnie zaczepi, postaram się nie reagować, albo powiem mu, że nie mam ochoty na dyskusje z nim. - powiedziałam, ciągnąc swoją torbę. Tak naprawdę, Jamie i Jake mogli za mną biec. Justin wcale nie był na parkingu. Postawił swój sportowy wóz niemalże na chodniku, przy samym wejściu do budynku. Opierał się o maskę samochodu, nonszalancko trzymając dłonie w kieszeniach garnituru. Nim się obejrzałam, doskoczył do mnie i przyciągnął do siebie, głośno żegnając moich przyjaciół. W trybie natychmiastowym odepchnęłam go od siebie. - Nigdy więcej nie waż się mnie dotykać. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego, zrozumiałeś?
- Nie kochałem się z nią, rozumiesz, Natalie? Reporter akurat trafił na taki moment. Sam nie wiem, kiedy zasnąłem. Ona rozebrała mnie nad ranem i całowała. Odtrąciłem ją dla ciebie. Gdy wychodziłem, rzuciła się za mną, zaczęła się przytulać i tak dalej.
- To i tak niczego nie zmienia. Postanowiłam, że to koniec, Justin. Nie ma dla nas przyszłości.
- Natie, umierałem ze strachu o ciebie. Nie wiedziałem, co się z tobą dzieje. Na dodatek te zdjęcia, które ciągle były w gazetach, ci faceci. Nie mogłem się z tobą skontaktować, nie mogłem cię namierzyć, nic. A teraz jesteś tu, próbuję wszystko naprawić, a ty mnie odrzucasz.
- Justin, zostaw mnie w spokoju. To wszystko, to zbyt wiele dla mnie. Nie jestem przyjąć tego pakietu, który jest do ciebie dołączony. Żegnaj. - mruknęłam, po czym złożyłam mały pocałunek na jego czole. Ujęłam rączkę bagażu i ruszyłam w kierunku swojego domu.
- Nie dam ci odejść, Nat. Poczekam, aż odetchniesz. - oznajmił i wsiadł do auta, mocno trzaskając drzwiami.
- A co to za dwie śliczności do mnie przyleciały. - mruknął, przytulając nas obie na powitanie. - Nieźle się opaliłyście. A ty, koleżanko, byłaś w gazecie, jak tańczysz na barze. W necie było milion filmików, jak kręcisz się na rurze. Justin omal nie padł z zazdrości. Czeka na ciebie na parkingu.
- Obiecałeś, że go nie będzie. - burknęłam, stając w miejscu.
- Ten kretyn przyjechał za mną, nawet nie wiem kiedy. Odchodził od zmysłów, jak się okazało, że zmieniłaś numer. Próbował cię namierzyć, ale chyba byłaś mądrzejsza, niż on. Zachował się, jak skończony frajer. I ja i matka przez te półtora tygodnia mieliśmy go dosyć.
- Okej, wyjdę, a jeśli mnie zaczepi, postaram się nie reagować, albo powiem mu, że nie mam ochoty na dyskusje z nim. - powiedziałam, ciągnąc swoją torbę. Tak naprawdę, Jamie i Jake mogli za mną biec. Justin wcale nie był na parkingu. Postawił swój sportowy wóz niemalże na chodniku, przy samym wejściu do budynku. Opierał się o maskę samochodu, nonszalancko trzymając dłonie w kieszeniach garnituru. Nim się obejrzałam, doskoczył do mnie i przyciągnął do siebie, głośno żegnając moich przyjaciół. W trybie natychmiastowym odepchnęłam go od siebie. - Nigdy więcej nie waż się mnie dotykać. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego, zrozumiałeś?
- Nie kochałem się z nią, rozumiesz, Natalie? Reporter akurat trafił na taki moment. Sam nie wiem, kiedy zasnąłem. Ona rozebrała mnie nad ranem i całowała. Odtrąciłem ją dla ciebie. Gdy wychodziłem, rzuciła się za mną, zaczęła się przytulać i tak dalej.
- To i tak niczego nie zmienia. Postanowiłam, że to koniec, Justin. Nie ma dla nas przyszłości.
- Natie, umierałem ze strachu o ciebie. Nie wiedziałem, co się z tobą dzieje. Na dodatek te zdjęcia, które ciągle były w gazetach, ci faceci. Nie mogłem się z tobą skontaktować, nie mogłem cię namierzyć, nic. A teraz jesteś tu, próbuję wszystko naprawić, a ty mnie odrzucasz.
- Justin, zostaw mnie w spokoju. To wszystko, to zbyt wiele dla mnie. Nie jestem przyjąć tego pakietu, który jest do ciebie dołączony. Żegnaj. - mruknęłam, po czym złożyłam mały pocałunek na jego czole. Ujęłam rączkę bagażu i ruszyłam w kierunku swojego domu.
- Nie dam ci odejść, Nat. Poczekam, aż odetchniesz. - oznajmił i wsiadł do auta, mocno trzaskając drzwiami.
*
Gdy następnego dnia przyszłam do pracy, wszyscy byli zachwyceni moją opalenizną. Twierdzili, że wyglądam, jak nowo narodzona. Gdyby nie sytuacja z Justinem, tak też bym się czuła, ale cóż. Westchnęłam cicho, siadając za swoim biurkiem. Nie wiedziałam, czy mam dziś jakieś sesje. Na pewno będę musiała przerobić kilka zdjęć, na co oczywiście chętnie bym przystała. Chwilę później do mojego gabinetu weszła przełożona, z plikiem kartek w dłoni.
- Góra zadecydowała, że masz odejść, Natalie. Przy okazji, to koperta od szefa. - mruknęła, podając mi wypowiedzenie, oraz dużą, ciężką kopertę.
- Dlaczego mnie zwalniają? Co zrobiłam źle? - spytałam, opierając twarz na dłoniach. Byłam załamana. To wszystko, to na pewno sprawka Justina. Mści się na mnie za to, że go zostawiłam. Margaret wzruszyła lekko ramionami, a następnie opuściła pomieszczenie. Powoli otworzyłam kopertę. Były w niej trzy klucze i na małym kawałku drewna, ktoś wyrył napis.
Pierwszy klucz jest od mojego domu, drugi od twojego nowego studia, a trzeci od serca. Cały jestem twój.
J.
Delikatnie przycisnęłam do siebie drewienko, oddychając powoli. Zaskoczył mnie ten romantyczny gest z jego strony. Kluczyk do jego serca był złoty. Miał długą lufę i kończył się niewielkim sercem, na którym wygrawerowana była data naszego pierwszego spotkania. Miałam ochotę mocno go teraz uściskać, ale nie mogłam tego zrobić. Postanowiłam, że gdy już się uporam z rzeczami w biurze, pojadę do niego i oddam to wszystko. Zakończyłam naszą przygodę, więc nie mogę mieć kluczy od jego domu i tak dalej.
*
Drzwi od penthouse'a Justina otworzyłam sama. Nie uprzedzałam go, że przyjadę. W ten sposób mogłam go zaskoczyć. Może teraz był z Samantą? Jednak on siedział w ciszy w salonie i pisał coś na swoim laptopie. Wyglądał strasznie. Chyba był trochę podłamany. Jego twarz okalał drobny zarost, którego wcześniej musiałam nie zauważyć. Miał na sobie nisko opuszczone spodnie od garnituru, a koszulę wyjął na wierzch i rozpiął do połowy, więc nie wyglądał zbyt elegancko. Musiał być zdruzgotany. Po raz pierwszy czułam się w ten sposób. Położyłam klucze na stoliku i ponownie wróciłam na swoje miejsce, splatając obie dłonie.
- Przyszłam ci je oddać. Nie chcę niczego od ciebie, Justin. - wymamrotałam, wzdychając bezgłośnie. Mężczyzna przeczesał palcami swoje włosy i mruknął chrapliwie. Chyba trochę go tym zezłościłam.
- Mogę zabrać klucz od mojego mieszkania, ale reszta należy do ciebie. To studio nie jest mi potrzebne, a ten ostatni klucz, to prawda. Chcę, abyś go zatrzymała na pamiątkę, Natalie.
- Chyba nie jestem w stanie przyjąć tak drogiego prezentu. - odparłam.
- Wybudowano je dla ciebie i tak ma pozostać, Nat. W sobotę masz w nim coś na podobieństwo parapetówki.
Skinęłam głową. Musiałam, jak najszybciej stamtąd wyjść. Bycie z Justinem tak blisko sprawiało, że mój mózg przestawał normalnie funkcjonować. Doprowadzał mnie do szaleństwa. Odwróciłam się i zaczęłam pospiesznie wychodzić.
- Natalie. - powiedział cicho szatyn, więc odwróciłam się do niego przodem. - Chciałem ci powiedzieć, że zerwałem wszelki kontakt z Sam. Wiem, że od razu do mnie nie wrócisz, ale to jedyne, na czym mi w tej chwili zależy.
Słysząc to, uśmiechnęłam się subtelnie. Rzuciłam torebkę na ziemię i podbiegłam do szatyna, tym samym wskakując prosto w jego ramiona.
- Och, kotku. - szepnął, mocno mnie przytulając. Podniósł moje ciało do góry i musnął moje wargi. - Tak za tobą tęskniłem.
- Ja za tobą też. - odszepnęłam, wtulając twarz w zagłębienie jego szyi.
- Naprawdę nic z nią wtedy nie robiłem. Sam twierdziła, że ktoś chce się do niej wkraść. Gdy jej powiedziałem, że muszę do ciebie wrócić, ona się wkurzyła. Trochę za dużo wypiliśmy, więc zostałem u niej do rana. Obudziłem się, a ona akurat zaczęła mnie rozbierać, stąd ta szminka na moim ciele. - oznajmił, patrząc mi prosto w oczy. - Musisz wiedzieć, że pragnę tylko i wyłącznie ciebie, Natalie. Nie odchodź już nigdy więcej ode mnie.
****
Dzięki za nominację: http://carter-evans.blogspot.com/
- Ja za tobą też. - odszepnęłam, wtulając twarz w zagłębienie jego szyi.
- Naprawdę nic z nią wtedy nie robiłem. Sam twierdziła, że ktoś chce się do niej wkraść. Gdy jej powiedziałem, że muszę do ciebie wrócić, ona się wkurzyła. Trochę za dużo wypiliśmy, więc zostałem u niej do rana. Obudziłem się, a ona akurat zaczęła mnie rozbierać, stąd ta szminka na moim ciele. - oznajmił, patrząc mi prosto w oczy. - Musisz wiedzieć, że pragnę tylko i wyłącznie ciebie, Natalie. Nie odchodź już nigdy więcej ode mnie.
****
Dzięki za nominację: http://carter-evans.blogspot.com/
PYTANIA:
1. Jak zaczęła się twoja historia z pisaniem?
- Czytam dużo książek, więc pomyślałam, że sama coś mogę napisać. Czytałam kiedyś również różne blogi i pomyślałam, że spróbuję.
2. Gdzie szukasz inspiracji?
2. Gdzie szukasz inspiracji?
- Nigdzie. Czasem oglądam jakiś film i mnie natchnie, czasem kogoś zobaczę, jak po prostu z kimś rozmawia i to mi dużo daje.
3. W jakim wieku jesteś?
3. W jakim wieku jesteś?
- Mam 18 lat.
4. Co daje ci satysfakcję?
4. Co daje ci satysfakcję?
- Jak osiągam coś, o co się staram.
5. Jakiego typu książki czytasz, lubisz?
5. Jakiego typu książki czytasz, lubisz?
- O narkotykach i romantyczne.
6. Jaki film/książka zmusiła cię do myślenia, zainspirowała i czy tworzysz na jej podstawie swoje opowiadanie?
6. Jaki film/książka zmusiła cię do myślenia, zainspirowała i czy tworzysz na jej podstawie swoje opowiadanie?
- Zainspirował mnie dotyk Crossa, Grey i tak dalej. Może jest tam jakieś podobieństwo. A do myślenia zmusiła mnie książka Milion małych kawałków.
7. Ulubiony film?
7. Ulubiony film?
- Nie ma.
8. Gdy miałaś chwilę słabości, to czy planowałaś na zawsze skończyć z pisaniem?
8. Gdy miałaś chwilę słabości, to czy planowałaś na zawsze skończyć z pisaniem?
- Tak i to chyba moje ostatnie opowiadanie.
9. Jakie plany wiążesz na przyszłość i czy dotyczą one pisania?
9. Jakie plany wiążesz na przyszłość i czy dotyczą one pisania?
- Chcę zostać psychologiem. Nie, ludzie by mnie wyśmiali, gdybym napisała jakąś książkę.
10. Jesteś szczęśliwa?
10. Jesteś szczęśliwa?
- Sama nie wiem.
11. Kto jest twoim idolem ?
11. Kto jest twoim idolem ?
- Nie mam.
NIKOGO NIE NOMINUJĘ, BO NIE CZYTAM ŻADNYCH BLOGÓW. DZIĘKI ZA KOMENTARZE, LUDZIE!!! PA.
wtorek, 12 sierpnia 2014
Rozdział piąty.
Powoli otworzyłam drzwi, za którymi stał już Justin. Uśmiechnął się leniwie i wtargnął do środka, nie pytając nawet o pozwolenie. Nie podał konkretnego powodu, dla którego się tu znalazł. Nachylił się, pocałował mnie i pociągnął na górę, posyłając nienawistne spojrzenie swojemu bratu. Jęknęłam w myślach, idąc za nim. Gdy znaleźliśmy się w moim pokoju, usiadłam na łóżku. Dopiero teraz zauważyłam, że szatyn ma ze sobą małą torbę, którą zazwyczaj nosi się na siłownię. Zamknął drzwi na klucz i wgramolił się na łóżko. Pech chciał, że na łóżku stał laptop, którego nie wyłączyłam. Zostawiłam otworzoną stronę, na której bukowałam bilety, stronę, na której były zdjęcia Justina z jakąś lafiryndą, artykuł odnoszący się do Chanel i coś o mnie i o nim. Po wyrazie jego twarzy zrozumiałam, że się zezłościł.
- Lecisz do Tajlandii i nic mi nie powiedziałaś? - fuknął urażony, podnosząc się z mojego łóżka. Stanęłam przed nim. Górował nade mną wzrostem. Czułam się teraz, jak małe dziecko. - A na dodatek mnie sprawdzasz. Nie mogłaś zaczekać, aż sam ci coś powiem na temat Chanel i Samanty?
- Potrzebuję odpoczynku. Ty także miałeś prawo mnie sprawdzić. A po twoim zachowaniu wnioskuję, że na pewno to zrobiłeś. Nie wykazałeś zainteresowania tym, co powiedziałam ci w samochodzie, bo już to wiedziałeś. - burknęłam, zakładając ręce na klatce piersiowej. Jak on mógł się tak zachowywać?
- Od czego chcesz odpocząć? Bo gdyby nie ode mnie, powiedziałabyś, że potrzebujesz wakacji i lecimy razem. Uciekasz. A prosiłem, abyś nie wychodziła, bo nabierzesz wątpliwości. - mruknął, zbliżając się do mnie. Wiedziałam, jak to się skończy. Będzie grzeczny, abym ja uwierzyła we wszystko i wróciła z nim do penthouse'u.
- Nie zbliżaj się do mnie. - warknęłam, odpychając go, ale on złapał mocno moje nadgarstki i przyciągnął do siebie, zamykając w szczelnym uścisku.
- Uspokój się, Natalie. - wymamrotał, kołysząc naszymi ciałami. Dopiero teraz zauważyłam, że ma na sobie ciemnoszare dresy i czarną bokserkę, która perfekcyjnie podkreślała jego opaleniznę. Widziałam kilka tatuaży i jego potwornie szerokie ramiona. Byłam zauroczona jego wyglądem. Szatyn ujął dwoma palcami moją brodę i uniósł moją twarz ku górze. Ucałował subtelnie moje wargi, a następnie powiedział. - Nie będziemy się już kłócić, tak? Przestaniesz przede mną uciekać. Jeśli potrzebujesz czasu dla siebie, to dobrze. Nie będę wchodził ci w drogę, ale pozwól, że jutro odwiozę cię na lotnisko. Będziesz do mnie dzwonić i nie pozwolisz się tam nikomu podrywać. Do tego czasu studio będzie skończone.
- Mam rzucić swoją dotychczasową pracę? - spytałam, splatając ręce na jego karku. Justin przesunął swoje dłonie na moje biodra i gdy się odchylałam, mocno mnie trzymał, abym nie upadła.
- Byłoby najlepiej. - odparł, uśmiechając się. Potarł czubkiem nosa o mój nos, po czym dodał. - Mam pomysł. Wrócisz z Tajlandii i polecimy gdzieś razem, na kilka dni.
Tak naprawdę nie chcę nigdzie lecieć bez niego. To będzie straszne. Chociaż go wcale nie znam, przywiązuję się z każdym dniem coraz bardziej do niego.
- Pomyślimy o tym później. Muszę zacząć się pakować. - wymruczałam. Justin musnął moją szyję i pokiwał głową.
- Ja w tym czasie odpiszę na kilka mejli. - powiedział i usiadł na moim łóżku. Zdjął koszulkę, przez co prawie umarłam, a później wyjął z torby laptopa i zaczął skupiać się na swojej pracy. - Mogę zrobić sobie kawę?
- Zaraz ci przyniosę. - uśmiechnęłam się, wybiegając z pokoju. Justin był najprzystojniejszym facetem na świecie, a ja nie mogłam tego zaakceptować. Gdy kawa była już gotowa, a ja odpowiedziałam na kilka głupich pytań Jamie i Jake'a i przy okazji ochłonęłam, wróciłam do szatyna. Był całkowicie pochłonięty tym, co robił. Uśmiechnęłam się, zamykając cicho drzwi. Bieber zerknął na mnie, wziął kawę, którą chwilę później odstawił na nocną szafkę, przesunął laptop na bok i pociągnął mnie na swoje kolana.
- Będę za tobą bardzo tęsknił. - szepnął, wsuwając palce pomiędzy moje włosy. Uśmiechnęłam się, przygryzając lekko dolną wargę. - Chcę, żebyś wiedziała, że ostatnio nie mogę się skupić na niczym innym, jak tylko na tobie. Mogę być na tyle zdesperowany, że znajdę cię nawet w Tajlandii, skarbie.
- Nie rób tego, Justin. Przyda nam się chwila rozłąki. Teraz cały czas spędzamy razem. Jeśli nie znajdziesz sobie żadnej innej przez ten czas, będziemy wiedzieli, że to wszystko ma sens.
- Obiecujesz, że będziesz grzeczna? - zapytał, patrząc mi prosto w oczy.
- Postaram się nie rozrabiać. A teraz wracaj do pracy. Na mnie czekają walizki. - powiedziałam, idąc do niewielkiej garderoby. Wrzuciłam kilka par krótkich spodenek, dwa stroje kąpielowe, całą masę koszulek, bieliznę. Gdy byłam w łazience i pakowałam kosmetyki, oraz wszelkie inne potrzebne rzeczy na wyjazd, Justin odebrał telefon. Nerwowo spacerował po pokoju. Niezbyt dokładnie słyszałam jego wypowiedzi. Wyrzucał z siebie strzępki zdań. Na dodatek był wkurzony. Zapięłam kosmetyczkę i chcąc przedostać się ponownie do garderoby, musiałam wejść do pokoju. Bieber nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Dalej prowadził konwersację. Przez chwilę myślałam, że chodzi o jego pracę, ale zdrętwiałam słysząc jego następne zdanie.
- Dobrze, Sam. Zaraz do ciebie przyjadę. - westchnął cicho, po czym się rozłączył. Wszedł tuż za mną do garderoby. Klęczałam teraz nad walizką, plecami do niego. Kimkolwiek była ta kobieta, już jej nie lubiłam. Widziałam na zdjęciach, że klei się do niego. Na dodatek wyglądała, jak suka i była jakieś pięć, może sześć lat starsza od Justina. Wiedziałam, że chce go mieć tylko dla siebie. Tym bardziej, że wyszły moje zdjęcia i Biebera. Może i nie miała pojęcia, kim jestem, ale to, że Justin kogoś ma, wystarczało w zupełności. Justin klęknął obok mnie i ujął moją twarz w dłonie. Mocno pocałował mnie w usta i oznajmił. - Muszę jechać na chwilę do Samanty. Z nią bywa różnie i mogę równie dobrze wrócić w nocy. Nie martw się niczym. Na pewno odwiozę cię na lotnisko, maluszku.
Skinęłam głową i przytuliłam go na pożegnanie.
Lot do Tajlandii zajął nam dużo czasu. Bardzo, bardzo dużo. Ale widoki były niesamowite. To wynagrodziło mi nawet, że Justin nie dość, że nie przyjechał, to nie dał znaku życia. Nie odwiózł mnie również na lotnisko. Sam musiała mu zawrócić w głowie, albo po prostu nie byłam dla niego zbytnio ważna. Westchnęłam cicho, ogarniając wzrokiem pokój. Był piękny i ogromny. Być może nawet za duży, jak dla mnie i James. Postawiłam walizkę przy łóżku, które znajdowało się obok okna. Jamie zrobiła obrażoną minę, co skomentowałam wesołym wybuchem śmiechu. W tym samym momencie zawibrował mój telefon. Okazało się, że mam nową wiadomość na skrzynce pocztowej. Ostatnio ustawiłam powiadomienia, dotyczące nowych artykułów Justina. Powoli otworzyłam wiadomość i odnalazłam stronę, dotyczącą spotkania Biebera z Samantą Perkins. Wszędzie huczało, że to ona jest tajemniczą kochanką Justina. Moje małe serce nie mogło tego wytrzymać, a i tak to nie było wszystko. Pod tekstem znajdowało się kilka zdjęć. Na jednym Justin wychodził od Sam, z bokserką przewieszoną przez ramię, spodnie wisiały nisko na jego biodrach, a na klatce piersiowej miał ślady szminki. Na dodatek, ona stała za nim i się przytulała. Nie wierzyłam własnym oczom. Nie przyjechał do mnie, bo pieprzył tą szmatę. U mnie był skreślony.
- Hej, co się stało? - spytała Jamie, siadając obok. Objęła mnie i mocno przytuliła. Wtedy się rozpłakałam. - To przez tego dupka? Co zrobił?
- Obiecał mi, że przyjedzie, ale tego nie zrobił. Miał nas odwieźć na lotnisko, ale wolał uprawiać seks ze swoją przyjaciółeczką. To tak strasznie boli, Jamie. - szepnęłam, cicho łkając. Ona pocieszająco pocierała moje plecy.
- Nie płacz, nie jest tego wart. On i Jake niczym się nie różnią. Chociaż tamten pieprzy mnie i trzyma się tylko tego.
- Dzięki za pocieszenie. - burknęłam, ocierając policzki. Jamie zaśmiała się uroczo.
- Bierz się w garść. Jesteśmy w niebie. Szykuj się i uderzamy na imprezę.
- Jeśli znowu będziemy cholernie pijane i trafimy na okładkę jakiegoś brukowca, to moja matka nas pozabija. - jęknęłam, uśmiechając się lekko. Jamie była osobą, która jako jedyna w magiczny sposób poprawiała mi humor.
- Oj, kiciu. Sama przyznasz, że dobrze się wtedy bawiłyśmy, prawda? Prawda. A teraz bierz prysznic i wskakuj w jakąś odlotową kieckę. - blondynka ochoczo klasnęła w dłonie.
- Sugerujesz, że śmierdzę?
- Odrobinę. Możesz tym odstraszyć potencjalnych kolesi. - mrugnęła do mnie, a gdy wstałam, klepnęła mnie w tyłek i popchnęła w kierunku łazienki. Zdecydowałam się wyłączyć telefon na cały pobyt tutaj, aby się nie denerwować. Przed tym, pozwoliłam wysłać Jamie smsa do Justina. Pisała oczywiście, jako ona. Kazała mu się odwalić, a dokładniej, spierdalać. Niby on nie obiecywał mi wielkiej miłości, ale to nie ja biegałam za nim, a on za mną i to nie ja jemu kazałam być grzeczna, tylko on mi. Później przełamałam kartę i wyrzuciłam ją do śmieci. A telefon zamierzałam oddać pierwszej lepszej napotkanej tu osobie. Nie chciałam, żeby Justin próbował mnie namierzyć.
- Zanim gdziekolwiek pójdziemy, musimy znaleźć sklep z telefonami. Potrzebuję nowego.
Jamie kiwnęła głową i poszła wziąć prysznic. W tym czasie upięłam włosy w kok, wsunęłam na swoje ciało czarną sukienkę w kwiaty, która od pasa w dół była mocno rozkloszowana, a do tego dobrałam czerwone koturny. Zdecydowałam się również na czarną ramoneskę, gdyby później zrobiło się chłodniej.
- Lecisz do Tajlandii i nic mi nie powiedziałaś? - fuknął urażony, podnosząc się z mojego łóżka. Stanęłam przed nim. Górował nade mną wzrostem. Czułam się teraz, jak małe dziecko. - A na dodatek mnie sprawdzasz. Nie mogłaś zaczekać, aż sam ci coś powiem na temat Chanel i Samanty?
- Potrzebuję odpoczynku. Ty także miałeś prawo mnie sprawdzić. A po twoim zachowaniu wnioskuję, że na pewno to zrobiłeś. Nie wykazałeś zainteresowania tym, co powiedziałam ci w samochodzie, bo już to wiedziałeś. - burknęłam, zakładając ręce na klatce piersiowej. Jak on mógł się tak zachowywać?
- Od czego chcesz odpocząć? Bo gdyby nie ode mnie, powiedziałabyś, że potrzebujesz wakacji i lecimy razem. Uciekasz. A prosiłem, abyś nie wychodziła, bo nabierzesz wątpliwości. - mruknął, zbliżając się do mnie. Wiedziałam, jak to się skończy. Będzie grzeczny, abym ja uwierzyła we wszystko i wróciła z nim do penthouse'u.
- Nie zbliżaj się do mnie. - warknęłam, odpychając go, ale on złapał mocno moje nadgarstki i przyciągnął do siebie, zamykając w szczelnym uścisku.
- Uspokój się, Natalie. - wymamrotał, kołysząc naszymi ciałami. Dopiero teraz zauważyłam, że ma na sobie ciemnoszare dresy i czarną bokserkę, która perfekcyjnie podkreślała jego opaleniznę. Widziałam kilka tatuaży i jego potwornie szerokie ramiona. Byłam zauroczona jego wyglądem. Szatyn ujął dwoma palcami moją brodę i uniósł moją twarz ku górze. Ucałował subtelnie moje wargi, a następnie powiedział. - Nie będziemy się już kłócić, tak? Przestaniesz przede mną uciekać. Jeśli potrzebujesz czasu dla siebie, to dobrze. Nie będę wchodził ci w drogę, ale pozwól, że jutro odwiozę cię na lotnisko. Będziesz do mnie dzwonić i nie pozwolisz się tam nikomu podrywać. Do tego czasu studio będzie skończone.
- Mam rzucić swoją dotychczasową pracę? - spytałam, splatając ręce na jego karku. Justin przesunął swoje dłonie na moje biodra i gdy się odchylałam, mocno mnie trzymał, abym nie upadła.
- Byłoby najlepiej. - odparł, uśmiechając się. Potarł czubkiem nosa o mój nos, po czym dodał. - Mam pomysł. Wrócisz z Tajlandii i polecimy gdzieś razem, na kilka dni.
Tak naprawdę nie chcę nigdzie lecieć bez niego. To będzie straszne. Chociaż go wcale nie znam, przywiązuję się z każdym dniem coraz bardziej do niego.
- Pomyślimy o tym później. Muszę zacząć się pakować. - wymruczałam. Justin musnął moją szyję i pokiwał głową.
- Ja w tym czasie odpiszę na kilka mejli. - powiedział i usiadł na moim łóżku. Zdjął koszulkę, przez co prawie umarłam, a później wyjął z torby laptopa i zaczął skupiać się na swojej pracy. - Mogę zrobić sobie kawę?
- Zaraz ci przyniosę. - uśmiechnęłam się, wybiegając z pokoju. Justin był najprzystojniejszym facetem na świecie, a ja nie mogłam tego zaakceptować. Gdy kawa była już gotowa, a ja odpowiedziałam na kilka głupich pytań Jamie i Jake'a i przy okazji ochłonęłam, wróciłam do szatyna. Był całkowicie pochłonięty tym, co robił. Uśmiechnęłam się, zamykając cicho drzwi. Bieber zerknął na mnie, wziął kawę, którą chwilę później odstawił na nocną szafkę, przesunął laptop na bok i pociągnął mnie na swoje kolana.
- Będę za tobą bardzo tęsknił. - szepnął, wsuwając palce pomiędzy moje włosy. Uśmiechnęłam się, przygryzając lekko dolną wargę. - Chcę, żebyś wiedziała, że ostatnio nie mogę się skupić na niczym innym, jak tylko na tobie. Mogę być na tyle zdesperowany, że znajdę cię nawet w Tajlandii, skarbie.
- Nie rób tego, Justin. Przyda nam się chwila rozłąki. Teraz cały czas spędzamy razem. Jeśli nie znajdziesz sobie żadnej innej przez ten czas, będziemy wiedzieli, że to wszystko ma sens.
- Obiecujesz, że będziesz grzeczna? - zapytał, patrząc mi prosto w oczy.
- Postaram się nie rozrabiać. A teraz wracaj do pracy. Na mnie czekają walizki. - powiedziałam, idąc do niewielkiej garderoby. Wrzuciłam kilka par krótkich spodenek, dwa stroje kąpielowe, całą masę koszulek, bieliznę. Gdy byłam w łazience i pakowałam kosmetyki, oraz wszelkie inne potrzebne rzeczy na wyjazd, Justin odebrał telefon. Nerwowo spacerował po pokoju. Niezbyt dokładnie słyszałam jego wypowiedzi. Wyrzucał z siebie strzępki zdań. Na dodatek był wkurzony. Zapięłam kosmetyczkę i chcąc przedostać się ponownie do garderoby, musiałam wejść do pokoju. Bieber nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Dalej prowadził konwersację. Przez chwilę myślałam, że chodzi o jego pracę, ale zdrętwiałam słysząc jego następne zdanie.
- Dobrze, Sam. Zaraz do ciebie przyjadę. - westchnął cicho, po czym się rozłączył. Wszedł tuż za mną do garderoby. Klęczałam teraz nad walizką, plecami do niego. Kimkolwiek była ta kobieta, już jej nie lubiłam. Widziałam na zdjęciach, że klei się do niego. Na dodatek wyglądała, jak suka i była jakieś pięć, może sześć lat starsza od Justina. Wiedziałam, że chce go mieć tylko dla siebie. Tym bardziej, że wyszły moje zdjęcia i Biebera. Może i nie miała pojęcia, kim jestem, ale to, że Justin kogoś ma, wystarczało w zupełności. Justin klęknął obok mnie i ujął moją twarz w dłonie. Mocno pocałował mnie w usta i oznajmił. - Muszę jechać na chwilę do Samanty. Z nią bywa różnie i mogę równie dobrze wrócić w nocy. Nie martw się niczym. Na pewno odwiozę cię na lotnisko, maluszku.
Skinęłam głową i przytuliłam go na pożegnanie.
*
- Hej, co się stało? - spytała Jamie, siadając obok. Objęła mnie i mocno przytuliła. Wtedy się rozpłakałam. - To przez tego dupka? Co zrobił?
- Obiecał mi, że przyjedzie, ale tego nie zrobił. Miał nas odwieźć na lotnisko, ale wolał uprawiać seks ze swoją przyjaciółeczką. To tak strasznie boli, Jamie. - szepnęłam, cicho łkając. Ona pocieszająco pocierała moje plecy.
- Nie płacz, nie jest tego wart. On i Jake niczym się nie różnią. Chociaż tamten pieprzy mnie i trzyma się tylko tego.
- Dzięki za pocieszenie. - burknęłam, ocierając policzki. Jamie zaśmiała się uroczo.
- Bierz się w garść. Jesteśmy w niebie. Szykuj się i uderzamy na imprezę.
- Jeśli znowu będziemy cholernie pijane i trafimy na okładkę jakiegoś brukowca, to moja matka nas pozabija. - jęknęłam, uśmiechając się lekko. Jamie była osobą, która jako jedyna w magiczny sposób poprawiała mi humor.
- Oj, kiciu. Sama przyznasz, że dobrze się wtedy bawiłyśmy, prawda? Prawda. A teraz bierz prysznic i wskakuj w jakąś odlotową kieckę. - blondynka ochoczo klasnęła w dłonie.
- Sugerujesz, że śmierdzę?
- Odrobinę. Możesz tym odstraszyć potencjalnych kolesi. - mrugnęła do mnie, a gdy wstałam, klepnęła mnie w tyłek i popchnęła w kierunku łazienki. Zdecydowałam się wyłączyć telefon na cały pobyt tutaj, aby się nie denerwować. Przed tym, pozwoliłam wysłać Jamie smsa do Justina. Pisała oczywiście, jako ona. Kazała mu się odwalić, a dokładniej, spierdalać. Niby on nie obiecywał mi wielkiej miłości, ale to nie ja biegałam za nim, a on za mną i to nie ja jemu kazałam być grzeczna, tylko on mi. Później przełamałam kartę i wyrzuciłam ją do śmieci. A telefon zamierzałam oddać pierwszej lepszej napotkanej tu osobie. Nie chciałam, żeby Justin próbował mnie namierzyć.
- Zanim gdziekolwiek pójdziemy, musimy znaleźć sklep z telefonami. Potrzebuję nowego.
Jamie kiwnęła głową i poszła wziąć prysznic. W tym czasie upięłam włosy w kok, wsunęłam na swoje ciało czarną sukienkę w kwiaty, która od pasa w dół była mocno rozkloszowana, a do tego dobrałam czerwone koturny. Zdecydowałam się również na czarną ramoneskę, gdyby później zrobiło się chłodniej.
*
Nie miałam pojęcia, która była godzina. Przed pójściem do klubu, kupiłam nowego iPhone'a i schowałam go głęboko w torebce, aby przypadkiem nie zgubić. Nie płaciłam nigdzie swoją kartą kredytową, bo przez to Justin również mógł mnie namierzyć. On nie był normalną osobą, a ja chciałam się od niego uwolnić. Tak pijana, jak w tej chwili, nie byłam nawet wtedy, gdy trafiłyśmy z Jamie na okładkę jakiejś gazety. Przez dłuższy czas tańczyłam na barze, a wokół mnie pojawiali się coraz to nowsi faceci. Co jakiś czas, ktoś błyskał mi fleszem po oczach, ale nie zwracałam na to uwagi. Chciałam się dobrze bawić i zapomnieć o wyczynie Justina.
piątek, 8 sierpnia 2014
Rozdział czwarty.
Długo stałam jeszcze tak wtulona w Justina. Marcus podniósł się, otarł krew z twarzy i chwiejnym krokiem wyszedł z siłowni.
- Wróć ze mną do domu, maleńka. Tam możemy ćwiczyć, ile tylko zechcesz. - mruknął, obejmując moją twarz dłońmi. Jego palce wślizgnęły się między moje włosy. - Tam będziesz bezpieczna.
- Dobrze. - odparłam, wtulając się w niego. - Nadal nie mogę uwierzyć, że dostałam kogoś takiego, jak ty. To jest nierealne.
- Czego nie możesz zrozumieć, Natalie? Co jest takiego, co nas poróżnia? Wiem, że nie chcesz moich pieniędzy, bo masz własne. Pracujesz tak samo, jak ja. Niewiele wiemy o sobie, ale to się zmieni w najbliższym czasie.
- Jesteś pieprzonym ideałem, Justin. Widzę, jak patrzą na ciebie kobiety, które cię otaczają. To jest nierealne. Spójrz tylko na mnie.
- Patrzę i wiesz, co widzę? Młodą, piękną kobietę, z wieloma możliwościami. Jesteś tak cudowna, tak inteligentna, śliczna, że nie wyobrażam sobie, by mogło zabraknąć cię w moim życiu. Czuję, że to mi się nigdy nie znudzi. Chcę i muszę cię chronić przed wszystkim. Pragnę cię, Natalie.
Westchnęłam, uśmiechając się. Uwielbiałam, gdy do mnie mówił. Koncentrowałam się na wszystkim, co było z nim związane. Gdy znaleźliśmy się już w samochodzie Justina, postanowiłam się odezwać.
- Możesz powiedzieć mi coś o sobie? - zerknęłam na niego, zapinając pas bezpieczeństwa. Justin odpalił silnik samochodu i nerwowo zacisnął dłonie na kierownicy.
- To zależy, co chcesz wiedzieć. - mruknął osowiale, wycofując samochód z parkingu. Nigdy wcześniej nie widziałam, jak prowadzi. Wyglądał tak seksownie, gdy skupiał się na drodze.
- Na przykład skąd pochodzisz, jak to się stało, że tak wiele osiągnąłeś, co lubisz najbardziej.
- Jestem z Nowego Jorku. Moi rodzice mieszkają na Manhattanie, niedaleko ciebie. Studiowałem prawo, ale to kompletnie nie moja bajka i zrezygnowałem na drugim roku. Mój ojciec był wściekły i zawiedziony. Dostałem dwie firmy od niego na próbę. Gdybym się nie sprawdził, musiałbym wrócić z powrotem na Harvard. Zarobione pieniądze zaoszczędziłem, zacząłem kupować nowe firmy, poszerzać horyzonty. To tyle, jeśli chodzi o moją pracę. Lubię sztukę i kino. I lubię też spędzać czas z tobą. - uśmiechnął się, po czym ujął swoją dłonią moją.
- Przez kilka pierwszych lat, gdy moja matka zaczynała dopiero swoją karierę, mieszkałam z ojcem w Karolinie Północnej. Potem ona sobie o mnie przypomniała i zabrała mnie do Nowego Jorku. Poznałam Eliota i Jamie. Zaczęłam studiować fotografię, a potem wylądowałam w Elle.
- Lubię twoją mamę. Jest świetnym kompanem. Kiedyś pracowaliśmy przy wspólnej kampanii. Próbowała mnie przekonać do spotkania z tobą, ale odmawiałem. Teraz bardzo tego żałuję.
Moja matka chciała, żebym spotykała się z Justinem? Moje policzki oblał delikatny rumieniec, na co Justin wesoło się zaśmiał.
- Miałem wtedy kogoś. Chanel popełniła samobójstwo, była w drugim miesiącu ciąży. Nie wiedziałem o tym. Nikt nie wie, dlaczego odeszła. - westchnął. Jego nerwowe zachowanie sprawiało, że nie wierzyłam do końca w to, co mówi. Chanel zabiła się, bo miała powód, który szatyn świetnie znał, ale nie chciał mi o tym mówić.
- Przykro mi z jej powodu.
- Mnie nie. Z pewnością i tak byśmy się rozstali. To nie była ta odpowiednia. - wzruszył beznamiętnie ramionami. Odniosłam wrażenie, że w ten sposób chce uciąć ten niewygodny temat. Będę musiała poprosić mojego dawnego przyjaciela Harrego, aby trochę powęszył. Jeśli Justin mnie nie poinformuje, sama się dowiem. - Zostaniesz dziś u mnie na noc? Bardzo bym tego chciał.
- Nie wiem, czy jest to najlepszy pomysł. Wtedy opuszczę kolejny dzień pracy. Poza tym, Jamie mnie teraz potrzebuję. Zjem z tobą kolację i wrócę do siebie.
- Przełożę telekonferencję i odwiozę cię do domu. Dałem wolne swojemu szoferowi, aby nigdzie się tu nie kręcił i nam nie przeszkadzał. - Bieber cmoknął mnie w skroń i pociągnął w kierunku windy. To był zły pomysł. Chciałam mu powiedzieć, że dostanę się sama do domu, ale on przycisnął mnie do ściany, wsunął dłonie pod moje uda i natarł swoim kroczem na moje. Winda cicho zapiszczała i się zatrzymała. Byliśmy dopiero pomiędzy 8, a 9 piętrem. Czy to możliwe, aby w tak drogim budynku, coś się zepsuło?
- Zatrzymałem ją. - wymruczał szatyn, jakby wyczuł, że się nad tym zastanawiam. Objęłam dłońmi jego szyję i mocniej oplotłam nogami jego biodra. Miał na sobie ten sam garnitur, który ubrał, gdy wychodziłam wcześniej od niego z domu. Spodnie delikatnie osunęły się w dół, ukazując bieliznę od Calvina Kleina. Uśmiechnęłam się, rozpinając powoli jego koszulę. Bieber łapczywie muskał moje usta.
***
I jak? Znowu dziękuję za tak dużą liczbę komentarzy. Mam nadzieję, że teraz znowu przybędzie czytelników i każdy zostawi coś po sobie. To od Was zależy, kiedy dodam nowy rozdział. Im więcej komentarzy, tym szybciej będzie nowy. Miłego dnia.
- Wróć ze mną do domu, maleńka. Tam możemy ćwiczyć, ile tylko zechcesz. - mruknął, obejmując moją twarz dłońmi. Jego palce wślizgnęły się między moje włosy. - Tam będziesz bezpieczna.
- Dobrze. - odparłam, wtulając się w niego. - Nadal nie mogę uwierzyć, że dostałam kogoś takiego, jak ty. To jest nierealne.
- Czego nie możesz zrozumieć, Natalie? Co jest takiego, co nas poróżnia? Wiem, że nie chcesz moich pieniędzy, bo masz własne. Pracujesz tak samo, jak ja. Niewiele wiemy o sobie, ale to się zmieni w najbliższym czasie.
- Jesteś pieprzonym ideałem, Justin. Widzę, jak patrzą na ciebie kobiety, które cię otaczają. To jest nierealne. Spójrz tylko na mnie.
- Patrzę i wiesz, co widzę? Młodą, piękną kobietę, z wieloma możliwościami. Jesteś tak cudowna, tak inteligentna, śliczna, że nie wyobrażam sobie, by mogło zabraknąć cię w moim życiu. Czuję, że to mi się nigdy nie znudzi. Chcę i muszę cię chronić przed wszystkim. Pragnę cię, Natalie.
Westchnęłam, uśmiechając się. Uwielbiałam, gdy do mnie mówił. Koncentrowałam się na wszystkim, co było z nim związane. Gdy znaleźliśmy się już w samochodzie Justina, postanowiłam się odezwać.
- Możesz powiedzieć mi coś o sobie? - zerknęłam na niego, zapinając pas bezpieczeństwa. Justin odpalił silnik samochodu i nerwowo zacisnął dłonie na kierownicy.
- To zależy, co chcesz wiedzieć. - mruknął osowiale, wycofując samochód z parkingu. Nigdy wcześniej nie widziałam, jak prowadzi. Wyglądał tak seksownie, gdy skupiał się na drodze.
- Na przykład skąd pochodzisz, jak to się stało, że tak wiele osiągnąłeś, co lubisz najbardziej.
- Jestem z Nowego Jorku. Moi rodzice mieszkają na Manhattanie, niedaleko ciebie. Studiowałem prawo, ale to kompletnie nie moja bajka i zrezygnowałem na drugim roku. Mój ojciec był wściekły i zawiedziony. Dostałem dwie firmy od niego na próbę. Gdybym się nie sprawdził, musiałbym wrócić z powrotem na Harvard. Zarobione pieniądze zaoszczędziłem, zacząłem kupować nowe firmy, poszerzać horyzonty. To tyle, jeśli chodzi o moją pracę. Lubię sztukę i kino. I lubię też spędzać czas z tobą. - uśmiechnął się, po czym ujął swoją dłonią moją.
- Przez kilka pierwszych lat, gdy moja matka zaczynała dopiero swoją karierę, mieszkałam z ojcem w Karolinie Północnej. Potem ona sobie o mnie przypomniała i zabrała mnie do Nowego Jorku. Poznałam Eliota i Jamie. Zaczęłam studiować fotografię, a potem wylądowałam w Elle.
- Lubię twoją mamę. Jest świetnym kompanem. Kiedyś pracowaliśmy przy wspólnej kampanii. Próbowała mnie przekonać do spotkania z tobą, ale odmawiałem. Teraz bardzo tego żałuję.
Moja matka chciała, żebym spotykała się z Justinem? Moje policzki oblał delikatny rumieniec, na co Justin wesoło się zaśmiał.
- Miałem wtedy kogoś. Chanel popełniła samobójstwo, była w drugim miesiącu ciąży. Nie wiedziałem o tym. Nikt nie wie, dlaczego odeszła. - westchnął. Jego nerwowe zachowanie sprawiało, że nie wierzyłam do końca w to, co mówi. Chanel zabiła się, bo miała powód, który szatyn świetnie znał, ale nie chciał mi o tym mówić.
- Przykro mi z jej powodu.
- Mnie nie. Z pewnością i tak byśmy się rozstali. To nie była ta odpowiednia. - wzruszył beznamiętnie ramionami. Odniosłam wrażenie, że w ten sposób chce uciąć ten niewygodny temat. Będę musiała poprosić mojego dawnego przyjaciela Harrego, aby trochę powęszył. Jeśli Justin mnie nie poinformuje, sama się dowiem. - Zostaniesz dziś u mnie na noc? Bardzo bym tego chciał.
- Nie wiem, czy jest to najlepszy pomysł. Wtedy opuszczę kolejny dzień pracy. Poza tym, Jamie mnie teraz potrzebuję. Zjem z tobą kolację i wrócę do siebie.
- Przełożę telekonferencję i odwiozę cię do domu. Dałem wolne swojemu szoferowi, aby nigdzie się tu nie kręcił i nam nie przeszkadzał. - Bieber cmoknął mnie w skroń i pociągnął w kierunku windy. To był zły pomysł. Chciałam mu powiedzieć, że dostanę się sama do domu, ale on przycisnął mnie do ściany, wsunął dłonie pod moje uda i natarł swoim kroczem na moje. Winda cicho zapiszczała i się zatrzymała. Byliśmy dopiero pomiędzy 8, a 9 piętrem. Czy to możliwe, aby w tak drogim budynku, coś się zepsuło?
- Zatrzymałem ją. - wymruczał szatyn, jakby wyczuł, że się nad tym zastanawiam. Objęłam dłońmi jego szyję i mocniej oplotłam nogami jego biodra. Miał na sobie ten sam garnitur, który ubrał, gdy wychodziłam wcześniej od niego z domu. Spodnie delikatnie osunęły się w dół, ukazując bieliznę od Calvina Kleina. Uśmiechnęłam się, rozpinając powoli jego koszulę. Bieber łapczywie muskał moje usta.
*
Justin dosyć długo upierał się przy tym, że mam zostać u niego. Twierdził, że mogę nabrać wątpliwości, co do naszej znajomości. I tu się nie mylił. Tuż po opuszczeniu jego eleganckiego penthouse'a, zaczęłam się zastanawiać, jak mogę dopuszczać do tego wszystkiego. Justin chce ode mnie seksu. Przynajmniej tak mi się wydawało. Bo albo uprawialiśmy seks, albo przed nim uciekałam. Nie robiliśmy nic innego. Gdy dotarłam do mieszkania, którego dzieliłam z Jamie, postanowiłam wziąć sobie urlop. Potrzebowałam teraz odpoczynku. Wtargnęłam do pokoju James, aby oznajmić jej, że wyjeżdżamy na wakacje. Zastałam ją z Jakem. Kochali się. Po cichu wycofałam się z pomieszczenia i poszłam do siebie. Wyjęłam telefon z torby i położyłam go na szafce nocnej. Justin dzwonił do mnie dwukrotnie. Przecież miałam go poinformować o tym, że wróciłam do domu. Napisałam mu tylko smsa. Gdybym zadzwoniła, wyczułby, że coś nie gra i od razu tu przyjechał. Więc powiedziałam, że jestem już w domu, jestem cała i idę spać. Życzył mi dobrej nocy, ale już nie odpowiedziałam. Idąc do łazienki, zabrałam ze sobą laptop. I ja i Jamie potrzebowałyśmy miejsca, w którym mogłybyśmy leżeć nad basenem i się wygrzewać. Do tego miałam nadzieję, na ciekawe zakątki, które utkną mi w pamięci na dłużej. Zarezerwowałam nam bilety do Tajlandii. Byłam kilka razy w Azji razem z moją matką, która ciągle podróżowała po świecie. Tam spokojnie mogłam pomyśleć nad tym, czego chcę i jak dalej będzie wyglądało to, co jest między mną, a Bieberem. Samolot miałyśmy jutro o 19:06. W google wpisałam 'Justin Bieber' i włączałam wszystkie artykuły, które się wyświetliły, po kolei. W jednym było moje zdjęcie moje i Justina, jak wychodziliśmy z siłowni. Miałam bluzę szatyna na sobie, a duży kaptur opadał mi na twarz. Byłam pochylona. Na innym, Justin wynosił mnie z klubu. Byłam okryta jego kurtką, więc również nikt nie mógł wiedzieć, że tam na tym zdjęciu jestem ja. Autor tego tekstu zastanawiał się nad tym, kim jestem. Wiązał Justina z jakąś kobietą, której nie znałam, ale byli na wspólnym zdjęciu. W internecie znalazłam jeszcze kilka innych ich wspólnych zdjęć. Musieli dobrze się znać, ponieważ było kilka fotek, gdy się przytulają, całują w policzek i tym podobne. Dokopałam się też do artykułów na temat Chanel. Była piękna. Miała włosy w odcieniu ciemnego blondu, była wysoka, szczupła i mogła się szczycić nienagannymi kształtami. Justin na każdym zdjęciu patrzył na nią z miłością. Były również zdjęcia pobitej Chanel. Czy to możliwe, żeby Justin jej to zrobił? Jakiś potwór zrobił zdjęcie Chanel, gdy leżała na chodniku. Musiała wyskoczyć z okna. Było to miejsca przy budynku, w którym mieszkał Justin. Wzdrygnęłam się. Uznałam, że na dziś wystarczy mi wieści ze świata Justina. Wyszłam z nieco chłodnej już wody i owinęłam swoje ciało ręcznikiem. Ubrałam na siebie długi t-shirt i stringi, a następnie zeszłam na dół. W kuchni Jamie i Jake pili kawę.
- Lecimy jutro do Tajlandii. - oznajmiłam, nalewając sobie cieczy do kubka. Jamie niemalże się zachłysnęła.
- Super. Mogłaś mi o tym powiedzieć jutro rano.
- Dopiero zarezerwowałam bilety. Jeśli nie chcesz, zaproszę Eliota. - mruknęłam, siadając na barowym krześle, na przeciwko Jake'a.
- Jasne, że lecę z tobą. Tylko się wygłupiam. - puściła mi oczko, po czym zachichotała wesoło. Cała James.
- Justin powiedział dziś matce, że jutro będziesz z nim na przyjęciu ogrodowym.
- Nie wspominał mi nic o tym. A zresztą, muszę trochę odpocząć. To wszystko za szybko się dzieje.
- Jego była wyskoczyła z okna, bo nie mogła znieść jego nadopiekuńczości i zaborczości. Ty wylatujesz z kraju. Justin musi być fatalnym facetem.
- Lubię go, ale to jest za wiele, jak dla mnie. On jest zbyt perfekcyjny.
- Słyszałem, że buduje dla ciebie studio fotograficzne. - rzucił Jake z ironicznym uśmieszkiem. Mentalnie uderzyłam się w czoło.
- Koleś, którego znasz dwa, trzy dni, buduje dla ciebie studio, a ty uciekasz?
- Lepiej sprawdź, czy do ciebie nie dzwonił. Nie odbierzesz telefonu w ciągu dziesięciu minut, a on tu zaraz będzie.
- Powiedziałam mu, że idę spać. Chyba nie zachce mu się nocnych odwiedzin.
- Ten frajer właśnie parkuje samochód na podjeździe. - zaśmiał się Jake, spokojnie upijając łyk kawy. Nerwowo potarłam swoje dłonie, wstałam z krzesła i podeszłam do drzwi.***
I jak? Znowu dziękuję za tak dużą liczbę komentarzy. Mam nadzieję, że teraz znowu przybędzie czytelników i każdy zostawi coś po sobie. To od Was zależy, kiedy dodam nowy rozdział. Im więcej komentarzy, tym szybciej będzie nowy. Miłego dnia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)