niedziela, 16 sierpnia 2015

II. Rozdział pierwszy.

Otwieram powoli powieki. Razi mnie mocne światło i jasne ściany. Nie mam pojęcia, gdzie jestem. Wiem tylko, że chce mi się pić. Jęczę cicho, gdy próbuję się poruszyć.
- Podaj jej wodę. - słyszę czyjś głos, ale chyba go nie znam. Ktoś przykłada zimną szklankę do moich ust. Upijam kilka łyków i gaszę pragnienie. Gdy moje oczy przyzwyczajają się do jasności, widzę obok swojego łóżka Justina. Trzyma moją dłoń i subtelnie się uśmiecha. Obok łóżka stoi lekarz. - Jak się czujesz?
- Nawet dobrze. - odpowiadam. - Boli mnie noga i głowa.
- Miałaś dużo szczęścia. - mruczy, sprawdzając kroplówkę. Jestem podłączona do jakichś urządzeń, ale dokładnie nie mam pojęcia, co to jest. - Gdyby było coś nie tak, zawołaj mnie, Justin. A jeśli zostaniesz sama...
- Nie zostanie sama. - oznajmia szybko Justin, nie pozwalając skończyć lekarzowi. Wydaje mi się, że go zna. Albo po prostu, jak zawsze, wydał dość dużą ilość pieniędzy na ten budynek.
- Tam z boku, na łóżku, są takie małe przyciski. Jeśli coś będzie się działo, naciśnij czerwony, Natalie. - kiwam lekko głową, a on obdarza mnie przyjaznym uśmiechem. - Justin, mam już poprosić Jake'a?
- Jeszcze nie. Sam go zawołam. - mamrocze cicho. Lekarz wychodzi i zostaję sama z Justinem. Opieram się wygodnie o dużą, białą poduszkę. Sala jest przestronna, a ja jestem sama.
- Tak się cieszę, że już się obudziłaś. - szepcze, składając lekki pocałunek na moim czole. Dopiero teraz zauważam, że moja głowa jest ciasno owinięta bandażem. - Przepraszam, że nie przyjechałem na czas. Pamiętasz cokolwiek z tego zdarzenia?
Zastanawiam się nad tym, co się wydarzyło. Wiem, że Sam przyprowadziła Chanel. Później mnie dotkliwie pobiły, kazały mi zostawić Justina. I na tym się kończy.
- Pamiętam tylko początek. Sam przyszła z Chanel, powiedziały, że zamknąłeś ją w szpitalu psychiatrycznym, że mam się od ciebie odczepić. Potem Chanel rzuciła się na mnie, uderzyłam głowę o ścianę. - tu mój głos się załamuje, a Justin głaszcze mnie pocieszająco, kręcąc głową na znak, bym przestała, ale ja mówię dalej. - Sam mnie kopała, biły mnie ciągle, plułam krwią, Chanel rzuciła mną o podłogę i reszty nie pamiętam.
- Byłaś w śpiączce przez ponad półtora tygodnia. - mówi cicho, przyciskając moją dłoń do swoich ust. Pragnę, by mnie przytulił. Ale cieszy mnie jego bliskość. - Chanel jest znowu w szpitalu, a Sam w areszcie śledczym, dopóki nie wyjdziesz stąd. Wniosłem oskarżenie. Sam dopilnuję tego, aby się z nich nie oczyściła.
- Powiedziały mi, że zamkniesz mnie w psychiatryku tak, jak Chan. - chrypię, a szatyn zaciska mocno powieki.
- Nigdy. Chanel naprawdę zwariowała. Już wcześniej leczyła się na schizofrenię, a gdy przestała brać leki, jej choroba się pogłębiała. Raz prawie nas spaliła. Nie zamknąłbym jej tam, bez powodu. - odpowiada. Uśmiecham się do niego. Znowu chce mi się pić. Justin przykłada mi szklankę z wodą do ust, a ja powolutku piję.
- Jest jeszcze coś, o czym muszę ci powiedzieć. Niekoniecznie będziesz z tego zadowolona. - mruczy tak, że ledwo go rozumiem. Patrzę na niego z oczekiwaniem, a on wyraźnie się ociąga. - Lekarze są zdziwieni, jak to możliwe po takim wypadku, ale jesteś w ciąży, Nat. To czwarty tydzień. Jake twierdzi, że powinnaś poronić, bo doszło do urazów wewnętrznych.
Boże? Jak to? To dlatego Justin tak przy mnie biegał? On zaplanował tą ciążę.
- Chowałeś moje tabletki. - rzucam z wyrzutem, a on uśmiecha się przepraszająco i siada na brzegu łóżka.
- Uspokój się. Chcę mieć z tobą dzieci, Natalie. Kocham cię i wiem, że tylko dzięki temu nigdy nie uciekniesz.
- Nie zamierzam cię zostawić, wiedziałeś o tym. Nie można robić czegoś, bez wiedzy tej drugiej osoby.
- To bliźnięta, Nat. - szepcze, a ja zamykam i otwieram usta, nie wiedząc, co powiedzieć. Widzę, jak przymyka powieki. Chyba sam się nie spodziewał tego, że tak może być. Nie mam doświadczenia z jednym dzieckiem, a będę musiała wychowywać dwoje.
- Nie wierzę, że to zrobiłeś. - podnoszę głos. Nie chcę, ale to robię. Cóż. Na pewno nie usunę ciąży, nie mogłabym zabić własnych dzieci. Będę musiała się z tym zmierzyć i nauczyć się je wychowywać. Przez chwilę zastanawiam się, co na to powie moja matka. Na pewno nie będzie zadowolona z tego, że popełniam jej błędy, tym bardziej dwukrotnie. Podejrzewam, że oszaleje ze złości, ale nie mam na to wpływu. Będę kochała moje dzieci całym sercem.
- Przepraszam. Bałem się, że gdy dowiesz się prawdy o całej mojej przeszłości, uciekniesz ode mnie. To jeszcze nie jest wszystko, Natalie. Ale nie będziemy teraz o tym rozmawiać. Chcę, abyś wyzdrowiała. Chcę wrócić z tobą do naszego domu.
- Nie chcę tam mieszkać. - odpowiadam szybko i cicho. - Wrócę do Jamie.
- Wiem, że masz uraz do tego miejsca, ale mieszkanie twoje i Jamie będzie dla nas za małe.
- W takim razie ty zostaniesz u siebie, a ja będę mieszkać nadal z James. - mruczę. Jest mi źle i nie mam ochoty w tej chwili poruszać kwestii mieszkania. Justin chyba to zauważa. Delikatnie obejmuje moje ciało, podnosi i poprawia mi poduszkę, jednocześnie lekko mnie przytula.
- Przewiozę twoje rzeczy i kilka swoich do niej. Zostaniemy tam na jakiś czas, a później pomyślimy. - całuje mnie w czoło i wraca do swojej poprzedniej pozycji. - Prześpij się.
Gdy kiwam głową, uśmiecha się, po czym dodaje.
- Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli trochę popracuję tutaj? Nie chciałbym zostawiać cię samej.
- A ja nie chcę, abyś gdzieś wychodził. - szepczę i mimowolnie przymykam powieki. Jestem bardzo zmęczona, więc nawet nie walczę z tym, choć mam ochotę poobserwować Justina.

*

Budzę się następnego ranka. Justin śpi na kanapie i jest okryty cienkim, bardzo długim kocem. Żałuję, że nie mogę podejść do niego i się przytulić. Żałuję, że nie śpimy razem. Wzdycham cicho, a on porusza się nerwowo i przeciera powieki. Uśmiecha się, wstaje i podchodzi do łóżka. Opiera dłonie po obu stronach mojego ciała, nachyla się i składa pocałunek na moich ustach.
- Wyspałaś się? - pyta, a ja odwzajemniam jego uśmiech i kiwam głową. - Jak się czujesz?
- Troszkę lepiej, niż wczoraj. - odpowiadam zachrypniętym głosem. Justin podaje mi wodę. Rozczula mnie to, jaki jest troskliwy. 
- Jesteś głodna? - kręcę głową. Justin cicho wzdycha. Lekko mnie mdli i naprawdę nie mam ochoty na żadne rozmowy. Nic na to nie poradzę. - Lekarz powiedział, że powinnaś zacząć jeść. Nie możesz zaniedbywać ciąży. Jeśli będziesz się dobrze czuć, Jake chce zrobić ci usg i zabrać na oddział ginekologiczny. Ale wszystko zależy od twoich wyników badań. 
- Ile będę musiała być na oddziale ginekologicznym? - pytam, a on wzrusza ramionami.
- Około dwóch dni, jeśli wszystko będzie dobrze. 
- Chcę już stąd wyjść. - marudzę, kręcąc się na łóżku. Może dopiero się obudziłam, ale czuję się bardzo niekomfortowo i pragnę być w domu, w swoim łóżku. Nigdy nie przepadałam za robieniem badań. Aura szpitala mnie przytłaczała. Godzinę później, gdy byłam po wszystkich zleconych przez mojego lekarza, badaniach, pielęgniarka zabrała mnie na oddział ginekologiczny. Skoro Justin wiedział, że to bliźnięta, pierwsze badanie musiałam mieć już za sobą. Uważałam je za najbardziej upokarzające. Dodatkowo, nie ufałam Jake'owi na tyle, aby pozwolić mu się oglądać. Szatyn trochę się zezłościł, gdy kazano mu zostać na zewnątrz. To normalne. Wściekał się o każdego faceta, który mnie dotykał. Przy czym szczerze wątpię, że ufał Jake'owi. 
- Cześć, Natalie. - Jake wita mnie ciepło. - Jak się czujesz?
- Nawet dobrze. Na pewno lepiej, niż wczoraj. - mruczę w odpowiedzi, a on się uśmiecha.
- Jamie usunęła poprzednią ciążę, wiesz o tym, prawda? - kiwam głową. - Więc muszę ci się pochwalić, że tym razem na sto procent to ja będę ojcem naszych dzieci.
- Jak to? James znowu zaszła w ciążę? - zerkam na niego pytająco, a on wzrusza ramionami i próbuje skryć uśmiech.
- Tak, również będzie miała bliźnięta. - odpowiada i śmieje się wesoło. Patrzę z niedowierzaniem, a on, jakby na potwierdzenie porusza głową w górę i w dół. - Zabierajmy się za badania, bo mój brat się chyba bardzo niecierpliwi.