niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział jedenasty.

W Meksyku, Justin wynajął dla nas willę z widokiem na morze. Ten weekend zaczynał się naprawdę idealnie. W samolocie doszliśmy do porozumienia z tym, że będę mogła go zapytać, o co chcę. Mogłam zadać pięć pytań każdego dnia, więc mój mózg pracował w szaleńczym trybie. O co mogłam go zapytać? Na pewno o Samantę i ich relacje. Chciałabym dowiedzieć się coś o jego przeszłości i kobietach, z którymi miał kontakt. O Chanel napomknęła mi jego matka i ją mogłam wypytać o wszystko na lunchu w poniedziałek, więc nie zamierzałam marnować pytania. Pierwsze, co zrobiliśmy po przyjeździe do Meksyku, to wspólna kąpiel. Nie miałam na to czasu w Nowym Jorku, a bardzo jej potrzebowałam. Choć lecieliśmy prywatnym samolotem Justina i tam mogłam skorzystać z prysznica, nie chciałam tego robić, bo najzwyczajniej w świecie się tego bałam. Kiedy mój chłopak napełniał wannę wodą, ja powoli zsuwałam z siebie ubrania. Justin nie pozwolił lecieć mi w czarnej i obłędnie pięknej sukience. Sam dobrał mi strój na podróż, z czego był bardzo zadowolony. Wślizgnęłam się powoli do wanny, a Justin chwilę później zrobił to samo. Próbował zająć miejsce za mną, jednak nie zgodziłam się na to. Chciałam na niego patrzeć, gdy będę pytać. Szatyn uśmiechnął się, ujmując dłońmi jedną moją stopę. Złożył pocałunek na spodzie dużego palca i potarł ją lekko palcami. Mógłby tak robić zawsze.
- Czy mogę już pytać? - zerknęłam na niego podejrzliwie, a on tylko westchnął cicho i kiwnął głową. - Dobrze, zaczniemy od Samanty. Jakie były wasze relacje?
- Czy to jest naprawdę takie ważne? - spytał ponuro, marszcząc czoło. Aha, więc ma coś na sumieniu.
- Dla mnie tak. Odpowiedz.
- Ona jest starsza ode mnie tylko dwa lata, aniele. Zaprzyjaźniłem się z nią na studiach. Towarzyszyła mi przez całe moje życie. Uprawialiśmy niezobowiązujący seks. Nawet wtedy, gdy byłem z Chanel, pieprzyłem się z Sam. - wzruszył obojętnie ramionami, jakby to nie miało żadnego znaczenia. Dłońmi nadal pieścił moją stopę, chcąc mnie rozluźnić. Ale we mnie szalała złość. Byłam podminowana. - Nie myśl nad tym, nigdy bym ci tego nie zrobił.
- Ile miałeś kobiet przede mną? - mruknęłam, bawiąc się pianą.
- Bardzo dużo, Nat. Nie każ mi liczyć.
- Kim była kobieta, która zaczepiła cię w studio? - zapytałam, już nieco pewniej. Niby to tylko klientka, ale sama w to nie wierzyłam. Wyglądała dosyć podejrzanie i wzbudzała we mnie same negatywne emocje. Do tego, Justin tak szybko ją spławił.
- Nie muszę odpowiadać na wszystkie pytania. - burknął, odwracając wzrok. A jednak. Mogłam się tego po nim spodziewać.
- Kto to był, Justin? - powtórzyłam dobitniej, ale on pokręcił głową. - Jeśli mi nie odpowiesz, wrócę do Nowego Jorku.
- Jeśli ci odpowiem, mogę zepsuć wszystko. - co on takiego zrobił? Czy wydarzyło się to w przeszłości, czy teraz? Swobodnie opowiada o przeszłości, więc zrobił coś teraz. Moje serce ścisnęło się z żalu. Wstałam z wanny, chcąc wyjść, ale on pociągnął mnie z powrotem na dół. - Okej, powiem ci. Ale obiecaj, że nie będzie to miało wpływu na naszą przyszłość.
- Obiecuję.
- Gdy wyjechałaś do Tajlandii i nie dawałaś znaku życia, odchodziłem od zmysłów. Myślałem, że oszaleję. Wtedy pojawiła się Rovena, to była dziewczyna Jake'a. Szukała go, ale jego akurat nie było. Byłem u rodziców. Uprawialiśmy seks. Robiłem to tylko po to, aby się jakoś pocieszyć. - po jego wyznaniu, moja szczęka ląduje na samym dnie wanny. Pieprzył się z inną kobietą dla pocieszenia? Nie mogę w to uwierzyć. Justin trzyma mnie blisko siebie i nie pozwala uciec. - Obiecałaś.
Patrzę mu w oczy i kręcę z niedowierzaniem głową. Jak mógł!
- Mam na to swoje usprawiedliwienie, Natalie. Ale boję się, że gdy odkryjesz moją przeszłość, uciekniesz.
- Ucieknę, jeśli nie powiesz mi, o co chodzi, Justin. - krzyczę na niego, jednocześnie wijąc się w jego stalowym uścisku. To na nic. Mrugam kilkakrotnie powiekami, uspokajając się.
- Gdy byłem trochę młodszy od ciebie, miałem problemy z narkotykami i alkoholem. Gdybym wtedy nie pocieszył się jej ciałem, mógłbym do tego wrócić. Nie chcę stracić cię przez swoją głupotę, maleńka. Nigdy nie dotknę innej, przysięgam. Jesteś całym moim życiem i gdyby ktoś mi cię odebrał...
Szatyn zaciska wargi i nerwowo kręci głową. Tych informacji jest zbyt wiele, jak na jeden dzień. Wyobrażam sobie mojego biednego Justina, z igłą w żyle. To sprawia, że łzy pojawiają się w moich oczach. Nie, nie mogę pozwolić, aby wrócił do narkotyków i alkoholu. Przysuwam się bliżej niego, obejmuję dłońmi jego twarz i cicho szlochając, całuję go po twarzy. Wybaczę mu ten jeden wybryk, jeśli nigdy więcej się nie powtórzy. Kocham go do szaleństwa i chcę dla niego, jak najlepiej. Musi być szczęśliwy. Wtedy i ja będę szczęśliwa.
- Aniołku, powiedz coś. - szepcze, opierając swoje czoło o moje. Stykamy się czubkami nosów. To kolejny idealny moment, który zapamiętam, który jest tylko dla nas. - Jesteś bardzo zła?
- Och, nie. Tylko trochę. - mruczę, robiąc kółka nosem, wokół jego nosa. Uśmiecha się lekko.
- To dobrze. - oplata palcami mój kark i przyciska swoje usta, do moich. - Nie zostawiaj mnie już więcej. To straszne uczucie.
- Nie zostawię. A ty nigdy nie pieprz innych kobiet, nie pij i nie bierz narkotyków. Nie mogę sobie nawet tego wyobrazić. - mówię cicho.
- Nie chcę, abyś o tym myślała. To było dawno. Nie zrobię tego więcej, przysięgam. Tylko ty jesteś moim uzależnieniem.

*

Po kąpieli zakładam na siebie sukienkę, która sięga mi kostek. Jest zawiązywana na szyi. Materiał ma różne motywy, bardzo mi się podoba. Na stopy wsuwam lekkie sandałki. Włosy związałam w niechlujnego koka i delikatnie się pomalowałam. Justin ma na sobie szorty, podkoszulek i adidasy, a na głowie full capa. Zupełnie nie przypomina biznesmena z Nowego Jorku. Uśmiecham się na ten widok, który zdarza się nieczęsto. Gdy oboje jesteśmy gotowi, wychodzimy z domu. Josh, szofer i ochroniarz Justina, który przyjechał tu z nami, kiwa lekko głową. Ma teraz czas dla siebie, z czego na pewno jest zadowolony. Kto by chciał pracować w takim raju? Spodziewam się tego, że będzie to najlepszy weekend w moim życiu. Justin przez cały czas trzyma mocno moją rękę. Chcemy iść na miasto, zjeść kolację i pospacerować spokojnie. Moje życie przy tym mężczyźnie jest wspaniałe. 
- Byłeś tu już wcześniej? - spoglądam na niego spod swoich ciemnych okularów. Wygląda bosko. Chcę cieszyć oczy jego widokiem, jak najdłużej.
- Tak, w sprawach biznesowych. - odpowiada, uśmiechając się szeroko. Po chwili obejmuje mnie ramieniem. Jestem tak niska, że śmiało mogę schować się pod nim. - Podoba ci się?
- Owszem, jest cudownie. Lubię mieć cię tylko dla siebie.
- Musimy częściej organizować takie wypady, maleńka. - mruczy, całując mnie w skroń. Zgadzam się z nim, jednak nie chcę, aby zawalał przeze mnie pracę. To szanowana osoba na świecie. Na pewno długo pracował na swój sukces. Otaczają nas palmy, nieznajomi ludzie i całkowicie inne powietrze. Jedyne, co może zepsuć mi humor, to to, że wszystkie kobiety pożerają wzrokiem mojego uroczego mężczyznę. Mężczyznę, w którym jestem absolutnie zakochana. Szkoda, że wie o tym tylko Jamie. Powinnam do niej zadzwonić, gdy wrócę do naszego tymczasowego lokum. - Jesteśmy na miejscu.
- Sushi? - pytam, na co Justin chichocze. Wiedział, że nie przepadam za tym, a mimo tego, zabrał mnie tu. 
- Kochanie. - ujmuje moją twarz w dłonie i patrzy mi w oczy z troską. - Dostaniesz tu wszystko. Jadłem tu wiele razy i nigdy mnie nie zawiedli. Sama się przekonasz.
- Przeginasz, Bieber. - mruczę, idąc za nim. Muzyka w barze jest delikatna i szybko wpada w ucho. Potupuję cicho nogą w jej rytm. Czuję się wspaniale. Jestem nieco zdziwiona, gdy szatyn zawiązuje mi oczy czarną przepaską. Podobał mi się widok na tę restaurację. - Hej, co robisz?
- Chcę cię karmić. - oznajmia. Do moich nozdrzy dociera zapach jedzenia, które ktoś przed chwilą dostarczył. - Chcę, abyś skupiła się na smaku i zapachu, a nie wyglądzie. Może wtedy zacznie ci to smakować. Próbujemy?
Gdy kiwam ochoczo głową, Justin bierze się do pracy. Słyszę, jak bierze w dłoń pałeczki, chwyta coś i wsuwa do moich ust. Jedzenie jest miękkie, soczyste i rozpływające się w ustach. Gdy przegryzam prawdopodobnie kawałek ryby, mój język oblewa lekko słony sok.
- I jak? - pyta, a ja oblizuję usta. Justin śmieje się cicho. - Dalej?
- Tak, poproszę. - mamroczę, nie mogąc doczekać się następnej niespodzianki. Czuję palce Justina przy swoich ustach. Wsuwa mi do buzi coś twardego i chrupkiego, gdy odgryzam część, resztę zabiera. Czymkolwiek to było, było dobre. Przeszkadzał mi tylko palący sos.
- Wody? - zadaje mi kolejne pytanie i podaje szklankę. Biorę duży łyk, aby ugasić pożar. - Chcesz jeszcze?
- Och, jasne. - wzdycham cicho. Justin przez dłuższą chwilę coś majstruje. Wsuwa do moich ust kawałek bułki, na pewno cholernie drogiej, bo jest przepyszna, z rybą i jakimś sosem. Jest przepyszne. Miał rację, że jedzenie tu jest niesamowite. Mam ochotę na jeszcze i Justin oczywiście wciąż mnie karmi. Nie znam drugiego faceta, który potrafiłby uszczęśliwić kobietę tak, jak Justin. I wiem, że to jest ten moment. W tym momencie, muszę mu powiedzieć, że go kocham. Nie mogę dłużej z tym czekać. Nieważne, jak na to zareaguję. Kocham go i chcę, aby wiedział. Chcę, żeby miał pewność, że należę w stu procentach do niego. Nie musi odpowiadać mi tym samym. Wystarczy, że będzie miał świadomość mojego uczucia.

***
http://boyfriend-justinbieber.blogspot.com/ - zapraszam  na nowe opowiadanie.

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział dziesiąty.

Gdy obudziłam się nad ranem, Justina nie było obok. Westchnęłam zrezygnowana, przebiegając palcami po jego poduszce. Gdzie podziewała się moja miłość o tak wczesnej porze? Na dworze ledwie świtało. W nocy dostałam niezły wycisk od mojego chłopaka. W końcu mogłam go w ten sposób nazywać. Kilka razy obudziłam się, czując, jak zaczyna kolejną rundę. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Wstałam z ciepłego łóżka, narzuciłam na swoje nagie ciało szlafrok i zeszłam na dół. Justin akurat wszedł do domu.
- Dzień dobry, aniele. - rzucił z tym swoim seksownym uśmieszkiem. Dobrze wiedziałam, że myślał o tym samym, co ja. Zebrałam swoje włosy w niechlujnego koka i umocowałam go gumką. Szatyn przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
- Gdzie byłeś? - spytałam, uważnie go obserwując. Usiadłam przy wyspie kuchennej, podczas gdy on kręcił się po kuchni.
- Biegałem. Musiałem pomyśleć. - potarł palcami swoje czoło i dodał. - A potem zobaczyłem supermarket. Pierwszy raz robiłem sam zakupy, wiesz o tym? Teraz zrobię ci śniadanie.
- Co kupiłeś? - stanęłam tuż za nim i usilnie próbowałam zajrzeć przez jego ramię, co leży na blacie, ale to było bezsensu. Był zbyt wysoki.
- Proszę. - wręczył mi moją ulubioną kawę ze Starbucksa i kazał mi usiąść ponownie. - Kupiłem bułki, ser, wędlinę, pomidory, ogórki, jajka i bekon. Na co masz ochotę?
- Na jajecznicę na bekonie. Do tego bułka z pomidorem.
- Więc biorę się do pracy. - uśmiechnął się szeroko. To sprawiało mu niewyobrażalną przyjemność. - Gdy zobaczyłem ten supermarket, uznałem, że muszę tam wejść. Chciałbym, aby już zawsze tak wyglądało nasze życie. Chcę cię zaskakiwać i uszczęśliwiać.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. To był najsłodszy facet na całym świecie. Patrzył na mnie tak, jakby nikt inny nie istniał na tym świecie. Upiłam łyk swojej kawy. Tak strasznie chciałam mu powiedzieć, że go kocham. Ale było za wcześnie. Tak samo, jak na wspólne mieszkanie. Nie wiedziałam, jak Justin mógłby zareagować na moje wyznanie.
- Przyjadę po ciebie do pracy. - mruknął Justin, stawiając przede mną talerz pełen jedzenia. Zaburczało mi w brzuchu. - Smacznego, kotku.
- Dziękuję. Pachnie wspaniale. - odparłam, chwytając widelec. Wsunęłam do ust jajko, w połączeniu z bekonem i rozkoszowałam się tym smakiem. Było idealne. Upiłam łyk kawy, a następnie ugryzłam bułkę. - Zdecydowanie zgadzam się na takie życie.
Westchnęłam, co chyba Justinowi przyniosło satysfakcję. Gdy wsunęłam jajko do ust ponownie, Justin pochylił się nad długim blatem, wsunął język do moich ust i odebrał mi jedzenie, nim zdążyłam się nim nacieszyć.
- Która jest godzina? - spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się wymownie. Byłam spóźniona do mojej cholernej pracy. Poderwałam się z miejsca, biegnąc w stronę schodów. - Zrobiłeś to specjalnie.
- Natalie, natychmiast tu wróć i dokończ posiłek. Nigdzie cię nie puszczę, póki nie skończysz jeść.
- Sam to zjedz. Przez ciebie jestem spóźniona. - wrzasnęłam, wbiegając do naszej wspólnej sypialni. Naciągnęłam na siebie koronkową bieliznę. Przesuwałam wszystkie wieszaki z sukienkami, jakie zostawiłam u Justina. Aby zrobić mu na złość, zdecydowałam się na czarną, bardzo krótką i obcisłą sukienkę, na nadgarstku zapięłam złotego rolexa, wsunęłam na stopy wysokie, czarne szpilki i prawie byłam gotowa. Zostawiłam włosy tak, jak upięłam je rano. Szybko umyłam zęby i pomalowałam się delikatnie. Dziesięć minut, niezły wynik. Zabrałam torebkę, która pasowała do mojego stroju i zbiegłam na dół. Justin akurat wstawiał talerze do zmywarki.
- Nie waż się wychodzić w tym stroju, Natalie. - krzyknął i rzucił się w pogoń za mną. Ale nawet przy moich ponad dziesięciocentymetrowych obcasach, miałam przewagę. Justin za późno ruszył. Gdy byłam już w windzie, zadzwonił do mnie. - Dorwę cię za ten pieprzony strój. Czy ty naprawdę chcesz, abym ogłupiał? Przysięgam, Nat, że ostro ci się za to oberwie.
- Do później, kochanie. - rzuciłam słodko, rozłączając się. Natychmiast dostałam smsa.

Jesteś w cholernych kłopotach, aniołku. Nie każ mi na siebie długo czekać. J.

Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy udało mi się naprawdę wkurzyć Justina. Nie mogę doczekać się tego, co ze mną zrobi. Naprawdę uwielbiam tego faceta. Nie wyobrażam sobie, że jakaś suka mogłaby położyć na nim swoje łapy. Spędzę ponad dwa dni, z moim przystojnym bogiem. Będę tylko ja i on. No i może jakaś ochrona, ponieważ Justin jest bardzo przewrażliwiony. Każdego dnia chciałam mu powiedzieć, jak bardzo go kocham. Ale nie mogłam. Coś mnie blokowało, tylko nie wiem co. Zastanawia mnie, jakie były jego relacje z Chanel i innymi kobietami. Czy z Samantą łączył go tylko seks? Mój mózg pracuje na pełnych obrotach. Pomiędzy myślami o Justinie i jego miłosnych podbojach, rozmyślam również nad tym, czy zabrałam wszystko na nasz mały wypad. Z zamyślenia wyrywa mnie kolejny sms.

Będę po ciebie punktualnie o 17. Żadnego spóźnienia. J.

Jest naprawdę wściekły, ale i tak nie zamierzam odpowiadać. Jednak, czy to nie zepsuje naszej wycieczki? Justin nie może być taki zaborczy wobec mnie. Parkuję samochód przed Willis&Marks. Mianowałam Lou swoim współwłaścicielem, ponieważ przyjaźniliśmy się od dawna, a ja mu ufałam.
- Znowu spóźniona. - mamrocze mój przyjaciel-gej i wita mnie całusem w policzek. Kładę dłonie na jego ramionach i delikatnie go przytulam. - Seksowna kiecka. Czy to dla naszego ciasteczka?
- Lou, błagam. Mogę dziś być trupem przez ten strój. Mamy dziś dużo klientów?
- Och, tak. Mamy dziś nawał pracy, a na dodatek Liz się rozchorowała. Jesteśmy w dupie. - mruczy, poprawiając swój różowy krawat. Lou zdecydowanie nadaje temu miejscu koloru. Jest przystojny, więc ściąga wiele klientek, co tylko wpływa dobrze na nasz budżet. - Hej, co ta laweta robi przed naszym studiem? Oni zostawiają tu ten kabriolet. Jest boski!
Do studia wchodzi jeden z mężczyzn, podczas gdy dwóch pozostałych, próbuje uporać się z autem.
- Natalie Willis? - zwraca się do mnie, a ja kiwam głową. Przecież nie kupowałam żadnego samochodu. - Musi tu pani podpisać.
- To nie mój samochód. - mruknęłam, patrząc na niego. Facet dokładnie mi się przygląda. Już wiem, co Justin miał na myśli, gdy zabraniał mi wychodzić w tej sukience z domu.
- Pan Bieber kazał go tu dostarczyć. - i wszystko nagle staje się jasne.
- Twój bóg kupił ci auto. Dziewczyno, jesteś taką szczęściarą.
Justin ma wyrzuty sumienia, więc kupuje mi kabriolet za dwieście tysięcy dolarów. Wariat. Głupek. Ale to sprawia, że poziom mojej miłości wzrasta. Wzdycham i składam podpis w wyznaczonym miejscu. Gdy trójka spoconych mężczyzn odjeżdża, podchodzę do mojego pięknego kabrioletu. Justin idealnie trafił mój gust. Za wycieraczką jest bilecik. Wyciągnęłam go i potarłam lekko palcem.

Przepraszam, maleńka. Przesadziłem. Podoba ci się? To na rozpoczęcie naszego wspólnego życia. Tęsknię. Twój J.

Uśmiechnęłam się, opierając swoje ciało o maskę kabrioletu. Czy nasze życie rozpoczęło się wcześniej, czy dopiero dziś rano? Jest tak wiele pytań, które chcę mu zdać, ale wiem, że na większość nie udzieli mi odpowiedzi. Typowy Justin. Kilka minut później, gdy nacieszyłam oczy swoim drogim prezentem, wracam do studia. Mój mężczyzna wydał na mnie już tyle pieniędzy, nie mogę w to uwierzyć. Najpierw studio, teraz auto, wycieczka do Meksyku. Wiem, że muszę mu się w jakiś sposób odwdzięczyć. I wiem też, co zrobię. Pomiędzy jednym klientem, a drugim, piszę Justinowi krótkiego smsa. Mam nadzieję, że chce przyjechać do studia i posiedzieć tu ze mną. Wszystko od razu byłoby lepsze. Pojawia się piętnaście minut później. Leniwie podnosi swój seksowny tyłek z siedzenia swojego ukochanego Bugatti Veyrona. Osobiście nienawidzę tego samochodu. Justin zawsze pędzi nim, jak oszalały. Chcę wierzyć, że nigdy nic mu się nie stanie, ale nie potrafię. Szatyn lubi szybką jazdę, w każdym znaczeniu. Na jego widok moje serce mocno trzepocze. Wchodzi do salonu, skupiając całą swoją uwagę tylko na mnie. Czy to możliwe, abym była jego światem? Chciałabym wiedzieć, co Justin myśli i czuje, gdy mnie widzi. Uśmiechnął się, zdjął okulary i wsunął je do kieszeni marynarki. Pomimo tego, że nie jest w pracy, ma na sobie garnitur, a ja jestem nadal nim oczarowana.Wszystkie kobiety, jakie są w studio, patrzą na niego z otwartymi buziami. Jednak on opiera się o moje biurko i mocno całuje mnie w usta.
- Witam, maleńka. - uśmiechnął się szeroko i przysunął krzesło, aby być, jak najbliżej mnie. Nie odpowiadam, a on ponownie muska moje wargi. Jest szczęśliwy. Zarzuciłam ręce na jego ramiona, bezustannie patrząc w jego czarne oczy.
- Dziękuję za samochód. Jest fantastyczny.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - mruknął. Ułożył swoją potężną dłoń na moim udzie, jednak wciąż na mnie patrzy. - Uwielbiam, gdy jesteś szczęśliwa. Musisz wiedzieć, że jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką spotkałem dotychczas. I musisz też wiedzieć, że piękniejszej od ciebie nie będzie.
Kocham cię - mówię do siebie w myślach, ale jestem pewna, że to odczytał, ponieważ ponownie się uśmiecha. A może po prostu jest szczęśliwy? Westchnęłam cicho.
- Mógłbyś odpisać na kilka mejli? Będziemy mieli teraz wielu klientów, więc Lou sam sobie nie poradzi.
- Oczywiście. Będziesz miała czas, aby wyjść na lunch? - spytał, trzymając dłonie na moich biodrach. Pokręciłam delikatnie głową. - Nie zjadłaś zbyt wiele dziś rano. Jak skończę, kupię coś na wynos, okej?
- Okej. - ostatni raz pocałowałam go w usta i ruszyłam w stronę Lou. Widziałam jeszcze, jak Justin zdjął marynarkę, podwinął lekko rękawy koszuli i wziął się do pracy. Gdy ja robię zdjęcia, mojego chłopaka zaczepia jakaś kobieta. Jest bardzo elegancka i zadbana, ale mimo to, Justin nie zwraca na nią zbyt wielkiej uwagi. Starałam się skupić na swojej pracy, ale kompletnie mi to nie wychodziło. Kolejna zdzira się do niego przystawiała, a ja nie mogłam tego zaakceptować. Wiem, jak piękny i idealny jest Justin, ale skoro coraz więcej osób wie o naszym związku, mogliby sobie odpuścić. To wszystko dzieje się tak szybko. Gdy Justin przytula mnie od tyłu, odetchnęłam głęboko. Musiał wyczuć moje napięcie, a przede wszystkim zauważyć, że ciągle go obserwuję.
- Czemu jesteś zdenerwowana? - spytał cicho, muskając wrażliwe miejsce za moim uchem.
- Nie jestem. - odparłam, nie spuszczając dłoni z aparatu. Szatyn przejechał dłońmi po moim brzuchu. Chociaż nie widziałam jego twarzy, mogłam się domyślać, że się uśmiecha.
- Weź wolne.
- Nie mogę. Zawaliłam już dwa dni pracy. - mruknęłam, a to go chyba nie bardzo uszczęśliwiło.
- Nie chcę, żebyś pracowała, Nat. Moglibyśmy spędzać więcej czasu razem.
- Znudzę ci się.
- Nigdy, kochanie. - powiedział cicho, masując moje biodra. Co on kombinuje? - Zatrudnię odpowiednio wykwalifikowanych ludzi, abyś nic nie musiała robić. Zgadasz się?
- Nie wiem.
- Zgadzasz się, Nat? - powtórzył nieco dobitniej. Pokiwałam delikatnie głową. Nawet, gdybym się nie zgodziła, Justin i tak zrobiłby swoje. Ten człowiek nie przyjmował odmowy.

czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział dziewiąty.

Gdy Justin wyszedł do pracy, postanowiłam się czymś zająć. Bardzo szybko w mieszkaniu pojawiła się jego gosposia, którą niemalże natychmiast polubiłam. Obie ustaliłyśmy menu na przyszły tydzień. Później zebrałam swoje rzeczy i wróciłam do mieszkania, które dzieliłam z Jamie. Powinnam od czasu do czasu tam przebywać. Standardowo Jamie była w towarzystwie Jake'a. Gdy ujrzałam jego nagie pośladki, pisnęłam i momentalnie zakryłam oczy.
- Już możesz patrzeć. - rzucił ze śmiechem. Był przepasany moim ulubionym kocem.
- Hej, to moje! - krzyknęłam.
- Zabierz, jeśli chcesz. - mruknął chrapliwie. Czy miałam to uznać za formę podrywu? Postanowiłam go zlekceważyć. Poszłam do swojego pokoju, nadal uważając na swoją głowę, która bolała, ale nie tak bardzo. Lekarstwo, które podał mi Justin, działało cuda. Przebrałam się w luźne czarne spodnie, do tego dobrałam szarą koszulkę na grubych ramiączkach. Na szyi zawiesiłam długi wisior, a na nadgarstku zapięłam złoty zegarek. Włosy upięłam w kucyk na czubku głowy, zrobiłam sobie makijaż i byłam gotowa. Wsunęłam stopy w szpilki, zabrałam torebkę i opuściłam mieszkanie. Miałam spotkać się z Justinem dopiero na lunchu, ale postanowiłam zrobić mu niespodziankę. Nie widzieliśmy się dopiero od dwóch godzin, a ja już bardzo za nim tęskniłam. Wsiadłam do swojego auta i ruszyłam w kierunku Bieber Industries, w którym miał dziś być. Budynek należał głównie do jego ojca, ale Justin miał tam duże udziały. Przedarcie się przez Nowy Jork o tej porze, graniczyło niemalże z cudem. Zaparkowałam samochód przed budynkiem i ruszyłam do środka. Na 30 piętrze, wysiadłam z windy. Powitałam sekretarkę Justina, a ona zamiast odpowiedzieć mi tym samym, natychmiast stanęła przed drzwiami do biura, nie chcąc mnie wpuścić.
- Pan Bieber nie pozwalał nikogo wpuszczać, bez wyjątku. - wyraźnie zaakcentowała ostatnie dwa słowa.
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego? - uniosłam pytająco brew, zakładając ramiona na klatce piersiowej.
- Ma teraz ważne spotkanie. Powinnam podejść do swojego biurka i sprawdzić, czy jest pani na liście gości.
- Proszę to zrobić. Pójdę za panią. Potrafię się zachować. - blondynka przez dłuższą chwilę się zastanawiała, jednak w końcu uległa i podążyła do miejsca pracy. Wykorzystałam chwilę jej nieuwagi i bez żadnego pukania, wpadłam do pomieszczenia, w którym zastałam Justina i...
- Sam? - zaśmiałam się. - Justin, możesz mi wytłumaczyć, co ona tu robi?
- Ty zdziro. - usłyszałam z ust pani Perkins. Byłam wściekła. To nawet mało powiedziane. Byłam u progu swojej granicy. Powiedział, że ona zniknęła z jego życia, a teraz siedzą sobie w jego biurze, jak nigdy nic. - Jak mogłaś odebrać mi mojego jedynego mężczyznę?
- Sam, uspokój się. - warknął, zbliżając się do mnie. Gdy chciał mnie objąć, natychmiast go odepchnęłam.
- Nawet mnie nie dotykaj. - burknęłam, odskakując na bezpieczną odległość. - Okłamałeś mnie.
- To nie tak, jak myślisz, skarbie. - całą swoją uwagę skupiał tylko na mnie. Nie interesowała go Sam. - Zostawimy ją tu, pójdziemy na lunch i porozmawiamy, okej?
- Ani się waż wychodzić, Justin. Nie skończyliśmy naszej rozmowy. - wtrąciła się Sam, stając pomiędzy nim, a mną. Ułożyła swoje idealnie wypielęgnowane łapska na jego ramionach, a mnie po prostu skręcało z zazdrości. Justin poprawił swój krawat, ujął jej dłonie i opuścił wzdłuż jej perfekcyjnego ciała.
- Sam, już ostatnio powiedziałem ci, co o tym myślę.
Jednak ona nie odpuszczała. Odwróciła się przodem do mnie, z tym swoim sztucznym uśmieszkiem.
- Czy Justin powiedział ci, co ostatnio robiliśmy i dlaczego do ciebie nie przyjechał? - gdy pokręciłam głową, westchnęła triumfalnie. - Bo zadowalał się moim ciałem.
- Sam, nie. - jęknął szatyn, chwytając się za głowę.
- Justin, czy to prawda? - spytałam cicho. Byłam zdruzgotana. On pokręcił przecząco głową. Kto kłamie
- Wypierdalaj stąd, Sam i nigdy więcej nie wracaj. - wrzasnął, wypychając ją z pomieszczenia. Stałam tam, kompletnie złamana. Nie widziałam niczego przez łzy. Słyszałam tylko, jak trzasnęły drzwi. Justin podszedł do mnie powoli i objął mnie mocno. Cmoknął mnie w czubek głowy. - To nie jest prawda, kochanie. Tak strasznie cię przepraszam.
- Jesteś pieprzonym dupkiem. - mruknęłam, cicho szlochając. Całe moje ciało drżało. Czułam się potwornie. Skąd mogłam wiedzieć, że tego nie zrobił?
- Wiem. Nie płacz, nie jestem tego wart. - zaczął delikatnie kołysać naszymi ciałami. Zacisnęłam dłonie na jego marynarce, usilnie trzymając się tego, co mi zostało. Chciałam mu wierzyć, zrozumieć, ale nie potrafiłam.
- Jak mam ci w to uwierzyć?
- Natalie, nie dotknąłem żadnej innej kobiety, odkąd cię poznałem. Liczysz się tylko ty. Sam jest ostatnią osobą, z którą mógłbym cokolwiek zrobić. Wiem, że to by cię zraniło. - szepnął, ocierając moje łzy. Przypomniałam sobie, jaki jest troskliwy dla mnie, wrócił z Irlandii przed czasem. Może on ma rację? - Naprawimy to, okej? Co powiesz na wspólny weekend w Meksyku?
- Podoba mi się. Ale jutro już jest piątek, wątpię, że się ze wszystkim wyrobimy. - mruknęłam, gładząc klapy jego marynarki. Uśmiechnął się i złożył pocałunek na moich ustach. Wierzyłam mu.
- Zostaw to mnie. Lunch i zakupy? Wezmę wolne do końca dnia.
- Obiecujesz, że nie będziesz marudził? - spojrzałam na niego podejrzliwie, a on zaśmiał się radośnie.
- Zrobię wszystko, by cię uszczęśliwić. - skinęłam głową, chcąc wydostać się z jego objęć. Potrzebowałam pięciu minut w łazience, aby doprowadzić się do porządku. - Jesteśmy pogodzeni?
- Tak. Muszę do toalety. - wymamrotałam. Szatyn wziął mnie na ręce i zaniósł do jego prywatnej łazienki. Gdy ja poprawiałam makijaż, on siedział na klapie toalety i uważnie mnie obserwował. Gdy kończyłam, objął mnie od tyłu w pasie i złożył drobne muśnięcie na złączeniu mojej szyi z ramieniem.
- To niesamowite, że będę miał cię przez ponad 48 godzin tylko dla siebie. To najlepsze, co mogłem ostatnio dostać.
Odwróciłam się przodem do niego i zarzuciłam ramiona na jego szyję.
- Jesteś tylko mój? - spytałam całkiem poważnie. Justin uśmiechnął się, położył moją dłoń na swoim sercu i cicho westchnął.
- Tak szaleję, gdy jesteś przy mnie. Oczywiście, że jestem cały twój, aniele. - wyszeptał i przytulił mnie do siebie.

*

- Mam dość. - bąknął Justin, siadając na jednej z ławek w centrum handlowym. Opadłam na miejsce obok niego i cmoknęłam go w policzek.
- Hej, obiecywałeś, że nie będziesz marudził. Potrzebuję jeszcze kilku drobiazgów. - odparłam, uśmiechając się do niego słodko.
- Sama wiesz, że nie mógłbym ci niczego odmówić. Za karę będziemy uprawiali całą noc leniwy seks. - szepnął, przygryzając moje ucho. Zachichotałam wesoło, patrząc mu w oczy. - Jesteś taka piękna. Nie mógłbym cię nikomu oddać.
Boże, tak strasznie kochałam tego mężczyznę. Kiedy Justin tak odpoczywał, ja zastanawiałam się, co jeszcze konkretnie jest mi potrzebne. I właśnie wtedy podeszła do nas Eveline, matka szatyna.
- Natalie, skarbie, jak dobrze znów cię widzieć. - powiedziała, zamykając mnie w szczelnym uścisku. Bieber przewrócił teatralnie oczyma. Jego mama poświęcała mi więcej zainteresowania, niż jemu. - Macie ochotę na małego drinka?
- Jest dopiero siedemnasta, a poza tym, prowadzę. - mruknął wyraźnie niezadowolony Justin.
- Natalie na pewno mi nie odmówisz, prawda? - gdy pokręciłam głową, ona ujęła mnie pod ramię. - Do zobaczenia, synku.
Jednak Justin nie odpuszczał. Mimo tego, że nie chciał pić, zamierzał nam dotrzymać towarzystwa. Cieszyłam się. Chciałam spędzać, jak najwięcej czasu z nim. Wylądowaliśmy w bardzo drogiej i eleganckiej restauracji. Eve zamówiła dla nas drinki i wróciła do stolika.
- Może wpadniecie do nas na obiad w niedzielę? - spytała kobieta, upijając łyk chłodnej cieczy.
- Nie będzie nas przez cały weekend w Nowym Jorku. - odparł Justin. - A teraz zostawiam was na chwilę, muszę zadzwonić do ojca.
I tyle go widziałam.
- Jest w ciebie taki zapatrzony. Nawet teraz cię obserwuje. - blondynka kiwnęła prawie niezauważalnie głową w stronę swojego syna. - Nigdy go takiego nie widziałam. Od pewnego momentu zaczął żyć naprawdę.
- Co z Chanel?
- Brak słów, nigdy jej nie tolerowałam. Justin marnował swoje talenty przy niej. Mógł mieć każdą kobietę, ale ona była odpowiednia. Twierdził, że nikt bardziej nie może go kochać. Dlatego ciągle przy niej był. - oznajmiła. Westchnęłam cicho i wzięłam duży łyk alkoholu, aby ukoić swoje myśli.
- A Sam? Ma oko na Justina.
- Nienawidzę tej kretynki. - fuknęła, ale od razu się uspokoiła. Miałam ją po swojej stronie? Cudownie. - Zawsze próbowała mieszać Justinowi w głowie. Wiem, że pakowała mu się nie raz do łóżka. Justin rzadko kiedy dobiera odpowiednie osoby, ale ciebie jestem pewna.
- Kocham go. - mruknęłam, patrząc na swoje dłonie, które były teraz najciekawszym elementem w tym miejscu.
- Wiem, kochanie. On ciebie również, tego nie da się przeoczyć. - gdy szatyn wrócił, zakończyłyśmy prywatne pogaduszki. - Niestety, muszę już was zostawić. Natalie, masz ochotę na poniedziałkowy lunch? Wpadnę po ciebie do studio.
- Jasne, nie ma sprawy. - odparłam. Justin uśmiechnął się i wyraźnie odetchnął, gdy jego rodzicielka zniknęła z zasięgu naszego wzroku. Przysunął krzesło bliżej mnie i ułożył dłoń na moim udzie.
- Pragnę cię, właśnie w tym momencie. - powiedział, uśmiechając się słodko. Przeniosłam swoje ciało na jego kolana i poruszyłam biodrami tak, aby otrzeć się o jego przyrodzenie. - Cholera, Nat, uspokój się, albo będę musiał wziąć cię tutaj, na oczach wszystkich ludzi.
- Już jestem grzeczna. - wydęłam usta, do których on momentalnie przywarł. Jego język bezczelnie wdarł się do mojej jamy ustnej. Moje ciało przeszył dreszcz, gdy Justin dociskał mnie do swojego krocza. Palące podniecenie pojawiło się w moim podbrzuszu.
- Tylko ja tak na ciebie działam? - spytał, uśmiechając się jeszcze szerzej, niż poprzednio.
- Tylko ty, skarbie. - mruknęłam, pragnąc natychmiast znaleźć się w jego domu.
- Czego potrzebujesz?
- Ciebie. I to w tej chwili, Justin. - jęknęłam, gdy potarł palcami moją kobiecość, przez materiał spodni. Droczył się ze mną.
- Wrócimy do domu, gdy mi na coś odpowiesz.
- Co tylko zechcesz. - przypominałam teraz małą desperatkę, która od wielu lat nie uprawiała seksu. Nie moja wina, że Justin właśnie w ten sposób na mnie działał. Krew w moim organizmie szalała.
- Zamieszkaj ze mną. - zesztywniałam. Przecież było na to o wiele za wcześnie.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Dopiero się poznaliśmy, jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Nie, kotku. Jesteś moją dziewczyną, którą pragnę całować na dobranoc i dzień dobry w łóżku, w moim pieprzonym domu.
Naprawdę jestem jego dziewczyną?
- Czy mogę się zastanowić? - zapytałam, całując go czule i szybko.
- Przekonam cię do tego w penthousie, chodźmy.