sobota, 11 października 2014

Rozdział ósmy.

Dzień 22 urodzin mojej najlepszej przyjaciółki, przyszedł nadzwyczajnie szybko. Nudziłam się bez Justina. Spędziłam całe dwie noce w jego łóżku. Spałabym tam również w dni, ale wtedy musiałam pracować. Na środę i czwartek powierzyłam studio jednemu z profesjonalistów, których zatrudnił Justin. To on mi polecił tego mężczyznę, a ja ufałam mu w stu procentach. Po długiej i relaksującej kąpieli, ubrałam na siebie srebrną, cholernie obcisłą sukienkę, z głębokim dekoltem. Upięłam włosy w wysokiego koka, pomalowałam się o wiele mocniej, a do tego dobrałam czarne szpilki i czarną kopertówkę. Zrobiłam sobie zdjęcie, po czym wysłałam je Justinowi. Odpowiedź przyszła natychmiastowo.

Nie waż się wychodzić tak ubrana! Tęsknię. J.

Przewróciłam teatralnie oczyma i opuściłam jego penthouse. W klubie Tropez czekała na mnie Jamie, Eliot, Lou, Harry i wielu innych naszych znajomych. Był także Jake, którego Jamie musiała koniecznie zaprosić. Jeszcze nie zdecydowała się na usunięcie dziecka, ale wlewanie w siebie dużej dawki alkoholu, nie sprawiało jej problemów. Westchnęłam cicho, siadając przy zarezerwowanym wcześniej stoliku. To była noc Jamie i musiałam się dobrze bawić. Tęskniłam za Justinem, zostało jeszcze kilka dni do jego powrotu. Żałowałam, że nie ma go tu teraz z nami. Po dwóch godzinach byłam tak pijana, że ledwo stałam na nogach. Akurat, gdy zeszłam z parkietu, rozdzwonił się mój telefon.
- Halo? - wybełkotałam, o ile tak można było to nazwać. Sama siebie nie rozumiałam, ledwo co słyszałam. Po dużej dawce alkoholu, szumiało mi w głowie.
- Nat, wypiłaś zdecydowanie za dużo. - fuknął, a ja omal nie zwymiotowałam. - Skup się i posłuchaj mnie uważnie. Przy bramce stoi ochroniarz, który pilnuje cię przez cały czas. Jeśli źle się poczujesz, idź do niego i wróć do domu, dobrze?
- Kazałeś mnie śledzić? - burknęłam. - Jak możesz?
- Bałem się, że ktoś może ci coś zrobić. - odparł skruszony, ale to na mnie nie działało. On kazał mnie śledzić. Byłam rozdrażniona.
- Mieliśmy sobie ufać.
- I ufamy, skarbie. Josh jest tylko po to, aby ci pomóc z powrotem, nie złość się.
- Dobrze, muszę teraz kończyć. - mruknęłam. Nadal byłam trochę zła na Justina.
- Zadzwoń, gdy będziesz już wracała. - po tych słowach się rozłączył. Byłam rozwścieczona, musiałam to jakoś załagodzić. Wypiłam kilka kieliszków wina i poszłam tańczyć. Byłam jeszcze bardziej pijana, niż poprzednio, ale nadal dobrze się poruszałam. Kilku mężczyzn podbijało do mnie, ale zdecydowanie ich odtrącałam. Gdy w końcu ujrzałam swoją przyjaciółkę, wzięłam ją za rękę i pociągnęłam w stronę toalet. Wrócił mi dawny humor.
- Jamie, muszę ci o czymś powiedzieć. - pisnęłam radośnie, ściskając jej dłonie. - Zakochałam się w Justinie. Jestem pewna, że go kocham.
- Musisz mu koniecznie o tym powiedzieć. - wykrzyknęła, klaszcząc, jak małe dziecko.
- Wiem o tym. Wracam do domu i do niego zadzwonię.
Gdy Josh odstawił mnie pod same łóżko Justina, byłam szczęśliwa. Wysypałam wszystko z torebki, aby jak najszybciej znaleźć swój telefon. Miałam dwie wiadomości od Justina, ale tekst mi się rozmywał. Ledwo zdołałam wybrać jego numer. Odebrał po jednym sygnale.
- Kotku, mam teraz zebranie. Wróciłaś już do domu?
- Tak, jestem już w łóżku. Justin, muszę ci o czymś powiedzieć. - mruknęłam, okrywając się kołdrą. Byłam w samej bieliźnie, a tu, jak zawsze panował chłód.
- Szybko, skarbie. Poświęciłbym ci każdą sekundę, ale zwołali nagłe spotkanie, to podobno coś ważnego.
- Kocham cię. - szepnęłam i szybko się rozłączyłam. Czułam, że nie powinnam tego robić, że to było nieodpowiednie, jak na ten moment.

*

Nad ranem było mi tak gorąco, myślałam, że się uduszę. Ktoś mocno mnie przytrzymywał przy swoim ciele. Byłam zdziwiona, ponieważ Justina nie było w kraju. Nie wrócił jeszcze z Irlandii. Zaczęłam się wiercić, aby tajemnicza osoba wypuściła mnie z uścisku.
- Uspokój się. - usłyszałam zachrypnięty głos szatyna. Dał mi odrobinę odetchnąć, ale nadal mnie obejmował. Przekręciłam się przodem do niego.
- Co ty tu robisz? - mruknęłam. Strasznie bolała mnie głowa. Zdecydowanie za dużo wczoraj wypiłam.
- Wróciłem wcześniej, skarbie.
- Dlaczego? - zerknęłam na niego podejrzliwie. Co było, aż tak ważne, że nie mógł zaczekać z tym do wtorku? A może po prostu nie musiał zostawać tam na dłużej?
- Pamiętasz, co powiedziałaś mi, po powrocie z klubu? - spytał, ale pokręciłam głową. Może czymś go przestraszyłam? - Nastraszyłaś mnie tym, że słabo się czujesz. Byłaś tu sama, a bałem się, że coś może ci się stać, więc postanowiłem wrócić.
- Dziwne wyjaśnienie. Mogłeś równie dobrze kogoś tu przysłać.
- Wolałem sam to sprawdzić. - mruknął. Jego nastrój kompletnie się zmienił. - Jak się czujesz?
- Nawet nie pytaj. - jęknęłam, a on cicho zachichotał.
- Wypijesz lekarstwo na kaca, weźmiemy kąpiel, a potem coś zjesz.
- Nie ma szans, żebym coś zjadła. Przesadziłam z alkoholem. - powiedziałam, odgarniając włosy z twarzy.
- A prosiłem. - oznajmił, całkowicie zadowolony. Justin wziął mnie na ręce i zaniósł moje zmęczone ciało do kuchni. Przypominałam zwłoki. Jedyne, co mogło świadczyć o tym, że wciąż żyję to to, że owinęłam się wokół jego ciała. Cudownie pachniał. Miał na sobie tylko bokserki, a jego włosy były w kompletnym nieładzie. Dopiero teraz uzmysłowiłam sobie, jak strasznie muszę wyglądać. Uderzyłam się dłonią w czoło, gdy szatyn posadził mnie na blacie. Od razu tego pożałowałam. Justin ujął moją rękę, położył ją na moim udzie i ucałował to miejsce, w które się strzeliłam. Był przesłodki. To sprawiało, że jeszcze bardziej go kochałam. Czy mogłam mu o tym powiedzieć? Nie, to niemożliwe. Wiedziałabym to, bo takich rzeczy się nie zapomina.
- Idziesz dziś do pracy? - spytałam, pijąc wodę z jakimś proszkiem.
- Niestety. Przerwałem spotkanie, żeby wrócić do ciebie i moi partnerzy biznesowi są nieco wściekli. Ojciec się dowie i pogrzebie mnie żywcem. Postaram się zorganizować telekonferencję, czy coś w tym rodzaju.
- Przepraszam. - spuściłam wzrok i nerwowo zaczęłam bawić się palcami. Justin automatycznie ujął mój podbródek i podniósł moją twarz tak, aby móc patrzeć mi w oczy.
- Hej, to nie twoja wina. Sam podjąłem taką decyzję. - uśmiechnął się leniwie i pocałował moje usta. Westchnęłam, ponownie wskakując mu na ręce. Justin objął mnie mocno i zaniósł tym razem, do łazienki. Posadził mnie na brzegu wanny i odkręcił ciepłą wodę, co chwilę sprawdzając temperaturę. - Rozbieraj się, aniele.
Westchnęłam głośno, wędrując dłońmi do zapięcia stanika. Szatyn przewrócił teatralnie oczyma i zrobił to za mnie. Kazał mi wstać, a gdy to zrobiłam, zsunął moje koronkowe figi. Klepnął delikatnie moją kostkę, co oznaczało, że mam podnieść nogę. Najpierw raz, potem drugi. Byłam zafascynowana jego zaangażowaniem i delikatnością. Powoli weszłam do wody. Czułam się tak, jakbym od kilku dni ostro chorowała. Justin usiadł na brzegu wanny, wsunął nogi do wody i kazał mi się oprzeć. Ostrożnie zamoczył moje włosy i umył mi je szamponem, a następnie odżywką. Zmył całkowicie mój makijaż, a następnie zajął się ciałem. Czułam się odrobinę niekomfortowo, ale nie przeszkadzało mi to. Rozkoszowałam się jego dotykiem. Gdy siedzieliśmy w sypialni, a ja byłam ubrana, Justin zapytał.
- Czy dobrze się tobą opiekuję? - byłam zdziwiona. Właśnie czesał dokładnie moje włosy. Nigdy nikt nie poświęcał mi tyle uwagi, a on pyta, czy robi to dobrze?
- Idealnie. - mruknęłam.
- Nigdy tego nie robiłem, nie mam doświadczenia.
- Uspokój się. - powiedziałam, siadając do niego przodem. Przywarłam swoimi ustami do jego ust. - Jesteś najlepszy i niezastąpiony.
Potarłam dłonią jego policzek, pokryty dwudniowym zarostem. Uwielbiałam go w każdym wydaniu.
- Naprawdę nikim byś mnie nie zastąpiła? - spytał, a gdy odpowiedziałam, że nikim, wyraźnie się ożywił. Tak strasznie go kochałam. W każdej chwili mojego życia.