Nie waż się wychodzić tak ubrana! Tęsknię. J.
Przewróciłam teatralnie oczyma i opuściłam jego penthouse. W klubie Tropez czekała na mnie Jamie, Eliot, Lou, Harry i wielu innych naszych znajomych. Był także Jake, którego Jamie musiała koniecznie zaprosić. Jeszcze nie zdecydowała się na usunięcie dziecka, ale wlewanie w siebie dużej dawki alkoholu, nie sprawiało jej problemów. Westchnęłam cicho, siadając przy zarezerwowanym wcześniej stoliku. To była noc Jamie i musiałam się dobrze bawić. Tęskniłam za Justinem, zostało jeszcze kilka dni do jego powrotu. Żałowałam, że nie ma go tu teraz z nami. Po dwóch godzinach byłam tak pijana, że ledwo stałam na nogach. Akurat, gdy zeszłam z parkietu, rozdzwonił się mój telefon.
- Halo? - wybełkotałam, o ile tak można było to nazwać. Sama siebie nie rozumiałam, ledwo co słyszałam. Po dużej dawce alkoholu, szumiało mi w głowie.
- Nat, wypiłaś zdecydowanie za dużo. - fuknął, a ja omal nie zwymiotowałam. - Skup się i posłuchaj mnie uważnie. Przy bramce stoi ochroniarz, który pilnuje cię przez cały czas. Jeśli źle się poczujesz, idź do niego i wróć do domu, dobrze?
- Kazałeś mnie śledzić? - burknęłam. - Jak możesz?
- Bałem się, że ktoś może ci coś zrobić. - odparł skruszony, ale to na mnie nie działało. On kazał mnie śledzić. Byłam rozdrażniona.
- Mieliśmy sobie ufać.
- I ufamy, skarbie. Josh jest tylko po to, aby ci pomóc z powrotem, nie złość się.
- Dobrze, muszę teraz kończyć. - mruknęłam. Nadal byłam trochę zła na Justina.
- Zadzwoń, gdy będziesz już wracała. - po tych słowach się rozłączył. Byłam rozwścieczona, musiałam to jakoś załagodzić. Wypiłam kilka kieliszków wina i poszłam tańczyć. Byłam jeszcze bardziej pijana, niż poprzednio, ale nadal dobrze się poruszałam. Kilku mężczyzn podbijało do mnie, ale zdecydowanie ich odtrącałam. Gdy w końcu ujrzałam swoją przyjaciółkę, wzięłam ją za rękę i pociągnęłam w stronę toalet. Wrócił mi dawny humor.
- Jamie, muszę ci o czymś powiedzieć. - pisnęłam radośnie, ściskając jej dłonie. - Zakochałam się w Justinie. Jestem pewna, że go kocham.
- Musisz mu koniecznie o tym powiedzieć. - wykrzyknęła, klaszcząc, jak małe dziecko.
- Wiem o tym. Wracam do domu i do niego zadzwonię.
Gdy Josh odstawił mnie pod same łóżko Justina, byłam szczęśliwa. Wysypałam wszystko z torebki, aby jak najszybciej znaleźć swój telefon. Miałam dwie wiadomości od Justina, ale tekst mi się rozmywał. Ledwo zdołałam wybrać jego numer. Odebrał po jednym sygnale.
- Kotku, mam teraz zebranie. Wróciłaś już do domu?
- Tak, jestem już w łóżku. Justin, muszę ci o czymś powiedzieć. - mruknęłam, okrywając się kołdrą. Byłam w samej bieliźnie, a tu, jak zawsze panował chłód.
- Szybko, skarbie. Poświęciłbym ci każdą sekundę, ale zwołali nagłe spotkanie, to podobno coś ważnego.
- Kocham cię. - szepnęłam i szybko się rozłączyłam. Czułam, że nie powinnam tego robić, że to było nieodpowiednie, jak na ten moment.
*
Nad ranem było mi tak gorąco, myślałam, że się uduszę. Ktoś mocno mnie przytrzymywał przy swoim ciele. Byłam zdziwiona, ponieważ Justina nie było w kraju. Nie wrócił jeszcze z Irlandii. Zaczęłam się wiercić, aby tajemnicza osoba wypuściła mnie z uścisku.
- Uspokój się. - usłyszałam zachrypnięty głos szatyna. Dał mi odrobinę odetchnąć, ale nadal mnie obejmował. Przekręciłam się przodem do niego.
- Co ty tu robisz? - mruknęłam. Strasznie bolała mnie głowa. Zdecydowanie za dużo wczoraj wypiłam.
- Wróciłem wcześniej, skarbie.
- Dlaczego? - zerknęłam na niego podejrzliwie. Co było, aż tak ważne, że nie mógł zaczekać z tym do wtorku? A może po prostu nie musiał zostawać tam na dłużej?
- Pamiętasz, co powiedziałaś mi, po powrocie z klubu? - spytał, ale pokręciłam głową. Może czymś go przestraszyłam? - Nastraszyłaś mnie tym, że słabo się czujesz. Byłaś tu sama, a bałem się, że coś może ci się stać, więc postanowiłem wrócić.
- Dziwne wyjaśnienie. Mogłeś równie dobrze kogoś tu przysłać.
- Wolałem sam to sprawdzić. - mruknął. Jego nastrój kompletnie się zmienił. - Jak się czujesz?
- Nawet nie pytaj. - jęknęłam, a on cicho zachichotał.
- Wypijesz lekarstwo na kaca, weźmiemy kąpiel, a potem coś zjesz.
- Nie ma szans, żebym coś zjadła. Przesadziłam z alkoholem. - powiedziałam, odgarniając włosy z twarzy.
- A prosiłem. - oznajmił, całkowicie zadowolony. Justin wziął mnie na ręce i zaniósł moje zmęczone ciało do kuchni. Przypominałam zwłoki. Jedyne, co mogło świadczyć o tym, że wciąż żyję to to, że owinęłam się wokół jego ciała. Cudownie pachniał. Miał na sobie tylko bokserki, a jego włosy były w kompletnym nieładzie. Dopiero teraz uzmysłowiłam sobie, jak strasznie muszę wyglądać. Uderzyłam się dłonią w czoło, gdy szatyn posadził mnie na blacie. Od razu tego pożałowałam. Justin ujął moją rękę, położył ją na moim udzie i ucałował to miejsce, w które się strzeliłam. Był przesłodki. To sprawiało, że jeszcze bardziej go kochałam. Czy mogłam mu o tym powiedzieć? Nie, to niemożliwe. Wiedziałabym to, bo takich rzeczy się nie zapomina.
- Idziesz dziś do pracy? - spytałam, pijąc wodę z jakimś proszkiem.
- Niestety. Przerwałem spotkanie, żeby wrócić do ciebie i moi partnerzy biznesowi są nieco wściekli. Ojciec się dowie i pogrzebie mnie żywcem. Postaram się zorganizować telekonferencję, czy coś w tym rodzaju.
- Przepraszam. - spuściłam wzrok i nerwowo zaczęłam bawić się palcami. Justin automatycznie ujął mój podbródek i podniósł moją twarz tak, aby móc patrzeć mi w oczy.
- Hej, to nie twoja wina. Sam podjąłem taką decyzję. - uśmiechnął się leniwie i pocałował moje usta. Westchnęłam, ponownie wskakując mu na ręce. Justin objął mnie mocno i zaniósł tym razem, do łazienki. Posadził mnie na brzegu wanny i odkręcił ciepłą wodę, co chwilę sprawdzając temperaturę. - Rozbieraj się, aniele.
Westchnęłam głośno, wędrując dłońmi do zapięcia stanika. Szatyn przewrócił teatralnie oczyma i zrobił to za mnie. Kazał mi wstać, a gdy to zrobiłam, zsunął moje koronkowe figi. Klepnął delikatnie moją kostkę, co oznaczało, że mam podnieść nogę. Najpierw raz, potem drugi. Byłam zafascynowana jego zaangażowaniem i delikatnością. Powoli weszłam do wody. Czułam się tak, jakbym od kilku dni ostro chorowała. Justin usiadł na brzegu wanny, wsunął nogi do wody i kazał mi się oprzeć. Ostrożnie zamoczył moje włosy i umył mi je szamponem, a następnie odżywką. Zmył całkowicie mój makijaż, a następnie zajął się ciałem. Czułam się odrobinę niekomfortowo, ale nie przeszkadzało mi to. Rozkoszowałam się jego dotykiem. Gdy siedzieliśmy w sypialni, a ja byłam ubrana, Justin zapytał.
- Czy dobrze się tobą opiekuję? - byłam zdziwiona. Właśnie czesał dokładnie moje włosy. Nigdy nikt nie poświęcał mi tyle uwagi, a on pyta, czy robi to dobrze?
- Idealnie. - mruknęłam.
- Nigdy tego nie robiłem, nie mam doświadczenia.
- Uspokój się. - powiedziałam, siadając do niego przodem. Przywarłam swoimi ustami do jego ust. - Jesteś najlepszy i niezastąpiony.
Potarłam dłonią jego policzek, pokryty dwudniowym zarostem. Uwielbiałam go w każdym wydaniu.
- Naprawdę nikim byś mnie nie zastąpiła? - spytał, a gdy odpowiedziałam, że nikim, wyraźnie się ożywił. Tak strasznie go kochałam. W każdej chwili mojego życia.
- Pamiętasz, co powiedziałaś mi, po powrocie z klubu? - spytał, ale pokręciłam głową. Może czymś go przestraszyłam? - Nastraszyłaś mnie tym, że słabo się czujesz. Byłaś tu sama, a bałem się, że coś może ci się stać, więc postanowiłem wrócić.
- Dziwne wyjaśnienie. Mogłeś równie dobrze kogoś tu przysłać.
- Wolałem sam to sprawdzić. - mruknął. Jego nastrój kompletnie się zmienił. - Jak się czujesz?
- Nawet nie pytaj. - jęknęłam, a on cicho zachichotał.
- Wypijesz lekarstwo na kaca, weźmiemy kąpiel, a potem coś zjesz.
- Nie ma szans, żebym coś zjadła. Przesadziłam z alkoholem. - powiedziałam, odgarniając włosy z twarzy.
- A prosiłem. - oznajmił, całkowicie zadowolony. Justin wziął mnie na ręce i zaniósł moje zmęczone ciało do kuchni. Przypominałam zwłoki. Jedyne, co mogło świadczyć o tym, że wciąż żyję to to, że owinęłam się wokół jego ciała. Cudownie pachniał. Miał na sobie tylko bokserki, a jego włosy były w kompletnym nieładzie. Dopiero teraz uzmysłowiłam sobie, jak strasznie muszę wyglądać. Uderzyłam się dłonią w czoło, gdy szatyn posadził mnie na blacie. Od razu tego pożałowałam. Justin ujął moją rękę, położył ją na moim udzie i ucałował to miejsce, w które się strzeliłam. Był przesłodki. To sprawiało, że jeszcze bardziej go kochałam. Czy mogłam mu o tym powiedzieć? Nie, to niemożliwe. Wiedziałabym to, bo takich rzeczy się nie zapomina.
- Idziesz dziś do pracy? - spytałam, pijąc wodę z jakimś proszkiem.
- Niestety. Przerwałem spotkanie, żeby wrócić do ciebie i moi partnerzy biznesowi są nieco wściekli. Ojciec się dowie i pogrzebie mnie żywcem. Postaram się zorganizować telekonferencję, czy coś w tym rodzaju.
- Przepraszam. - spuściłam wzrok i nerwowo zaczęłam bawić się palcami. Justin automatycznie ujął mój podbródek i podniósł moją twarz tak, aby móc patrzeć mi w oczy.
- Hej, to nie twoja wina. Sam podjąłem taką decyzję. - uśmiechnął się leniwie i pocałował moje usta. Westchnęłam, ponownie wskakując mu na ręce. Justin objął mnie mocno i zaniósł tym razem, do łazienki. Posadził mnie na brzegu wanny i odkręcił ciepłą wodę, co chwilę sprawdzając temperaturę. - Rozbieraj się, aniele.
Westchnęłam głośno, wędrując dłońmi do zapięcia stanika. Szatyn przewrócił teatralnie oczyma i zrobił to za mnie. Kazał mi wstać, a gdy to zrobiłam, zsunął moje koronkowe figi. Klepnął delikatnie moją kostkę, co oznaczało, że mam podnieść nogę. Najpierw raz, potem drugi. Byłam zafascynowana jego zaangażowaniem i delikatnością. Powoli weszłam do wody. Czułam się tak, jakbym od kilku dni ostro chorowała. Justin usiadł na brzegu wanny, wsunął nogi do wody i kazał mi się oprzeć. Ostrożnie zamoczył moje włosy i umył mi je szamponem, a następnie odżywką. Zmył całkowicie mój makijaż, a następnie zajął się ciałem. Czułam się odrobinę niekomfortowo, ale nie przeszkadzało mi to. Rozkoszowałam się jego dotykiem. Gdy siedzieliśmy w sypialni, a ja byłam ubrana, Justin zapytał.
- Czy dobrze się tobą opiekuję? - byłam zdziwiona. Właśnie czesał dokładnie moje włosy. Nigdy nikt nie poświęcał mi tyle uwagi, a on pyta, czy robi to dobrze?
- Idealnie. - mruknęłam.
- Nigdy tego nie robiłem, nie mam doświadczenia.
- Uspokój się. - powiedziałam, siadając do niego przodem. Przywarłam swoimi ustami do jego ust. - Jesteś najlepszy i niezastąpiony.
Potarłam dłonią jego policzek, pokryty dwudniowym zarostem. Uwielbiałam go w każdym wydaniu.
- Naprawdę nikim byś mnie nie zastąpiła? - spytał, a gdy odpowiedziałam, że nikim, wyraźnie się ożywił. Tak strasznie go kochałam. W każdej chwili mojego życia.
Cudowne :*
OdpowiedzUsuńŚwietne :)
OdpowiedzUsuńŚwietne!
OdpowiedzUsuńUwielbiam to :d
OdpowiedzUsuńNie poddawaj się nie każdy zostawia po sobie jakiś ślad zwróc uwagę na to że jest szkoła nie każdy ma na wszystko czas ale warto czytać tą historię masz talent dziewczyno rozwijaj się
OdpowiedzUsuń