- Już możesz patrzeć. - rzucił ze śmiechem. Był przepasany moim ulubionym kocem.
- Hej, to moje! - krzyknęłam.
- Zabierz, jeśli chcesz. - mruknął chrapliwie. Czy miałam to uznać za formę podrywu? Postanowiłam go zlekceważyć. Poszłam do swojego pokoju, nadal uważając na swoją głowę, która bolała, ale nie tak bardzo. Lekarstwo, które podał mi Justin, działało cuda. Przebrałam się w luźne czarne spodnie, do tego dobrałam szarą koszulkę na grubych ramiączkach. Na szyi zawiesiłam długi wisior, a na nadgarstku zapięłam złoty zegarek. Włosy upięłam w kucyk na czubku głowy, zrobiłam sobie makijaż i byłam gotowa. Wsunęłam stopy w szpilki, zabrałam torebkę i opuściłam mieszkanie. Miałam spotkać się z Justinem dopiero na lunchu, ale postanowiłam zrobić mu niespodziankę. Nie widzieliśmy się dopiero od dwóch godzin, a ja już bardzo za nim tęskniłam. Wsiadłam do swojego auta i ruszyłam w kierunku Bieber Industries, w którym miał dziś być. Budynek należał głównie do jego ojca, ale Justin miał tam duże udziały. Przedarcie się przez Nowy Jork o tej porze, graniczyło niemalże z cudem. Zaparkowałam samochód przed budynkiem i ruszyłam do środka. Na 30 piętrze, wysiadłam z windy. Powitałam sekretarkę Justina, a ona zamiast odpowiedzieć mi tym samym, natychmiast stanęła przed drzwiami do biura, nie chcąc mnie wpuścić.
- Pan Bieber nie pozwalał nikogo wpuszczać, bez wyjątku. - wyraźnie zaakcentowała ostatnie dwa słowa.
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego? - uniosłam pytająco brew, zakładając ramiona na klatce piersiowej.
- Ma teraz ważne spotkanie. Powinnam podejść do swojego biurka i sprawdzić, czy jest pani na liście gości.
- Proszę to zrobić. Pójdę za panią. Potrafię się zachować. - blondynka przez dłuższą chwilę się zastanawiała, jednak w końcu uległa i podążyła do miejsca pracy. Wykorzystałam chwilę jej nieuwagi i bez żadnego pukania, wpadłam do pomieszczenia, w którym zastałam Justina i...
- Sam? - zaśmiałam się. - Justin, możesz mi wytłumaczyć, co ona tu robi?
- Ty zdziro. - usłyszałam z ust pani Perkins. Byłam wściekła. To nawet mało powiedziane. Byłam u progu swojej granicy. Powiedział, że ona zniknęła z jego życia, a teraz siedzą sobie w jego biurze, jak nigdy nic. - Jak mogłaś odebrać mi mojego jedynego mężczyznę?
- Sam, uspokój się. - warknął, zbliżając się do mnie. Gdy chciał mnie objąć, natychmiast go odepchnęłam.
- Nawet mnie nie dotykaj. - burknęłam, odskakując na bezpieczną odległość. - Okłamałeś mnie.
- To nie tak, jak myślisz, skarbie. - całą swoją uwagę skupiał tylko na mnie. Nie interesowała go Sam. - Zostawimy ją tu, pójdziemy na lunch i porozmawiamy, okej?
- Ani się waż wychodzić, Justin. Nie skończyliśmy naszej rozmowy. - wtrąciła się Sam, stając pomiędzy nim, a mną. Ułożyła swoje idealnie wypielęgnowane łapska na jego ramionach, a mnie po prostu skręcało z zazdrości. Justin poprawił swój krawat, ujął jej dłonie i opuścił wzdłuż jej perfekcyjnego ciała.
- Sam, już ostatnio powiedziałem ci, co o tym myślę.
Jednak ona nie odpuszczała. Odwróciła się przodem do mnie, z tym swoim sztucznym uśmieszkiem.
- Czy Justin powiedział ci, co ostatnio robiliśmy i dlaczego do ciebie nie przyjechał? - gdy pokręciłam głową, westchnęła triumfalnie. - Bo zadowalał się moim ciałem.
- Sam, nie. - jęknął szatyn, chwytając się za głowę.
- Justin, czy to prawda? - spytałam cicho. Byłam zdruzgotana. On pokręcił przecząco głową. Kto kłamie
- Wypierdalaj stąd, Sam i nigdy więcej nie wracaj. - wrzasnął, wypychając ją z pomieszczenia. Stałam tam, kompletnie złamana. Nie widziałam niczego przez łzy. Słyszałam tylko, jak trzasnęły drzwi. Justin podszedł do mnie powoli i objął mnie mocno. Cmoknął mnie w czubek głowy. - To nie jest prawda, kochanie. Tak strasznie cię przepraszam.
- Jesteś pieprzonym dupkiem. - mruknęłam, cicho szlochając. Całe moje ciało drżało. Czułam się potwornie. Skąd mogłam wiedzieć, że tego nie zrobił?
- Wiem. Nie płacz, nie jestem tego wart. - zaczął delikatnie kołysać naszymi ciałami. Zacisnęłam dłonie na jego marynarce, usilnie trzymając się tego, co mi zostało. Chciałam mu wierzyć, zrozumieć, ale nie potrafiłam.
- Jak mam ci w to uwierzyć?
- Natalie, nie dotknąłem żadnej innej kobiety, odkąd cię poznałem. Liczysz się tylko ty. Sam jest ostatnią osobą, z którą mógłbym cokolwiek zrobić. Wiem, że to by cię zraniło. - szepnął, ocierając moje łzy. Przypomniałam sobie, jaki jest troskliwy dla mnie, wrócił z Irlandii przed czasem. Może on ma rację? - Naprawimy to, okej? Co powiesz na wspólny weekend w Meksyku?
- Podoba mi się. Ale jutro już jest piątek, wątpię, że się ze wszystkim wyrobimy. - mruknęłam, gładząc klapy jego marynarki. Uśmiechnął się i złożył pocałunek na moich ustach. Wierzyłam mu.
- Zostaw to mnie. Lunch i zakupy? Wezmę wolne do końca dnia.
- Obiecujesz, że nie będziesz marudził? - spojrzałam na niego podejrzliwie, a on zaśmiał się radośnie.
- Zrobię wszystko, by cię uszczęśliwić. - skinęłam głową, chcąc wydostać się z jego objęć. Potrzebowałam pięciu minut w łazience, aby doprowadzić się do porządku. - Jesteśmy pogodzeni?
- Tak. Muszę do toalety. - wymamrotałam. Szatyn wziął mnie na ręce i zaniósł do jego prywatnej łazienki. Gdy ja poprawiałam makijaż, on siedział na klapie toalety i uważnie mnie obserwował. Gdy kończyłam, objął mnie od tyłu w pasie i złożył drobne muśnięcie na złączeniu mojej szyi z ramieniem.
- To niesamowite, że będę miał cię przez ponad 48 godzin tylko dla siebie. To najlepsze, co mogłem ostatnio dostać.
Odwróciłam się przodem do niego i zarzuciłam ramiona na jego szyję.
- Jesteś tylko mój? - spytałam całkiem poważnie. Justin uśmiechnął się, położył moją dłoń na swoim sercu i cicho westchnął.
- Tak szaleję, gdy jesteś przy mnie. Oczywiście, że jestem cały twój, aniele. - wyszeptał i przytulił mnie do siebie.
*
- Mam dość. - bąknął Justin, siadając na jednej z ławek w centrum handlowym. Opadłam na miejsce obok niego i cmoknęłam go w policzek.
- Hej, obiecywałeś, że nie będziesz marudził. Potrzebuję jeszcze kilku drobiazgów. - odparłam, uśmiechając się do niego słodko.
- Sama wiesz, że nie mógłbym ci niczego odmówić. Za karę będziemy uprawiali całą noc leniwy seks. - szepnął, przygryzając moje ucho. Zachichotałam wesoło, patrząc mu w oczy. - Jesteś taka piękna. Nie mógłbym cię nikomu oddać.
Boże, tak strasznie kochałam tego mężczyznę. Kiedy Justin tak odpoczywał, ja zastanawiałam się, co jeszcze konkretnie jest mi potrzebne. I właśnie wtedy podeszła do nas Eveline, matka szatyna.
- Natalie, skarbie, jak dobrze znów cię widzieć. - powiedziała, zamykając mnie w szczelnym uścisku. Bieber przewrócił teatralnie oczyma. Jego mama poświęcała mi więcej zainteresowania, niż jemu. - Macie ochotę na małego drinka?
- Jest dopiero siedemnasta, a poza tym, prowadzę. - mruknął wyraźnie niezadowolony Justin.
- Natalie na pewno mi nie odmówisz, prawda? - gdy pokręciłam głową, ona ujęła mnie pod ramię. - Do zobaczenia, synku.
Jednak Justin nie odpuszczał. Mimo tego, że nie chciał pić, zamierzał nam dotrzymać towarzystwa. Cieszyłam się. Chciałam spędzać, jak najwięcej czasu z nim. Wylądowaliśmy w bardzo drogiej i eleganckiej restauracji. Eve zamówiła dla nas drinki i wróciła do stolika.
- Może wpadniecie do nas na obiad w niedzielę? - spytała kobieta, upijając łyk chłodnej cieczy.
- Nie będzie nas przez cały weekend w Nowym Jorku. - odparł Justin. - A teraz zostawiam was na chwilę, muszę zadzwonić do ojca.
I tyle go widziałam.
- Jest w ciebie taki zapatrzony. Nawet teraz cię obserwuje. - blondynka kiwnęła prawie niezauważalnie głową w stronę swojego syna. - Nigdy go takiego nie widziałam. Od pewnego momentu zaczął żyć naprawdę.
- Co z Chanel?
- Brak słów, nigdy jej nie tolerowałam. Justin marnował swoje talenty przy niej. Mógł mieć każdą kobietę, ale ona była odpowiednia. Twierdził, że nikt bardziej nie może go kochać. Dlatego ciągle przy niej był. - oznajmiła. Westchnęłam cicho i wzięłam duży łyk alkoholu, aby ukoić swoje myśli.
- A Sam? Ma oko na Justina.
- Nienawidzę tej kretynki. - fuknęła, ale od razu się uspokoiła. Miałam ją po swojej stronie? Cudownie. - Zawsze próbowała mieszać Justinowi w głowie. Wiem, że pakowała mu się nie raz do łóżka. Justin rzadko kiedy dobiera odpowiednie osoby, ale ciebie jestem pewna.
- Kocham go. - mruknęłam, patrząc na swoje dłonie, które były teraz najciekawszym elementem w tym miejscu.
- Wiem, kochanie. On ciebie również, tego nie da się przeoczyć. - gdy szatyn wrócił, zakończyłyśmy prywatne pogaduszki. - Niestety, muszę już was zostawić. Natalie, masz ochotę na poniedziałkowy lunch? Wpadnę po ciebie do studio.
- Jasne, nie ma sprawy. - odparłam. Justin uśmiechnął się i wyraźnie odetchnął, gdy jego rodzicielka zniknęła z zasięgu naszego wzroku. Przysunął krzesło bliżej mnie i ułożył dłoń na moim udzie.
- Pragnę cię, właśnie w tym momencie. - powiedział, uśmiechając się słodko. Przeniosłam swoje ciało na jego kolana i poruszyłam biodrami tak, aby otrzeć się o jego przyrodzenie. - Cholera, Nat, uspokój się, albo będę musiał wziąć cię tutaj, na oczach wszystkich ludzi.
- Już jestem grzeczna. - wydęłam usta, do których on momentalnie przywarł. Jego język bezczelnie wdarł się do mojej jamy ustnej. Moje ciało przeszył dreszcz, gdy Justin dociskał mnie do swojego krocza. Palące podniecenie pojawiło się w moim podbrzuszu.
- Tylko ja tak na ciebie działam? - spytał, uśmiechając się jeszcze szerzej, niż poprzednio.
- Tylko ty, skarbie. - mruknęłam, pragnąc natychmiast znaleźć się w jego domu.
- Czego potrzebujesz?
- Ciebie. I to w tej chwili, Justin. - jęknęłam, gdy potarł palcami moją kobiecość, przez materiał spodni. Droczył się ze mną.
- Wrócimy do domu, gdy mi na coś odpowiesz.- Natalie, skarbie, jak dobrze znów cię widzieć. - powiedziała, zamykając mnie w szczelnym uścisku. Bieber przewrócił teatralnie oczyma. Jego mama poświęcała mi więcej zainteresowania, niż jemu. - Macie ochotę na małego drinka?
- Jest dopiero siedemnasta, a poza tym, prowadzę. - mruknął wyraźnie niezadowolony Justin.
- Natalie na pewno mi nie odmówisz, prawda? - gdy pokręciłam głową, ona ujęła mnie pod ramię. - Do zobaczenia, synku.
Jednak Justin nie odpuszczał. Mimo tego, że nie chciał pić, zamierzał nam dotrzymać towarzystwa. Cieszyłam się. Chciałam spędzać, jak najwięcej czasu z nim. Wylądowaliśmy w bardzo drogiej i eleganckiej restauracji. Eve zamówiła dla nas drinki i wróciła do stolika.
- Może wpadniecie do nas na obiad w niedzielę? - spytała kobieta, upijając łyk chłodnej cieczy.
- Nie będzie nas przez cały weekend w Nowym Jorku. - odparł Justin. - A teraz zostawiam was na chwilę, muszę zadzwonić do ojca.
I tyle go widziałam.
- Jest w ciebie taki zapatrzony. Nawet teraz cię obserwuje. - blondynka kiwnęła prawie niezauważalnie głową w stronę swojego syna. - Nigdy go takiego nie widziałam. Od pewnego momentu zaczął żyć naprawdę.
- Co z Chanel?
- Brak słów, nigdy jej nie tolerowałam. Justin marnował swoje talenty przy niej. Mógł mieć każdą kobietę, ale ona była odpowiednia. Twierdził, że nikt bardziej nie może go kochać. Dlatego ciągle przy niej był. - oznajmiła. Westchnęłam cicho i wzięłam duży łyk alkoholu, aby ukoić swoje myśli.
- A Sam? Ma oko na Justina.
- Nienawidzę tej kretynki. - fuknęła, ale od razu się uspokoiła. Miałam ją po swojej stronie? Cudownie. - Zawsze próbowała mieszać Justinowi w głowie. Wiem, że pakowała mu się nie raz do łóżka. Justin rzadko kiedy dobiera odpowiednie osoby, ale ciebie jestem pewna.
- Kocham go. - mruknęłam, patrząc na swoje dłonie, które były teraz najciekawszym elementem w tym miejscu.
- Wiem, kochanie. On ciebie również, tego nie da się przeoczyć. - gdy szatyn wrócił, zakończyłyśmy prywatne pogaduszki. - Niestety, muszę już was zostawić. Natalie, masz ochotę na poniedziałkowy lunch? Wpadnę po ciebie do studio.
- Jasne, nie ma sprawy. - odparłam. Justin uśmiechnął się i wyraźnie odetchnął, gdy jego rodzicielka zniknęła z zasięgu naszego wzroku. Przysunął krzesło bliżej mnie i ułożył dłoń na moim udzie.
- Pragnę cię, właśnie w tym momencie. - powiedział, uśmiechając się słodko. Przeniosłam swoje ciało na jego kolana i poruszyłam biodrami tak, aby otrzeć się o jego przyrodzenie. - Cholera, Nat, uspokój się, albo będę musiał wziąć cię tutaj, na oczach wszystkich ludzi.
- Już jestem grzeczna. - wydęłam usta, do których on momentalnie przywarł. Jego język bezczelnie wdarł się do mojej jamy ustnej. Moje ciało przeszył dreszcz, gdy Justin dociskał mnie do swojego krocza. Palące podniecenie pojawiło się w moim podbrzuszu.
- Tylko ja tak na ciebie działam? - spytał, uśmiechając się jeszcze szerzej, niż poprzednio.
- Tylko ty, skarbie. - mruknęłam, pragnąc natychmiast znaleźć się w jego domu.
- Czego potrzebujesz?
- Ciebie. I to w tej chwili, Justin. - jęknęłam, gdy potarł palcami moją kobiecość, przez materiał spodni. Droczył się ze mną.
- Co tylko zechcesz. - przypominałam teraz małą desperatkę, która od wielu lat nie uprawiała seksu. Nie moja wina, że Justin właśnie w ten sposób na mnie działał. Krew w moim organizmie szalała.
- Zamieszkaj ze mną. - zesztywniałam. Przecież było na to o wiele za wcześnie.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Dopiero się poznaliśmy, jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Nie, kotku. Jesteś moją dziewczyną, którą pragnę całować na dobranoc i dzień dobry w łóżku, w moim pieprzonym domu.
Naprawdę jestem jego dziewczyną?
- Czy mogę się zastanowić? - zapytałam, całując go czule i szybko.
- Przekonam cię do tego w penthousie, chodźmy.
Jakie to urocze :)
OdpowiedzUsuńCudowny fanfiction jestem pod wrażeniem :D
OdpowiedzUsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam, uwielbiam, uwielbiam uwielbiam:D
OdpowiedzUsuńWięcej :-*
OdpowiedzUsuń