Gdy obudziłam się nad ranem, Justina nie było obok. Westchnęłam zrezygnowana, przebiegając palcami po jego poduszce. Gdzie podziewała się moja miłość o tak wczesnej porze? Na dworze ledwie świtało. W nocy dostałam niezły wycisk od mojego chłopaka. W końcu mogłam go w ten sposób nazywać. Kilka razy obudziłam się, czując, jak zaczyna kolejną rundę. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Wstałam z ciepłego łóżka, narzuciłam na swoje nagie ciało szlafrok i zeszłam na dół. Justin akurat wszedł do domu.
- Dzień dobry, aniele. - rzucił z tym swoim seksownym uśmieszkiem. Dobrze wiedziałam, że myślał o tym samym, co ja. Zebrałam swoje włosy w niechlujnego koka i umocowałam go gumką. Szatyn przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
- Gdzie byłeś? - spytałam, uważnie go obserwując. Usiadłam przy wyspie kuchennej, podczas gdy on kręcił się po kuchni.
- Biegałem. Musiałem pomyśleć. - potarł palcami swoje czoło i dodał. - A potem zobaczyłem supermarket. Pierwszy raz robiłem sam zakupy, wiesz o tym? Teraz zrobię ci śniadanie.
- Co kupiłeś? - stanęłam tuż za nim i usilnie próbowałam zajrzeć przez jego ramię, co leży na blacie, ale to było bezsensu. Był zbyt wysoki.
- Proszę. - wręczył mi moją ulubioną kawę ze Starbucksa i kazał mi usiąść ponownie. - Kupiłem bułki, ser, wędlinę, pomidory, ogórki, jajka i bekon. Na co masz ochotę?
- Na jajecznicę na bekonie. Do tego bułka z pomidorem.
- Więc biorę się do pracy. - uśmiechnął się szeroko. To sprawiało mu niewyobrażalną przyjemność. - Gdy zobaczyłem ten supermarket, uznałem, że muszę tam wejść. Chciałbym, aby już zawsze tak wyglądało nasze życie. Chcę cię zaskakiwać i uszczęśliwiać.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. To był najsłodszy facet na całym świecie. Patrzył na mnie tak, jakby nikt inny nie istniał na tym świecie. Upiłam łyk swojej kawy. Tak strasznie chciałam mu powiedzieć, że go kocham. Ale było za wcześnie. Tak samo, jak na wspólne mieszkanie. Nie wiedziałam, jak Justin mógłby zareagować na moje wyznanie.
- Przyjadę po ciebie do pracy. - mruknął Justin, stawiając przede mną talerz pełen jedzenia. Zaburczało mi w brzuchu. - Smacznego, kotku.
- Dziękuję. Pachnie wspaniale. - odparłam, chwytając widelec. Wsunęłam do ust jajko, w połączeniu z bekonem i rozkoszowałam się tym smakiem. Było idealne. Upiłam łyk kawy, a następnie ugryzłam bułkę. - Zdecydowanie zgadzam się na takie życie.
Westchnęłam, co chyba Justinowi przyniosło satysfakcję. Gdy wsunęłam jajko do ust ponownie, Justin pochylił się nad długim blatem, wsunął język do moich ust i odebrał mi jedzenie, nim zdążyłam się nim nacieszyć.
- Która jest godzina? - spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się wymownie. Byłam spóźniona do mojej cholernej pracy. Poderwałam się z miejsca, biegnąc w stronę schodów. - Zrobiłeś to specjalnie.
- Natalie, natychmiast tu wróć i dokończ posiłek. Nigdzie cię nie puszczę, póki nie skończysz jeść.
- Sam to zjedz. Przez ciebie jestem spóźniona. - wrzasnęłam, wbiegając do naszej wspólnej sypialni. Naciągnęłam na siebie koronkową bieliznę. Przesuwałam wszystkie wieszaki z sukienkami, jakie zostawiłam u Justina. Aby zrobić mu na złość, zdecydowałam się na czarną, bardzo krótką i obcisłą sukienkę, na nadgarstku zapięłam złotego rolexa, wsunęłam na stopy wysokie, czarne szpilki i prawie byłam gotowa. Zostawiłam włosy tak, jak upięłam je rano. Szybko umyłam zęby i pomalowałam się delikatnie. Dziesięć minut, niezły wynik. Zabrałam torebkę, która pasowała do mojego stroju i zbiegłam na dół. Justin akurat wstawiał talerze do zmywarki.
- Nie waż się wychodzić w tym stroju, Natalie. - krzyknął i rzucił się w pogoń za mną. Ale nawet przy moich ponad dziesięciocentymetrowych obcasach, miałam przewagę. Justin za późno ruszył. Gdy byłam już w windzie, zadzwonił do mnie. - Dorwę cię za ten pieprzony strój. Czy ty naprawdę chcesz, abym ogłupiał? Przysięgam, Nat, że ostro ci się za to oberwie.
- Do później, kochanie. - rzuciłam słodko, rozłączając się. Natychmiast dostałam smsa.
Jesteś w cholernych kłopotach, aniołku. Nie każ mi na siebie długo czekać. J.
Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy udało mi się naprawdę wkurzyć Justina. Nie mogę doczekać się tego, co ze mną zrobi. Naprawdę uwielbiam tego faceta. Nie wyobrażam sobie, że jakaś suka mogłaby położyć na nim swoje łapy. Spędzę ponad dwa dni, z moim przystojnym bogiem. Będę tylko ja i on. No i może jakaś ochrona, ponieważ Justin jest bardzo przewrażliwiony. Każdego dnia chciałam mu powiedzieć, jak bardzo go kocham. Ale nie mogłam. Coś mnie blokowało, tylko nie wiem co. Zastanawia mnie, jakie były jego relacje z Chanel i innymi kobietami. Czy z Samantą łączył go tylko seks? Mój mózg pracuje na pełnych obrotach. Pomiędzy myślami o Justinie i jego miłosnych podbojach, rozmyślam również nad tym, czy zabrałam wszystko na nasz mały wypad. Z zamyślenia wyrywa mnie kolejny sms.
Będę po ciebie punktualnie o 17. Żadnego spóźnienia. J.
Jest naprawdę wściekły, ale i tak nie zamierzam odpowiadać. Jednak, czy to nie zepsuje naszej wycieczki? Justin nie może być taki zaborczy wobec mnie. Parkuję samochód przed Willis&Marks. Mianowałam Lou swoim współwłaścicielem, ponieważ przyjaźniliśmy się od dawna, a ja mu ufałam.
- Znowu spóźniona. - mamrocze mój przyjaciel-gej i wita mnie całusem w policzek. Kładę dłonie na jego ramionach i delikatnie go przytulam. - Seksowna kiecka. Czy to dla naszego ciasteczka?
- Lou, błagam. Mogę dziś być trupem przez ten strój. Mamy dziś dużo klientów?
- Och, tak. Mamy dziś nawał pracy, a na dodatek Liz się rozchorowała. Jesteśmy w dupie. - mruczy, poprawiając swój różowy krawat. Lou zdecydowanie nadaje temu miejscu koloru. Jest przystojny, więc ściąga wiele klientek, co tylko wpływa dobrze na nasz budżet. - Hej, co ta laweta robi przed naszym studiem? Oni zostawiają tu ten kabriolet. Jest boski!
Do studia wchodzi jeden z mężczyzn, podczas gdy dwóch pozostałych, próbuje uporać się z autem.
- Natalie Willis? - zwraca się do mnie, a ja kiwam głową. Przecież nie kupowałam żadnego samochodu. - Musi tu pani podpisać.
- To nie mój samochód. - mruknęłam, patrząc na niego. Facet dokładnie mi się przygląda. Już wiem, co Justin miał na myśli, gdy zabraniał mi wychodzić w tej sukience z domu.
- Pan Bieber kazał go tu dostarczyć. - i wszystko nagle staje się jasne.
- Twój bóg kupił ci auto. Dziewczyno, jesteś taką szczęściarą.
Justin ma wyrzuty sumienia, więc kupuje mi kabriolet za dwieście tysięcy dolarów. Wariat. Głupek. Ale to sprawia, że poziom mojej miłości wzrasta. Wzdycham i składam podpis w wyznaczonym miejscu. Gdy trójka spoconych mężczyzn odjeżdża, podchodzę do mojego pięknego kabrioletu. Justin idealnie trafił mój gust. Za wycieraczką jest bilecik. Wyciągnęłam go i potarłam lekko palcem.
Przepraszam, maleńka. Przesadziłem. Podoba ci się? To na rozpoczęcie naszego wspólnego życia. Tęsknię. Twój J.
Uśmiechnęłam się, opierając swoje ciało o maskę kabrioletu. Czy nasze życie rozpoczęło się wcześniej, czy dopiero dziś rano? Jest tak wiele pytań, które chcę mu zdać, ale wiem, że na większość nie udzieli mi odpowiedzi. Typowy Justin. Kilka minut później, gdy nacieszyłam oczy swoim drogim prezentem, wracam do studia. Mój mężczyzna wydał na mnie już tyle pieniędzy, nie mogę w to uwierzyć. Najpierw studio, teraz auto, wycieczka do Meksyku. Wiem, że muszę mu się w jakiś sposób odwdzięczyć. I wiem też, co zrobię. Pomiędzy jednym klientem, a drugim, piszę Justinowi krótkiego smsa. Mam nadzieję, że chce przyjechać do studia i posiedzieć tu ze mną. Wszystko od razu byłoby lepsze. Pojawia się piętnaście minut później. Leniwie podnosi swój seksowny tyłek z siedzenia swojego ukochanego Bugatti Veyrona. Osobiście nienawidzę tego samochodu. Justin zawsze pędzi nim, jak oszalały. Chcę wierzyć, że nigdy nic mu się nie stanie, ale nie potrafię. Szatyn lubi szybką jazdę, w każdym znaczeniu. Na jego widok moje serce mocno trzepocze. Wchodzi do salonu, skupiając całą swoją uwagę tylko na mnie. Czy to możliwe, abym była jego światem? Chciałabym wiedzieć, co Justin myśli i czuje, gdy mnie widzi. Uśmiechnął się, zdjął okulary i wsunął je do kieszeni marynarki. Pomimo tego, że nie jest w pracy, ma na sobie garnitur, a ja jestem nadal nim oczarowana.Wszystkie kobiety, jakie są w studio, patrzą na niego z otwartymi buziami. Jednak on opiera się o moje biurko i mocno całuje mnie w usta.
- Witam, maleńka. - uśmiechnął się szeroko i przysunął krzesło, aby być, jak najbliżej mnie. Nie odpowiadam, a on ponownie muska moje wargi. Jest szczęśliwy. Zarzuciłam ręce na jego ramiona, bezustannie patrząc w jego czarne oczy.
- Dziękuję za samochód. Jest fantastyczny.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - mruknął. Ułożył swoją potężną dłoń na moim udzie, jednak wciąż na mnie patrzy. - Uwielbiam, gdy jesteś szczęśliwa. Musisz wiedzieć, że jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką spotkałem dotychczas. I musisz też wiedzieć, że piękniejszej od ciebie nie będzie.
Kocham cię - mówię do siebie w myślach, ale jestem pewna, że to odczytał, ponieważ ponownie się uśmiecha. A może po prostu jest szczęśliwy? Westchnęłam cicho.
- Mógłbyś odpisać na kilka mejli? Będziemy mieli teraz wielu klientów, więc Lou sam sobie nie poradzi.
- Oczywiście. Będziesz miała czas, aby wyjść na lunch? - spytał, trzymając dłonie na moich biodrach. Pokręciłam delikatnie głową. - Nie zjadłaś zbyt wiele dziś rano. Jak skończę, kupię coś na wynos, okej?
- Okej. - ostatni raz pocałowałam go w usta i ruszyłam w stronę Lou. Widziałam jeszcze, jak Justin zdjął marynarkę, podwinął lekko rękawy koszuli i wziął się do pracy. Gdy ja robię zdjęcia, mojego chłopaka zaczepia jakaś kobieta. Jest bardzo elegancka i zadbana, ale mimo to, Justin nie zwraca na nią zbyt wielkiej uwagi. Starałam się skupić na swojej pracy, ale kompletnie mi to nie wychodziło. Kolejna zdzira się do niego przystawiała, a ja nie mogłam tego zaakceptować. Wiem, jak piękny i idealny jest Justin, ale skoro coraz więcej osób wie o naszym związku, mogliby sobie odpuścić. To wszystko dzieje się tak szybko. Gdy Justin przytula mnie od tyłu, odetchnęłam głęboko. Musiał wyczuć moje napięcie, a przede wszystkim zauważyć, że ciągle go obserwuję.
- Czemu jesteś zdenerwowana? - spytał cicho, muskając wrażliwe miejsce za moim uchem.
- Nie jestem. - odparłam, nie spuszczając dłoni z aparatu. Szatyn przejechał dłońmi po moim brzuchu. Chociaż nie widziałam jego twarzy, mogłam się domyślać, że się uśmiecha.
- Weź wolne.
- Nie mogę. Zawaliłam już dwa dni pracy. - mruknęłam, a to go chyba nie bardzo uszczęśliwiło.
- Nie chcę, żebyś pracowała, Nat. Moglibyśmy spędzać więcej czasu razem.
- Znudzę ci się.
- Nigdy, kochanie. - powiedział cicho, masując moje biodra. Co on kombinuje? - Zatrudnię odpowiednio wykwalifikowanych ludzi, abyś nic nie musiała robić. Zgadasz się?
- Nie wiem.
- Zgadzasz się, Nat? - powtórzył nieco dobitniej. Pokiwałam delikatnie głową. Nawet, gdybym się nie zgodziła, Justin i tak zrobiłby swoje. Ten człowiek nie przyjmował odmowy.
Świetny rozdział !
OdpowiedzUsuńKocham to :*
OdpowiedzUsuńIdealna historia :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takiego słodkiego Justina ;-)
OdpowiedzUsuń